wtorek, 6 sierpnia 2019

Z dala od domu (18) - Wietrzne miasto


Do Chicago nie trafiłabym, gdyby nie odbywajca situtaj konferencja. Konferencja jest w Lewis University, połoonym o jakąś godzindrogi od miasta, wic na zwiedzanie zostaje mi jeden dziei dwie słabe półdniówki. Pierwsza z nich słaba z powodu koniecznoci dolotu i wydostania siz lotniska O’Hare do centrum. Takiego chaosu organizacyjnego: kolejka do „immigration” ma z 1000 osób, tymczasem dwupokładowy samolot Lufthansy z Frankfurtu lokalni bagaowi rozładowali metodna zwał (wszystkie walizki leżą na wielkiej kupie), bilet na metro mona kupiwyłącznie w maszynie, która nie bierze banknotów o nominałach wyszych ni20$, a przy uyciu karty kredytowej domaga si(tak, na lotnisku) numeru kodu pocztowego w USA. Jakoudaje mi sikupiten bilet, wsiadam do metra zadowolona, e niedługo bdw hotelu. A gdzie tam! Po przejechaniu kilku stacji pocig staje. Roboty drogowe. Wszyscy pasaerowie, wraz z bagaami, kierowani sdo autobusów zastpczych – po kilku kondygnacjach wskich schodów. Autobus jedzie jakie20 minut do nastpnej stacji, gdzie cała procedura powtarza siw drugstron. Dotarcie do hotelu trwa bite dwie godziny.

Samo centrum nie jest jednak bardzo rozległe. Mieci je tzw. Loop (czyli ptelka – utworzona przez zbiegajce situ z rónych stron linie metra). Metro nosi tu zresztnazw„L”, od słowa „elevated”, czyli podwyszony. Wiele linii porusza sibowiem na eliwnych wiaduktach ponad ulicami, a tylko niektóre jedżą pod ziemi.

Konferencja (cykliczna, co 2 lata w innym miejscu) powicona jest powieci gotyckiej i pokrewnym sztukom – Chicago całkiem dobrze nadaje sina gospodarza, bo (jeli wie sichoodrobino jego historii) to miasto jest dość przeraajce. Powstało na malarycznych mokradłach „wykupionych” od Indian w pocztkach XIX wieku. Od pocztku przemysłowe i długo pozbawione ambicji kulturalnych, stało siorodkiem przetwórstwa zboa (ponoto tutaj wymylono elewatory i to one były pierwszymi „drapaczami chmur”) oraz misa (gigantyczne, zmechanizowane rzenie zainspirowały jakoby Henry’ego Forda do budowy fabryki samochodów). Panował wszechobecny smród, brud, ndza, choroby i wanie etniczne – bo do miasta cignęły wszelkie mniejszoci (Niemcy, Szwedzi, Polacy, Latynosi, ydzi, Irlandczycy, Włosi, Azjaci itd.), które rzadko kiedy yły ze sobw zgodzie. Kiedy w 1871 roku wikszość centrum spłonęła w jednym z najwikszych poarów miejskich stulecia, obwiniono o to Irlandczyków. Była nawet cała historia o tym, jak to krowa pewnej pani O’Leary przewróciła latarnii spowodowała katastrof(po latach ustalono, e winna nie była włacicielka krowy, ale złodziej, który zakradł sido obory po mleko). Plusem tej sytuacji było to, e Chicago mona było (a nawet trzeba) szybko odbudowa. Pomoc spływała z całego kraju, a nawet i spoza niego – królowa Wiktoria osobicie wysłała 8000 książek, aby w Chicago wreszcie utworzono bibliotek.

Odbudowa poszła nadspodziewanie sprawnie. Pojawiły siwysokociowce w stylu eklektycznym – przypominajce zamki i gotyckie katedry stojce na wysokich skałach. Wytyczono miejskie parki, które do dzistanowijednz wikszych atrakcji miasta. W latach midzywojennych wzrosła znacznie populacja, w tym kolorowa. Chicago stało sijednym z miejsc „Czarnego Renesansu” w muzyce (jazz, blues i gospel), literaturze i sztuce. Juw 1879 roku załoono Art Institute of Chicago – jedno ze wspanialszych muzeów wiata (a Ameryki to na pewno) powiconych sztuce. Niestety, te czasy to równieprohibicja i wyrosłe z niej gangi. Lata 20. XX wieku to okres ulicznych strzelanin z policji wojen gangów, takich jak zorganizowana przez Ala Capone „Masakra dnia w. Walentego” w 1929 roku.

