niedziela, 17 listopada 2013

Alfabet gruziński: S jak Stalin

Główną atrakcją miasteczka Gori był do niedawna stojący pod ratuszem pomnik Stalina (zupełnie oryginalny, przedchruszczowowski ostaniec), ale go w 2010 ukradkiem usunęli (podobno mają z powrotem ustawić, ale coś tam się kotłuje). W nocy, żeby mieszkańcy nie bronili (“gdzie jest Józef, gdzie jest Józef!”).
Z jednym maleńkim Soso tak wiele ubyło

Z chwilowego braku pomnika centrum stalinowskiego uniwersum jest muzeum. Na placu przed budynkiem właściwego muzeum stoi, obudowany pawilonem dom, w którym urodził się przyszły Chorąży Pokoju. W zasadzie mieszkanie. A w zasadzie pokój. Z pracownią szewską ojca przyszłego wodza w piwnicy. Bo te plotki o Przewalskim (od koni) to jednak podobno czcze pogłoski i kalumnie oparte wyłącznie na przypadkowym podobieństwie wąsów. Stalina zrobił pan Dżugaszwili, zapewne - jak większość rzeczy w życiu - po dużej czaczy.
U Dżugaszwilich myją okna

Obok muzeum stoi sobie wagon - salonka, którym Stalin jeździł w latach 40 ubiegłego wieku (a który znaleziono na jakiejś bocznicy Ojczyzny Proletariatu w połowie lat 80). Podobnie jak Kim nie lubił latać, więc poruszał się koleją. Wagon z wanną i klimatyzacją, ale jakoś niekoniecznie szczególnie luksusowy. Podobne odczucia miałem, gdy obejrzałem program BBC o Royal Train używanym przez obecną królową, trochę mi się żal zrobiło, że dama niezbyt pierwszej młodości jeździ czymś, co swoje lata świetności miało pół wieku temu a obecnie w żaden sposób nie przystaje do przymiotnika “komfortowy”.

Przy okazji dowiedzieliśmy się, że mamy ze Stalinem coś wspólnego - a mianowicie zdarzyło nam się otrzymać identyczny prezent od Chińczyków. Prezentem tym były “koniki”, czyli zestaw dwóch ceramicznych durnostojek przedstawiających konia i wielbłąda, które ku naszemu wielkiemu rozczarowaniu wręczono nam w zeszłym roku w Luoyang (liczyliśmy na dobrą herbatę, a nie jakieś łapikurze - na szczęście w Chinach prezenty rozpakowuje się nie w obecności darczyńcy, ale później). A tu proszę - identyczne koniki figurowały wśród darów przysłanych z całego świata dla Wodza Wolnych Narodów z okazji 70 urodzin. I nie wybrzydzał, tylko przekazał do muzeum.
Wodzowi wolnych narodów tow. Stalinowi w 70-tą rocznicę urodzin pracownicy Państw Fabryki Farb i Chemik. Ceram. “Cerfarba”. Wałbrzych - Polska 1949

Stosunek Gruzinów do Stalina jest nieco dwuznaczny. Z jednej strony w Muzeum Narodowym w Tbilisi zorganizowano dużą (i porządnie przygotowaną) stałą wystawę na temat okupacji sowieckiej i rosyjskiej, z drugiej, w Gori kult Generalissimusa ma się wciąż całkiem nieźle. Bo przecież mała salka w piwnicy poświęcona Gułagowi w kulcie aż tak nie przeszkadza.

W ogóle przewodniczka usiłowała ocieplić wizerunek. A to pokazywała jakieś zdjęcia młodego Stalina, a to tomiki wierszy juwenilnych, a to skupiała się na wątku wyrzucenia z seminarium duchownego wskutek nieopłacenia czesnego. Nawet te historie o krwawym napadzie na bank, podpaleniach w rafinerii i strzelaninach z policją brzmiały jak z jakiejś opowieści przygodowej. A już wielokrotne ucieczki z zesłania (była mapa: czerwone strzałki - in, zielone - out) to prawie jak scenariusz filmowy albo gra komputerowa. Inna sprawa, że komuniści po dojściu do władzy wyciągnęli wnioski z nieszczelnego Sybiru, ale to już zupełnie odrębna opowieść.
Muzeum - na pierwszym planie, obudowany, dom, w którym urodził się Józef Wissarionowicz