A co z tym wszystkim mają wspólnego Prerafaelici? Otóż mydlany lord William wpadł był na genialny w swej prostocie pomysł nabywania dzieł (wtedy) współczesnej sztuki celem przerabiania ich na reklamy środków czystości. I tak np. wnuczek malarza Johna E. Millaisa, William Milbourne James, jest dziś pamiętany głównie jako pięciolatek puszczający bańki mydlane a nie jako admirał Królewskiej Marynarki w obu wojnach światowych (do końca życia nieboraka różni majtkowie wołali za nim „Bubbles”).
Z mydła wyrosło też modelowe miasteczko Port Sunlight położone na obrzeżach Liverpoolu (tam była fabryka). Lord kazał wybudować blisko tysiąc domków (w różnym standardzie) dla robotników, kościół, szkołę, szpital, dom kultury, a także nazwaną na cześć żony Lady Lever Art Gallery, gdzie udostępniono zbiory dzieł sztuki (czynne do dziś, i to za darmo).
Lord urzędował w parlamencie z ramienia partii liberalnej (która wówczas głosiła poglądy zbliżone do socjalistycznych), bardzo szanował Gladstone'a i miał dziwną słabość do Napoleona (w galerii w Port Sunlight odtworzył - z oryginalnych elementów wyposażenia - jego gabinet). Tak więc jeszcze w początkach ubiegłego wieku można było być jednocześnie filantropem, socjalistą i zawziętym imperialistą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz