Wyjeżdżamy z deszczowej Enny. Kierujemy się ku Acireale, ku termom siarkowym, gdzie moczył się Wagner. Utykamy w wąskich uliczkach Acireale, przez które przeciskamy się długie kwadranse w akompaniamencie klaksonów. Docieramy wreszcie do Terme Santa Venera, klasycystyczny budynek z 1873, Wagnera nawet pamiętają, o czym świadczy pamiątkowa tablica. Termy zabite deskami na głucho, rezydują tylko dwa głośne koty, obok piscina privata (non-termale), tamtejsi ciecie wysyłają nas do Term Santa Katherina. Termy św. Katarzyny wyglądają jak peerelowskie sanatorium, w recepcji czworo recepcjonistów, zmęczeni i źli domagamy się anglojęzycznego tłumaczenia. Po dziesięciu minutach pojawia się piaty recepcjonista. We are looking for thermal bath - zaczynamy bezpośrednio i roszczeniowo. There is no bus - oświadcza stanowczo zmartwony recepcjonista. Where do you live? - dodaje. Wychodzi na to, że ewentualnie mógłby nas podwieźć do domu, byle tylko się nas pozbyć. W koncu przechodzimy na włoski i wyjaśniamy, że chodzi nam o balneario thermale. Aha, powiada recepcjonista, i prowadzi nas na pokoje balnearyjne. Camere balnearie już zupełnie w klimatach Ciechocinka schyłku lat 60 ubiegłego wieku, obskurne, brudne, ciemne. Tutaj, powiada recepcjonista, operator obłoży nas gorącym błotem na tyle i tyle minut. A tam, powiada dalej, operator napuści nam kąpieli siarkowej na minut dokładnie siedem. Wanienka akrylowa, kozetka obita wytartym skajem, koce brudne, a przynajmniej mocno zmęczone. Quando costa? - pytamy, w nadziei, że cena będzie zaporowa. Venti euro - powiada recepcjonista, ale dodaje, że operator (znaczy ten, co to obkłada błotem i odkręca kurek) już sobie poszedł do domu, ale jutro będzie niezawodnie, od siódmej, i może nawet zostanie do dwunastej. Z pieśnią triumfu na ustach wracamy do samochodu. Ciekawe czy Wagner też musiał czekać na operatora.
Jarosław Iwaszkiewicz ("Ogrody"): "Sycylia była zawsze dla mnie ziemia urzeczywistnień. To, co było bajką, co było marzeniem, co było niemożliwością, tak jakoś zwyczajnie realizowało się tutaj, w tym ogrodzie, na tej ziemi [...] wszystko, o czym marzyło się, czego się lękało i czego potajemnie pożądało. Kiedy się było po części Penteuszem."
Jarosław Iwaszkiewicz ("Książka o Sycylii"): "Od pierwszej chwili polubiłem na Sycylii nie jej - imponujący zaiste - wielki aparat, ale jej codzienność: jej prostych mieszkańców, handlarzy, rybaków, hotelarzy, jej pejzaże, szare wzgórza, dymiące piece siarczane, osiołki na ulicach miast, muły i konie dzwigające kolorowe wozy"