czwartek, 21 czerwca 2012

Odniosłam Wiktorię

Informuję wszystkich Drogich Czytelników, iż odniosłam Wiktorię. Konkretnie to Wiktorię (a raczej należną jej część) odniesiono mi, w trzech pakach owiniętych szarym papierem prosto do gabinetu, skąd rozeszła się po ludziach jakoś podejrzanie szybko.

O tym, że fajnie być autorem nie trzeba mnie przekonywać – mniej lub bardziej twarde dowody znajdują się z boku – ale zostanie, jak mawiają Anglosasi, „a Published Author“ jest jeszcze przyjemniejsze. Przy okazji oczywiście nachodzą człowieka różne głupie myśli o spuściźnie, czytelnikach, którzy być może jeszcze się nawet nie urodzili i inne takie tam exegi monumentum. Teoretycznie Wiktorii – praktycznie różnym osobom, w tym i sobie. Jest to dziwne, podniosłe i napełniające pokorą jednocześnie. Może to kwestia przyzwyczajenia – powiem tak: postaram się do tego przywyknąć.



Gdyby ktoś życzył sobie zawrzeć z Wiktorią osobistą znajomość, to może to uczynić na przykład tutaj (albo, na przykład, tutaj).

A na zachętę, zapraszam do Programu Drugiego Polskiego Radia w najbliższą sobotę (23 czerwca) o 16.00, kiedy to Wiktoria będzie tematem, a ja gościem audycji Klub Ludzi Ciekawych Wszystkiego. Pewnie po emisji wstawią odcinek na swoją stronę.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

O złych skutkach adopcji


Wszyscy kiedyś widzieliśmy motylka modraszka. Motylek modraszek przypomina mrożkowskiego ptaszka ugupu. Przypomina z obyczajów. Modraszek do szczęścia potrzebuje roślinek krwiściągu lekarskiego. To jest jeszcze całkiem zrozumiałe, bo - na przykład - pies Olgi Jackowskiej też potrzebuje roślinek, innych i w dodatku ususzonych. Perwersje zaczynają się dalej. Oto bowiem larwie modraszka, która wykluła się ze złożonego na krwiściągu jajeczka i żyła sobie dotychczas spokojnie włączają się szwendacze. Larwa rusza w świat, a w zasadzie wykonuje pierwszy w tym kierunku krok polegający na opadnięciu bądź zejściu na ziemię. Na ziemi larwa czeka na mrówkę. I to nie byle jaką. Na mrówkę wścieklicę. Mrówce wścieklicy, otumanionej feromonami, wydaje się, że larwa modraszka jest młodszą siostrzyczką (larwą mrówki) i zanosi ją do mrowiska. Na ogół tej iluzji ulegają też inne mrówki mrowiska; larwa modraszka unikając gwałtownych ruchów stara się je nie prowokować. W mrowisku larwa modraszka skłania się ku diecie wysokobiałkowej (jaja i larwy mrówek), a na wiosnę wylatuje pięknym modraszkiem, szukając modraszka odmiennej płci i roślinki krwiściągu lekarskiego. I tak da capo al fine. 

Oszacujmy teraz prawdopodobieństwo znalezienia właściwej roślinki, prawdopodobieństwo opadnięcia na ziemię we właściwym czasie (tak, aby trafić na przechodzącą mrówkę właściwego gatunku - larwy niezabrane do mrowiska giną z głodu), prawdopodobieństwo, że mrówki dadzą się oszukać i nie zlinczują larwy modraszka w mrowisku, wreszcie prawdopodobieństwo, że mrowisko nie pozbiera tak dużej ilości modraszków, że nie przeżyje jako społeczność. Na deser dodajmy sobie jeszcze prawdopodobieństwo uniknięcia porażenia larwy modraszka przez błonkówki z rodziny gąsieniczników (a tak, trafiła kosa na kamień, modraszki też mają swoich obcych). I co nam wyjdzie? Ano wyjdzie nam to, że modraszki od kilkunastu tysięcy pokoleń(*) grają w totolotka. I wciąż zdarzają się szóstki.

(*) - Wiadomo dość dokładnie, kiedy wyewoluowały modraszki. A nawet gdzie. W Mongolii.