Etniczny gender
Jednym z bardziej znanych filmów brytyjskiej “drugiej nowej fali” powstałych u schyłku ubiegłego wieku był obraz “Billy Elliot” traktujący o nastolatku z górniczej dzielnicy (a rok jest 1984, górnicy strajkują, a i policja też się nie patyczkuje), który wbrew ojcu i otoczeniu odkrywa w sobie talent i powołanie do baletu.
Billym Elliotem a rebours z dodatkiem smaków etnicznych jest film “Bend It Like Beckham”: nastoletnia hinduska z okolic londyńskiego Heathrow z drygiem do pilki nożnej. Rodzina przeciwna, perypetii wiele, qui-pro-quo goni qui-pro-quo, ale wszystko kończy się dobrze. Miłe jest to, że film (podobnie jak “East is East”, a w odróznieniu na przykład od “My Big Fat Greek Wedding”) nie redukuje etniczności do stereotypów: momentami jest zabawnie, ale nigdy nie farsowo.
Przekaz ogólnie optymistyczny - należy podążać za swoimi marzeniami, a otoczenie, gdy zobaczy, że pasja jest prawdziwa i szczera pozwoli na jej realizację. Kino tak familijne, że Musierowicz by się nie powstydziła (dziewczyńska przyjaźń zabarwiona rywalizacją o chłopaka, rozwiązywanie konfliktu pokoleń i temu podobne grepsy).
Kilka pomysłów warsztatowych jest świeżych, jak na przykład wymieszanie scen iście bolywoodzkiego wesela z ujęciami meczu piłkarskiego (całość okaszona hinduską muzyką). Tak, jak w kuchni fusion, najlepszy efekt osiąga się zestawiając kontrastowo tekstury i smaki.
Juliet Stevenson w roli afektowanej matki koncertowo eksploatuje stereotyp brytyjskości. Z trójki młodych aktorów w rolach głównych kariery i to spore zrobiła dwójka białych (Keira Knightley i Jonathan Rhys Meyers - obydwoje tu jeszcze w wersji nieopierzony kurczak). A jednak rasa ma znaczenie?