piątek, 9 stycznia 2015

Janosik - historia prawdziwa

Powszechnie znamy to uczucie towarzyszące momentowi, w którym wszystkie wątki zaczynają splatać się w jedną całość. Różnie to bywa, w kryminałach najczęściej na przedostatniej stronie, w życiu zazwyczaj po czterdziestce, a u Bergmana przeważnie w drugiej albo i trzeciej godzinie.

Mnie splotło się teraz, a to za sprawą Bolesława Wallek-Walewskiego i jego dzieła pod znaczącym tytułem "Pomsta Jontkowa". Pamiętamy wszyscy pohańbioną Halkę i te liryczne frazy ("O mój maleńki, chodź do trumienki..."), a zaraz potem dramatyczny okrzyk "Ha! Dzieciatko nam umiera, z głodu umiera..." (choć najczęściej z metryki obsadzanych sopranistek wynika, że to raczej wnuczątko, a i domniemana matka na szczególnie zagłodzoną nie wygląda, a wręcz przeciwnie).

Więc jednak okazało się, że dzieciątko przeżyło matkę (a także i ojca). Przezorny Jontek oddał je na wychowanie żydowskim zakonnicom, które wykierowały chłopca na komunistycznego prokuratora. Niestety, w wyniku lustracji i dekomunizacji Janusz junior stracił materialne podstawy swojego bytu i jął się - początkowo drobnych - kradzieży. Od rzemyczka do koniczka - później przybrał ksywę Janosik i przystał do mafii, a co było dalej, to wszyscy wiemy, chociażby z serialu Passendorfera.