piątek, 19 grudnia 2014

Powrót słoika


W ramach dobiegającego końca Roku Kolbergowskiego wybraliśmy się niedawno na przedstawienie opery Oskara Kolberga pt. Scena w karczmie czyli powrót Janka w gminnym Domu Kultury w Przeźmierowie pod Poznaniem. Była – przewidywalnie – „taka gmina”, choć oczywiście na swój sposób miła i (w miarę) nieźle odśpiewana. No i bardzo dobrze, że ktoś się tym naszym polskim dziedzictwem kulturowym zainteresuje – bo jak nie my, to kto. Pod względem reżyserskim zaserwowano typową cepeliadę, choć z dość zaskakującym elementem nowoczesnym, kiedy na scenę weszła duża grupka nastolatków ubranych w modne stroje i wykonujących stereotypowe nastoletnie czynności z robieniem „słit-foci” smartfonami włącznie. I właśnie ta pojawiająca się ni stąd ni zowąd gimbaza nasunęła mi pewien pomysł – może trzeba było się nie bać, i zrobić tego Kolberga na nowocześnie? Bez usia-siusia, ojdiridi i wywijania zapaską – ale za to tak, żeby widz przekonał się, że aż tak wiele przez te 100 lat z małą górką się nie zmieniło. Nie Powrót Janka więc, a „Powrót słoika”, ale poza tym właściwie bez większych zmian.

Otóż tytułowy Janek wraca do rodzinnej wsi z Warszawy, gdzie próbował szczęścia i „lepszego życia”, ale nigdzie nie udało mu się zaczepić. Być może praca w korporacji nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań, zabrakło kasy na wynajem mieszkania, nie udało mu się nawiązać żadnych kontaktów i został na lodzie. Robiąc więc dobrą minę do kiepskiej gry, Janek dochodzi do wniosku, że w Warszawie i tak mu się nie podobało i postanawia wrócić na wieś. Tam już czeka porzucona Basia, córka zamożnego gospodarza, może pozbawiona wielkiej urody i błyskotliwości, ale szczerze zakochana i skłonna wybaczyć. Ojcowe morgi i posłuch w gminie też dodają jej uroku. Tak więc ostatecznie Janek głosi chwałę „wsi wesołej”, zdejmuje przyciasny garniak i ubiera się w wygodny strój nowoczesnego eurofarmera gotowego na przyjęcie unijnych dotacji. I nagle okazuje się, że Kolberg był niemal wizjonerem i przewidział jakimi torami potoczą się losy dużej części dzisiejszych dwudziesto-trzydziestolatków. Wystarczy dorzucić kilka winietek ilustrujących dramatyczne opowieści Janka o warszawskich okropnościach - narkomani? kluby drag queens? może znajdzie się miejsce i dla rozwydrzonych małolatów – i mamy nowoczesne, ciekawe, dające do myślenia przedstawienie, a nie odkurzoną, bo wypada, ramotę.