Co warto zobaczypodczas krótkiej wizyty w Chicago? Ja zdecydowałam sina zwiedzenie Art Institute (2,5 godziny, a mona i znacznie dłuej) – muzeum posiada imponujckolekcjsztuki europejskiej (właciwie wszystkich epok od antyku, ze szczególnie dobrym wyborem dzieł Impresjonistów), a take amerykaskiej (must see to kapitalny i zabawny „American Gothic” Granta Wooda, „Nighthawks” Edwarda Hoppera, czy „Portret Doriana Graya” Ivana Albrighta). Do tego przemylany wybór sztuki innych kontynentów (trafiłam np. na ciekawwystawpokazujc, jak w XIX w. Japoczycy przedstawiali Ameryki Amerykanów w swoich grafikach).

Sprzed frontonu muzeum, ozdobionego rzebionymi lwami, startowała słynna droga 66, o czym zawiadcza stosowna tabliczka. Samo muzeum połoone jest w pasie parków cigncych siwzdłujeziora Michigan. Warto zobaczyciekawe fontanny: wielkjak weselny tort fontannBuckingham, secesyjnfontannPiciu Jezior, czy całkiem nowoczesnCrown Fountain, na której co chwila wywietlajsitwarze mieszkaców miasta (niekiedy „pluj” wod). Tuobok (tew części zwanej Millennium Park) znajduje sijeden z ulubionych symboli miasta, czyli „Fasolka” (oficjalnie Cloud Gate) – wielka rzeba/brama przypominajca kroplrtci, albo włanie srebrnfasolk. W parku jest też ładna część botaniczna, okoliczne wieowce ładnie kontrastujz rolinami.

Warto teprzejść siefektownMagnificent Mile w stronrzeki. Wzdłuwody biegnie przyjemna cieka spacerowa, a po samej rzece pływajwycieczkowe łódki. Piechotda sidojść do portu dla aglówek, a nieco dalej do Navy Pier, molo z wesołym miasteczkiem i innymi atrakcjami (niestety, ta najciekawsza dla mnie, czyli muzeum witray Tiffaniego, od paru lat jest zamknita).

Wybrałam siza to do miejsca, gdzie kilka dzieł Tiffaniego mona wciąż zobaczy. To Richard H. Driehaus Museum mieszczce siw pochodzcej z przełomu XIX i XX wieku rezydencji bogatego bankiera. Zrekonstruowane wntrza dajpojcie o Gilded Age (Pozłacana Era – okres prosperity w kocu XIX w.). Due wraenie robi zwłaszcza witraowa kopuła.

Jeli chodzi o lokalne specjały kulinarne, to nie spróbowałam ich wiele. Raz, e podróujc w pojedynknie lubichodzido restauracji. Dwa, e w USA wszystko (ale to wszystko) słodz. Po prostu „cukier w cukrze” – tutejsze społeczestwo najwyraniej nie zorientowało sijeszcze, e cukier szkodzi. Wciąż sna etapie „low fat” i liczenia kalorii (podajnawet kaloryczność daw punktach sprzeday). Co z tego, skoro to wszystko jest słodkie. Eksploracje ograniczyłam wic dość drastycznie. Skusiłam sina dwie lokalne specjalnoci: hot doga z baru Portillos (ze wszystkimi dodatkami: musztard, jakimdziwnym wciekle-zielonym sosem, pomidorami, kiszonymi ogórkami, cebulki ostrpapryczk) i „rzemielniczy” pop corn z firmy Garrett działajcej od 1949 r. W wersji najbardziej popularnej sprzedajmiks serowo-karmelowy (czegotak dziwnego nie byłam w stanie sobie wyobrazi, wic musiałam spróbowa). W obu przypadkach werdykt jest podobny: smaczne, ale nieco zbyt „chemiczne” w smaku. No i za słodkie.

Dwie najwiksze atrakcje Chicago – rejs łódki wjazd na taras widokowy najwikszego wieowca (Sears Tower) zostawiam sobie na ewentualny powrót z Michałem.

Brak komentarzy: