wtorek, 30 kwietnia 2019

sobota, 13 kwietnia 2019

Ogrodnik podmiejski (15). Szachownica cesarska

Przychodzi taki moment w corocznym życiu mojego ogrodu, w którym intensywnie pachnie. Przy czym nie jest to zapach powszechnie uważany za przyjemny. Źródłem tego zapachu są rośliny szachownicy cesarskiej, zwanej potocznie cesarską koroną.

Naturalny zasięg tego gatunku (Fritillaria imperialis) rozciąga się od Kurdystanu (pogranicze Iranu, Iraku i Turcji), poprzez Afganistan i Pakistan aż do podnóża Himalajów. Gatunek wcześnie (około roku 1575) został sprowadzony do Europy, gdzie szybko zadomowił się w ogrodach, a w niektórych miejscach (tam, gdzie trafił na warunki bardzo zbliżone do naturalnych, na przykład Sycylia) uzyskał status kenofitu (gatunku zadomowionego). Już Szekspir w "Zimowej opowieści" (napisanej przed 1610, a wydanej w 1623) wymienia cesarską koronę wśród kwiatów wiosny(*).

Nazwa rodzajowa została zastosowana przez Linneusza dla europejskiego gatunku typowego dla rodzaju (Fritillaria meleagris - szachownica kostkowana); fritillus po łacinie oznaczało kubek do gry w kości; kwiaty tego gatunku mają charakterystyczny wzór szachownicy - jedno i drugie to gry, skojarzenia dość odległe, ale tak już zostało. Przymiotnik imperialis odnosi się do wysokości rośliny (dobrze ponad metr), ale przede wszystkim do kształtu kwiatostanu, składającego się z kilku osadzonych na jednym okółku i skierowanych ku dołowi kwiatów, zwieńczonego pękiem liści, przy pewnej dozie wyobraźni faktycznie wyglądającego jak korona.

Kwiaty szachownicy cesarskiej mają pewną ciekawą właściwość, niespotykaną u innych roślin naszego klimatu (ale relatywnie częstą w tropikach i subtropikach), a mianowicie wybór zapylacza. Otóż za zapylanie kwiatów tego gatunku odpowiedzialne są ptaki (ornitogamia), najczęściej różne gatunki sikorek, ale obserwowano także piecuszki, pokrzewki i inne mniejsze łuszczakowate. Początkowo uważano, że ptaki interesują się kwiatami szachownicy cesarskiej dla gromadzących się tam owadów, ale bardziej systematyczne obserwacje z ostatniej dekady ubiegłego wieku wykazały, że celem wizyt jest nektar, a ubocznym efektem zapylenie kwiatów.
Okazało się, że szachownice cesarskie wytwarzają relatywnie duże ilości nektaru, który (w odróżnieniu od innych gatunków szachownic) nie zawiera sacharozy, lecz tylko glukozę i fruktozę, co wygląda na przystosowanie ewolucyjne: ptaki z rzędu wróblowych (Passeriformes), w odróżnieniu od, na przykład, kolibrów, źle trawią sacharozę. Innym prawdopodobnym przystosowaniem szachownic cesarskich do zapylania przez ptaki są sztywne a bezlistne łodygi, na których zapylacze mogą usiąść i spenetrować wnętrze kwiatu. Oczywiście, obfita produkcja nektaru jest atrakcyjna i dla owadów; często obserwowano na kwiatach trzmiele, lecz specyficzna budowa kwiatów szachownicy cesarskiej powoduje, że wizyty te nie mają konsekwencji, że się tak wyrażę, seksualnych (w sensie botanicznym). Należy podkreślić, że szachownice są niemal autosterylne i zapylenie identycznym genetycznie pyłkiem (a taki występuje na rozmnażanych wegetatywnie klonach) skutkuje zazwyczaj tym, że nasze ogrodowe fritillarie dość rzadko wiążą nasiona. Ich stanowisko jest dość daleko od tarasu, więc nie mamy możliwości obserwowania, czy faktycznie odwiedzają je ptaki. Wiemy jedno: nasza domowa kotka (Kiciuńcik) lubi w ich pobliżu przebywać - być może jest to próba stworzenia łańcucha pokarmowego?

Co do uprawy - stanowisko słoneczne, gleba dobrze zdrenowana, maksymalnie żyzna. Duże wymagania glebowe wynikają z faktu, że szachownice cesarskie, jak zresztą i inne gatunki tego rodzaju są roślinami efemerycznymi (efemeroidami) - już w czerwcu części nadziemne zamierają, i większą część roku szachownice spędzają pod ziemią w formie cebul. Cebule są nieokryte łuskami i nie najlepiej znoszą długotrwałe przechowywanie na sucho, więc gdy chcemy je przesadzić (rozsadzić), powinniśmy zrobić to od razu po zakończeniu wegetacji. Cebule (jak i całe rośliny) zawierają mnóstwo różnych alkaloidów, więc w przypadku bardziej hurtowego zajmowania się nimi zaleca się używanie rękawiczek.

Rozmnażanie najczęściej wegetatywne, z cebulek przybyszowych - choć zapewne część roślin w mojej kępie szachownic cesarskich (nie ruszanych od niepamiętnych czasów) to siewki. Gatunek typowy ma ceglasto-pomarańczowy kolor kwiatów, wyhodowano szereg odmian barwnych różniących się barwą kwiatów, od żółtej do niemal szkarłatnej.

Wspomniany wyżej zapach roślin (niekiedy określany jako lisi, czego nie potrafię skomentować, bo nigdy nie obwąchiwałem lisów) działa podobno odstraszająco na myszy, nornice i krety. Również króliki i zwierzyna płowa omija szachownice cesarskie (co ważne, w przypadku naturalizacji w parkach i na terenach otwartych).

Cesarskie korony raczej nie chorują (a przypadki niepowodzeń uprawowych wiążą się raczej ze zbyt ciężką glebą i zagniwaniem cebul), choć uwielbiają je poskrzypki liliowe, z którymi trzeba walczyć ręcznie i metodycznie.


--

(*) - I would I had some flowers o' the spring that might
Become your time of day; and yours, and yours,
That wear upon your virgin branches yet
Your maidenheads growing: O Proserpina,
For the flowers now, that frighted thou let'st fall
From Dis's waggon! daffodils,
That come before the swallow dares, and take
The winds of March with beauty; violets dim,
But sweeter than the lids of Juno's eyes
Or Cytherea's breath; pale primroses
That die unmarried, ere they can behold
Bight Phoebus in his strength--a malady
Most incident to maids; bold oxlips and
The crown imperial; lilies of all kinds,
The flower-de-luce being one! O, these I lack,
To make you garlands of, and my sweet friend,
To strew him o'er and o'er!

"The Winter's Tale", act IV, scene IV

niedziela, 7 kwietnia 2019

Ogrodnik podmiejski (14). Magnolie

W moim ogrodzie rośnie kilka magnolii, posadzonych w różnych etapach mojego życia. Chociażby dlatego mam sentyment do tych roślin. Poza tym kwitnienie magnolii to zawsze jest sygnał, że już naprawdę przyszła wiosna, że nie ma odwrotu, i że już nieodwołalnie będzie cieplej. Więc z okazji kolejnego kwitnienia magnolii, kilka o nich słów.

Magnolie to najstarsze ewolucyjnie zachowane do dziś rośliny okrytozalążkowe. Powstały bardzo wcześnie, wyprzedzając nieco ewolucję zapylaczy (błonkówek), więc musiały korzystać z tego, co było wówczas dostępne, czyli z chrząszczy - co im zostało do dziś. W odróżnieniu od - na przykład - storczyków, nie ma ścisłej specjalizacji: wśród kilkuset gatunków chrząszczy zapylających magnolie są przedstawiciele rodzin łyszczynkowatych (Nitulidae), schylikowatych (Mordelidae), stonkowatych (Chrysomelidae) i ryjkowcowatych (Curculionidae).

Przystosowaniem ewolucyjnym do zapylania przez chrząszcze są mocne (sztywne) działki okwiatu i dobrze osłonięte zalążnie; chrząszcze są (w porównaniu z błonkówkami) ciężkie i niezgrabne. Drobne kwiaty delikatnej budowy nie dawałyby magnoliom dużych szans ewolucyjnych. Kwiaty magnolii nie produkują nektaru, chrząszcze posilają się więc pręcikami, przy okazji obsypując się pyłkiem. Dowodem na archaiczność magnolii, oprócz niezróżnicowanego okwiatu jest budowa elementów kwiatu nie w okółkach, ale w spirali, co możemy zauważyć obserwując osadzenie słupków i pręcików na rozbudowanym i wyniesionym dnie kwiatowym. Taka budowa przypomina nieco kwiaty nagozalążkowych, wskutek czego i owoce magnolii (botanicznie- owoc złożony z wielu mieszków) są podobne do szyszek (i tak potocznie nazywane). Kwiaty magnolii są protogyniczne (znamiona słupków dojrzewają wcześniej niż pręciki), co jest mechanizmem zabezpieczającym przed samozapyleniem.

