poniedziałek, 10 stycznia 2011

Trzecia Portugalia (6)

Życie napisało puentę do romantycznej historii miłości Inês i Pedra. Historii, którą Portugalczycy mają ochotę porównywać do dziejów Abelarda i Heloizy lub Romea i Julii. Rok po zabójstwie Inês, Pedro znalazł był pocieszenie w łożu niejakiej Teresy Lourenco. Z czego wynikł, jak to wówczas mawiano, syn naturalny. Albowiem miłość miłością, a natura naturą. Zresztą sprawiedliwość jakaś jest na tym świecie: bastard odziedziczył tron i założył nową dynastię (Aviz)
Po śmierci króla Sebastiana (przedostatniego z dynastii Aviz) na niefortunnej wycieczce do Maroka, królem został zupełnie niespodziewanie jego dziadek stryjeczny, który - co za pech - miał już siódmy krzyżyk na karku, a ponadto dorobił się kapelusza kardynalskiego. Dziadek traktował chyba fuchę poważnie (bo dorobił się przydomka Henrique o Casto - Cnotliwy, w znaczeniu prawiczka), zresztą jako kardynał nie bardzo się nadawał na przedłużacza dynastii. On się zresztą, jak tylko na niego to szczęście spadło, zaraz próbował odkardynalić i dziewosłębów rozesłał po dworach Europy, ale papież na to krzywo patrzył. Henryk nie miał czasu się przejmować opinią papieża bo szybko mu się zmarło i zrobił się kryzys dynastyczny. A Portugalczycy wciąż czekali na Sebastiana, który przyjedzie na białym koniu, bo nie tyle były wątpliwości co do ciała, co ciała nie było w ogóle. Bardzo polska historia.
Następną dynastią, która nastała po 60 latach unii personalnej z Hiszpanią, była dynastia Braganza (którą pare pokoleń wcześniej założył bastard tego bastarda ze sprzed-poprzedniego akapitu). Miasteczko Vila Viçosa, gniazdo rodu Braganza, położone niedaleko od granicy hiszpańskiej zbudowane jest z marmuru i na (największych w Europie) złożach marmuru. W miasteczku znajduje się kosciół (Santuário de Nossa Senhora da Conceição), zawierający figurę patronki (swoją drogą podobno figurka przyjechała z Anglii). W 1646 król João IV (wymawiajmy: Zioało), ogłosił był Matkę Boską królową Portugalii i nałożył figurze swoją koronę. Od tego dnia, aż do samego końca monarchii, żaden władca Portugalii nie nosił już korony (albowiem królowa jest tylko jedna). Więc te śluby Jana Kazimierza to zupełnie nic oryginalnego. Polak Portugalczyk dwa bratanki. A ciotka królową na dwóch tronach.
Na drugim brzegu Tagu stoi posąg. Jest mniejszy niż świebodziński, ale ma większy postument. I nie spogląda na parking przy Tesco w dwudziestotysięcznym miasteczku, tylko na półmilionową stolice. Tak czy tak - przybysz z Polski czuje się w Portugalii swojsko. 

Trzecia Portugalia (5)

W sensie kulinarnym dorsz (bacalhau) jest najbardziej przereklamowanym elementem kuchni portugalskiej. Nie, wcale nie jest zły. Jest po prostu przewidywalny. Nie próbowaliśmy wszystkich 365 dań z dorsza, ale tych kilka, które trafiły na nasze talerze były - banalnie - albo jajecznicą z dorszem albo zapiekanką z dorsza, a najczęściej zapiekaną jajecznicą z dorszem, z mniejszą lub większą ilością ziemniaków i niekiedy innych warzyw. Smaczne na raz na jakiś czas, ale nie na co dzień. Za to dorsz ma spory potencjał mitotwórczy. Każdy Portugalczyk mający do czynienia z zainteresowanym obcokrajowcem będzie długo opowiadał o suszeniu dorszy, które wcześniej zostały złowione przez dzielnych portugalskich rybaków u wybrzeży Nowej Fundlandii, wypatroszone, zasolone, a w końcu dostarczone do rodzimych portów, gdzie już zajmują się nimi portugalskie kobiety, koniecznie w strojach regionalnych. W praktyce jednak większość ryb pochodzi z zakupu, najczęściej z Islandii lub Norwegii, suszy się je w komorach o kontrolowanej atmosferze (wilgotność, temperatura i wymiana powietrza), a przy ich obróbce pracują najczęściej gastarbaiterzy z Maroka, lub (na Islandii) z Polski. Suszenie na otwartym powietrzu jest w klimacie Portugalii dość zawodne: możliwe praktycznie pomiędzy wrześniem a listopadem, gdy temperatury są jeszcze dość wysokie, a ryzyko wystąpienia opadów niewielkie. Podobno gdzieś na północy, przy granicy z Hiszpanią (Viana do Castelo) przetrwały jeszcze niedobitki suszarni ao ar livre
Trudno zresztą zrozumieć, że naród mający całoroczny dostęp do obfitości ryb świeżych tak bardzo zakochał się w suszonym dorszu, poławianym tysiące kilometrów od Portugalii. I uogólnił tę afektację na wszystkie klasy społeczne i rejony geograficzne. To mniej więcej tak (inspiracji dostarcza Fredro), jakby Polacy uczynili narodową potrawą suszonego krokodyla. Bogaci częściej, biedniejsi rzadziej, górale z żętycą, Kaszubi z cebulą, ale już gdyby na niedzielnym, a nie daj boże, wigilijnym stole zabrakło tradycyjnych makiełek z krokodyla, to nieszczęście gwarantowane.
Dygresja: Może też i część mojego dorszosceptycyzmu tłumaczy się tym, że jestem dzieckiem PRL’u (“Margaryna - twoje masło, dorsz - twoja ryba, kurwa twoja mać”?). Skadinąd - PRL zupełnie niechcący eksponowała swoich obywateli na różne elementy tego, co rozpoznali oni wiele później jako gourmet cuisine. Pierwszą ekspozycję na krewetki większość Polaków po trzydziestce uzyskała za pomocą kryla rzucanego do sklepów Centrali Rybnej w czasach kartek na mięso. Tak samo z kalmarami. Znana swego czasu publicystka kulinarna, Irena Gumowska, instruowała z łam prasy kobiecej i nie tylko, jak przyrządzać kalmary aby nie były nomen-omen gumowate i dania z nich sporządzone trafiały także w gusta bardziej tradycyjne.
Dla nas zawsze peixes przegrywały z mariscos. Z prawdziwym wzruszeniem znalazłem w menu perceves (znane w Barcelonie jako percebes) i pomyślałem sobie, że jak one są, to jest i wszystko inne w tych klimatach. No i jest. Jest prawie wszystko. Kraby (sapateira), krewetki we wszelkich rozmiarach (camarão, gambas), langustynki (lagostim), homary (lagosta), ostrygi (ostra), kalmary (lula) i ośmiorniczki (polvo). Nie ma jeżowców (włoskie ricci, greckie αχινός, francuskie oursinade), które przecież jedliśmy dwa miesiące wcześniej w Mogadorze, nad tym samym oceanem. Być może Atlantyk jest już wokół Portugalii za zimny. Ale jesteśmy, także w sensie kulinarnym, spełnieni. Znaleźliśmy - bo i szukaliśmy intensywnie - manteiga de ovelha (owcze masło). Wyjątkowo delikatne w smaku, o zupełnie niemaślanym, białym kolorze. Rzecz bardzo mało znana poza Portugalią, w samej Portugalii też nieczęsta.