Premier Gliński (który zupełnie niepotrzebnie przeszedł z tabletu do resortu kultury) niejednokrotnie wypowiadał się o roli, którą powinna spełniać kinematografia polska, i o tym, że trzeba i Hollywood zainteresować tematyką polską. Nieśmiałą życzliwością powodowany, chciałbym zasugerować nawiązanie do naszych minionych dni chwały. Oto nasz filmowy Kircholm, Cedynia, Wiedeń i Cud nad Wisłą w jednym:
Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1926, nr 7 (7 I)
PS. Skądinąd Juliusz (Igo) Sym bardziej niż polskim Gajdarowem został polskim Quislingiem.