Jeden z komentujących czytelników, excuses le mot, oldfart [chodzi o komentarz do usuniętego z s24 wpisu], zwrócił moją uwagę na obraz przedstawiający cud świętego Bernarda pędzla Alonso Cano (poniżej).
Święty Bernard to miał różne wesołe przypadki, we wierze umacniające. A to Matka Boska zwilżyła mu usta laktacją, a to sam Zbawiciel z figury na krzyżu się ku świętemu schylił i go ucałował. Mistycy tak mają i już. Zresztą nie bez wzajemności. Cud laktacyjny wywołał się na wyraźne życzenie świętego, który domagał się go słowami “Monstra te esse matrem” (okaż, żeś matką). Maryi dwa razy nie mówić. Jak głosi legenda, kiedyś zagadnięta („Ave Maria”) odpowiedziała „Salve Bernardzie”. Można się żachnąć, że Cano miał tak dosadną wizualizację. Nie przebije jednak pewnego fresku. Malowali cud laktacyjny i inni, w sposób mniej (Joos van Cleeve) lub bardziej dosłowny (nie tylko na płótnach czy freskach, ale i w iluminowanych księgach, jak tutaj). W oficjalnej wersji laktacja zwilżała usta, w mniej oficjalnych leczyła oko świętego. Zresztą nie każdy święty z cycem to zaraz Bernard – bywa, że i Augustyn. A czasami cały czyściec. Albo i droga mleczna - ale to już zupełnie inna historia. Ten topos w sztuce określa się zbiorczym terminem „ostentatio mammarum”. Do tego, szeroko rozumianego nurtu, należy również van Klompf i jego słynna „Upadła Madonna z wielkim cycem”.
A teraz wróćmy na chwilkę, szerokim łukiem, do El Greca. Bardzo dawno temu, w prehistorii internetu, p. Sławek Popiel zwrócił moją uwagę na pewien obraz Kreteńczyka – El caballero de la mano en el pecho (Szlachcic z ręką na piersi).
Nie wiadomo, kogo przedstawia obraz, być może jest to autoportret artysty. Obraz zawiera jednak nie tylko tę tajemnicę. Uwagę zwraca dość dziwny układ palców portretowanego, trzeci i czwarty palec jakby zrośnięte, podczas gdy pozostałe wachlarzowato rozwarte. Co więcej, El Greco powtarzał ten dziwny motyw częściej. Zdumiewająco często. Próbowano objaśnić ten gest na różne sposoby. Najczęściej jako tajemny znak dawany wtajemniczonym przez wtajemniczonych. Według jednej z hipotez miał on być gestem rozpoznawczym marranos – przechrzczonych Żydów, którzy jednak w ukryciu praktykowali judaizm. W buddyzmie i hinduizmie istnieje pojęcie mudr – symbolicznych gestów energetycznych, stosowanych w medytacjach. Czyżby trafiliśmy niechcący na europejski odpowiednik? Inna hipoteza wiąże ów gest z 'Ejercicios espirituales' księdza Loyoli. Problem w tym, że zalecenia założyciela jezuitów są dość ogólne (Ilekroć człowiek popełni określony grzech lub wpadnie w wadę, położy rękę na piersiach na znak żalu, że upadł. Można to uczynić także w obecności innych, nie spostrzegą oni bowiem tego, co się czyni. - tekst za polskim tłumaczeniem „Ćwiczeń duchowych”) i nie określają wcale tego, że trzeci i czwarty palec mają być złączone. Nadto jeszcze ów gest na obrazach Kreteńczyka wykonują i „cywile” i święci, ale i – horribile dictu! - również „same najważniejsze osoby” chrześcijaństwa. Tak więc hipotezy może i atrakcyjne, ale błędne. Skoro wreszcie miałby to być gest krypto-Żydów albo ignacjańskiej formacji duchowej – dlaczego nie ma go na obrazach innych, mniej więcej współczesnych El Greco, malarzy?
Otóż jest – ale trzeba trochę się cofnąć i popatrzeć pod szerszym kątem. Wróćmy teraz na chwilę do cudu świętego Bernarda, najlepiej pędzla Murilla (poniżej) – zarówno Madonna jak i święty mają dłonie ułożone w charakterystyczny sposób.
Wpatrzmy się jeszcze w Madonnę znalezionego przez oldfarta w Prado obraz Cano – to samo. No dobra, mamy jakiś trop. I teraz idzie już z górki. Rubens – jak najbardziej. Coś później? XIX wiek? Proszę bardzo. Coś wcześniej? Isis lactans (Izyda z Horusem). A zajrzyjmy jeszcze do Ikonologii Cesare Ripy – Benignita (Łaskawość) i jeszcze Teologia. Na sam koniec plakat teatralny Grasseta z końca XIX wieku.
Wygląda na to, że „gest laktacyjny” (pseudozygodaktyliczny – jak nazwali go teoretycy) pochodzi z czasów bogini – matki (czy może Bogini-Matki). Zaadaptowała go ikonografia chrześcijańska (Madonna lactans). Gdy Sobór Trydencki zakazał „epatowania nagością” w twórczości religijnej, gest z jednej strony „oddzielił się od cycka”, z drugiej wyemigrował w obszary mitologiczne. A El Greco – cóż, może wiedział. A może nie. Nie ma dziś już znaczenia. Ale, mam nadzieję, że dało przyjemny pretekst do obejrzenia kilku obrazów w niedzielny wieczór.
Serdeczności,
MB