Rodzaj Magnolia, dawniej powszechny na całej półkuli północnej, od czasu ostatniego zlodowacenia reprezentowany jest przez gatunki azjatyckie i amerykańskie - równoleżnikowy układ pasm górskich w Europie uniemożliwił magnoliom naszego kontynentu wycofanie się na południe przed nadchodzącym lodowcem i skazał je na wymarcie (stąd nieobecność magnolii w mitologiach europejskich). Rodzaj obejmuje ponad 200 gatunków - i trwają wciąż długie dyskusję systematyków na temat wewnętrznej klasyfikacji (podrodzaje i sekcje) rodzaju oraz odrębności poszczególnych taksonów. Botanicy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa; pod koniec XX wieku opisano nowy gatunek (M. wolfii) występujący na jednym jedynym stanowisku w Kolumbii (w imponującej liczbie trzech egzemplarzy).

Pierwsze "polodowcowe" magnolie przywieźli do Europy z Ameryki Północnej Anglicy pod koniec XVII wieku, stulecie później przyszła kolej na introdukcję gatunków azjatyckich, jednak przełomem w aklimatyzacji nowych gatunków magnolii (i późniejszemu wykorzystaniu ich w hodowli nowych odmian) były wyprawy brytyjskich botaników (Forresta i Wilsona) do Chin (Junnan) na przełomie XIX i XX wieku. Każdy z nich sprowadził do Europy po osiem gatunków magnolii, które do dziś mają kapitalne znaczenie ogrodnicze jako formy wyjściowe do hodowli.

Najbardziej znane odmiany ogrodowe to tak zwane magnolie pośrednie względnie Soulangea (Magnolia x soulangeana), które zawdzięczamy emerytowanemu oficerowi francuskiej kawalerii, Étienne Soulange-Bodin. Dzielny ów mąż, po zawierusze napoleońskiej, zajął się był ogrodnictwem, i w latach 20 XIX wieku skrzyżował dwa chińskie gatunki magnolii (M. liliflora i M. denudata) uzyskując obficie kwitnące, odporne i żywotne mieszańce. Te magnolie święciły (i nadal święcą) triumfy w ogrodach dwu ubiegłych stuleci.


Nieco później do naszych ogrodów trafiła magnolia gwiaździsta (Magnollia stellata) nazwana tak dla kształtu swoich kwiatów. Gatunek ten pochodzi z Japonii, a zaletą jego jest (oprócz wczesnego kwitnienia) kompaktowy rozmiar (nieledwie 3-4 metry). Tuż przed I Wojną Światową niemiecki ogrodnik Loebner skrzyżował magnolię gwiaździstą z magnolią japońską (Magnolia kobus) uzyskując mieszańca (Magnolia x loebneri) kwitnącego nieco później, a nadal niezbyt silnie rosnącego. Oprócz odmian o białym kolorze kwiatów ('Merrill', 'Ballerina') popularne są również formy różowe ('Leonard Messel')

W latach 50 i 60 XX wieku za hodowlę magnolii zabrali się Amerykanie (Francis de Vos i William Kosar). W arboretum w Waszyngtonie skrzyżowano magnolię gwiaździstą (Magnolia stellata) z Magnolia liliflora (co samo w sobie było rzeczą skomplikowaną, bo gdy druga zakwita, pierwsza już dawno przekwitła - ale poradzono sobie z tym przechowując pyłek w lodówce). Uzyskano serię mieszańców, które nazwano zbiorczo ‘Eight Little Girls’ (żeńskie imiona pracownic arboretum:  'Ann', ‘Pinkie’, ‘Jane’, 'Betty', 'Judy', 'Randy', 'Ricki' and ‘Susan’). Bardzo odporne, po magnolii gwiaździstej odziedziczyły niewysoki wzrost, po drugim rodzicu barwę kwiatu - niestety jego kształt jest niezbyt ładny, mało symetryczny: kwitnąca Susan wygląda, jakby ktoś rozrzucił na drzewie purpurowe chusteczki (wiem, bo mam).

Drugi amerykański ośrodek hodowlany, ogród botaniczny w Brooklinie, krzyżował mniej więcej w tym samym czasie Magnolia liliflora z Magnolia acuminata. Uzyskane mieszańce (zbiorczo określane terminem Magnolia x brooklynensis (magnolia brooklińska) kwitną na nietypowy u magnolii żółty kolor. Mało są rozpowszechnione, bo Magnolia acuminata dorasta do 30 metrów (i cechę tę przekazała swojemu potomstwu). Późne kwitnienie jest z jednej strony zaletą: unikamy wiosennych przymrozków, z drugiej jednak wadą, bo kwiaty trochę giną wśród szybko rozwijających się liści.


W latach 80 i 90 rozbłysła gwiazda odmian hodowli nowozelandzkiej (Felix Jury i jego syn Mark). Tutaj gatunkiem wyjściowym była pochodząca z podnóży Himalajów magnolia Cambpella (Magnolia campbellii), którą hodowca pragnął nieco zminiaturyzować, a przynajmniej uzyskać wcześniejsze kwitnienie. Uzyskane odmiany, gdy już trafiły do Europy, podbiły serca ogrodników, gdyż łączą kompaktowe rozmiary (zwykle 3-4 metry) z szlachetnym kształtem i kolorem kwiatów. Tutaj zwłaszcza wyróżniają się 'Vulcan', 'Black Tulip' oraz 'Honey Tulip'. "Po Bekwarkach lutnię" przejął inny nowozelandczyk, Vance Hooper. Jego najbardziej znaną kreacją jest odmiana 'Genie' - trójetapowe prace hodowlane trwały wiele lat, a drzewo genealogiczne zawiera - między innymi - odmianę 'Black Tulip'.


Oprócz magnolii o liściach opadających na zimę istnieją też gatunki zimozielone (choć w  przypadku ich naturalnych stanowisk trudno mówić o zimie jako takiej), a także takie, które na północy swojego zasięgu gubią liście, a na południu wcale nie (np. M. virginiana). Możliwości ich uprawy w Polsce są co najmniej dyskusyjne, choć oczywiście wielu amatorów próbuje. Szczególnie okazała jest Magnolia grandiflora, o dużych nie tylko - jak wynikałoby z nazwy - kwiatach, lecz także potężnych, ponad 20 centymetrowych liściach. A i tak rekord należy do amerykańskiej Magnolia macrophylla o olbrzymich (80-90 cm), opadających na zimę liściach.


Za komuny magnolie były trudno dostępne w handlu, a i to w skromnym asortymencie, co powodowało, że magnolia w prywatnym ogrodzie była niemal symbolem statusu. Magnolie oglądało się w ogrodach botanicznych i arboretach, ewentualnie podziwiało się te poniemieckie we Wrocławiu czy Szczecinie. Pierwszą (i chyba wciąż największą) polską szkółkę magnolii założył pod koniec lat 70 ubiegłego wieku pod Kaliszem mój kolega z (prawie) roku Szymon Zymon (zawsze podziwiałem fantazję rodziców). Teraz już jesteśmy w europejskim obiegu ogrodniczym i wieloma kanałami szybko docierają do nas wszystkie nowości hodowlane. Magnolie wręcz spowszedniały, choć nieumiejętność ich uprawy powoduje, że wciąż cieszą się dużym popytem.


Jak więc uprawiać magnolie? Kluczem do sukcesu jest wybór odpowiedniego stanowiska. Magnolie bardzo źle znoszą przesadzanie, więc należy je od razu posadzić we właściwym miejscu i we właściwy sposób. Po pierwsze, należy dobrać właściwie takson do przewidzianego miejsca (lub na odwrót); niektóre magnolie dorastają zaledwie do dwóch-trzech metrów, a inne do dwudziestu-trzydziestu - co robi sporą różnicę. Po drugie, stanowisko zaciszne (osłonięte od wiatrów), ale słoneczne. Po trzecie: gleba raczej kwaśna niż zasadowa, przepuszczalna, dobrze zdrenowana, choć utrzymująca wilgoć.


Magnolie korzenią się bardzo płytko i zupełnie naturalna jest podświadoma chęć posadzenia ich (nieco) głębiej niż rosły w pojemniku (doniczce). Walczmy z tą pokusą i nie kopmy roślinom grobów. Ponieważ korzenią się płytko, wierzchnia warstwa gleby musi być zabezpieczona przed wysychaniem. Najlepiej osiągnąć to za pomocą ściółkowania korą, co zadba również o prawidłowy odczyn gleby. Magnolie nie mają zbyt dużych wymagań pokarmowych i zamiast nawożenia (wystarczy raz czy dwa w sezonie, a i to najpóźniej do 15 lipca) starajmy się magnolie podlewać regularnie - przy bezdeszczowej pogodzie co najmniej raz w tygodniu (a młode, świeżo posadzone rośliny dwa razy). Pamiętajmy, że system korzeniowy magnolii obejmuje mniej więcej dwukrotny obrys korony, więc lejmy obficie i szeroko.


Magnolie źle znoszą cięcie (nie zasklepiają dobrze ran) więc ograniczajmy je wyłącznie do koniecznych zabiegów usuwania gałęzi już i tak suchych. Magnolie rzadko chorują (najczęściej cierpią wskutek zbyt wysokiego pH gleby, co objawia się chlorozą liści), nie mają też wyspecjalizowanych patogenów i szkodników (amerykańskie czerwce z rodzaju Neolecanium nie dotarły - jeszcze? - do Europy); więc najczęściej mamy do czynienia z ogólno-ogrodniczym zestawem: mszyce, przędziorki, wciornastki, mączniak. I takimiż metodami zwalczania.