Przepraszam, ale po namyśle postanowiłem się jednak wtrącić.
Naturalnie: marudząc. Kraftfahrzeugsinnenausstattungsneugeruchsgenuss przetłumaczyłbym inaczej, czyli na pewno lepiej i słuszniej. Jest to raczej doznawanie uczucia przyjemności w wyniku obcowania z nowiutko pachnącym wnętrzem pojazdu samochodowego.
Chyba nikt nie doznaje przykrości w wyniku obcowania z nowym samochodem? Znaczy, ja się cieszę z każdego samochodu dwa razy: pierwszy - gdy kupuję, i drugi - gdy sprzedaję.
A co do słownika i jego definicji. Trudność mam dwustopniową: ze słowem niemieckim, i ze znalezieniem jego precyzyjnego odpowiednika polskiego. Tak więc, wszystkie korekty jak najmilej widziane.
Autora spytać naturalnie można. Jednak w przeciwieństwie do mnie (pragnę skromnie zauważyć) nie zna on zupełnie niemieckiego - co zresztą, z rozbrajającą uczciwością sam przzyznaje. Co nie umniejsza naturalnie przyjemności płynącej z obcowania zezdziełem. Schott jest geniuszem kompendiów trywialnych.
Zacytuj Schotta bo chyba jednak trochę znać musi skoro potrafił wygenerować aż tyle celnych neologizmów, a zdaje się większość jeśli nie wszystko to jego pomysły. A jeśli tak, to nie jest to kompendium tylko dzieło oryginalne. Sam rzeczywiście zupełnie nie znam niemieckiego, więc opieram się tylko o wyguglane opinie takie jak ta: "Sorry to rain on the other viewers' parade! As a German I thought this would be an amusing gift for my (Scottish) husband for Christmas. Imagine my disappointment when I discovered that the majority of the words in the book are entirely made up and are not actually used in Germany."
Nie zna, tak przynajmniej możesz przeczytać w cytowanym na pierwszej stronie najnowszego wydania fragmencie recenzji: “Of all people, a Brit who doesn’t speak any German has written the best and most enjoyable book in the German language in a long time”
Do sprawdzenia u krynicy: http://www.benschott.com/schottenfreude.html
No tak, chociaż tam jest tylko, że nie mówi po niemiecku, w oryginale: Ausgerechnet ein Brite, der kein Deutsch spricht, hat das wohl schönste und vergnüglichste Buch deutscher Sprache seit Langem vorgelegt. Natomiast idąc po śladzie "Oscar Bandtlow" od razu dociera się do tekstu w Guardianie z którego wynika, że faktycznie nie zna: The book was compiled with the help of a family friend, a German theoretical mathematician called Dr Oscar Bandtlow. Its conceit is that if there isn't a word, invent one in German. Schott would contact Dr Bandtlow, who would reply with a suggestion. (...) But surely Dr Bandtlow did most of the work? Schott looks at me with what his book defines as Schuldaufdeckungangst (the fear that you will be found out). "Well, yes, but also no. They're my ideas for words – projections of my obsessions and inadequacies."
Tu potwierdzenie - choć Schott miał obu dziadków Niemców to nie mówi po niemiecku i jego pomysły realizował Bandtlow: He doesn't really speak German. He defined the concepts and found the references, then collaborated with a family friend, German mathematician Dr. Oscar Bandtlow, on the translations.
Reasumując: choć Schott sam nie mówi po niemiecku, to dzieło jest oryginalne.
To, czego dokonałeś powyżej, daje się określić niemieckim terminem nie posiadającym odpowiednika w języku polskim (o ile wiem). Kapriole.
Przy czym nie, nie chodzi o figurę ujeżdżeniową, taką jak ta: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/e/e2/Cadre_noir_-_cabriole_%C3%A0_la_main.jpg
Pewnie, że nie. Ale widzę, że Babilas w międzyczasie cykl zakończył i teraz - kontynuując - wypowiadalibyśmy się na tematy już nieaktualne, co być może, może być przyjęte dziwnie, tym bardziej, że jak na razie się zgadzamy. Z takiej wymiany zdań żaden blog nie wyżyje.
@andsol: poruszyłeś problem, którego najwyraźniej nie dostrzegłem. Albo nie zrozumiałem. Ponieważ jednak jestem nie tylko próżny ale i uparty, to będę dalej pozostawał przy (prawdopodobnie mało popularnym) zdaniu, że wymiana poglądów w przypadku ich daleko idącej zbieżności nie prowadzi do tego, do czego powinna. Mówiąc kolokwialnie: jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Dobranoc.
14 komentarzy:
Wymowne.
Oczywiście domena kraftfahrzeugsinnenausstattungsneugeruchsgenuss.com już zajęta.
Przepraszam, ale po namyśle postanowiłem się jednak wtrącić.
Naturalnie: marudząc.
Kraftfahrzeugsinnenausstattungsneugeruchsgenuss przetłumaczyłbym inaczej, czyli na pewno lepiej i słuszniej.
Jest to raczej doznawanie uczucia przyjemności w wyniku obcowania z nowiutko pachnącym wnętrzem pojazdu samochodowego.
Chyba nikt nie doznaje przykrości w wyniku obcowania z nowym samochodem? Znaczy, ja się cieszę z każdego samochodu dwa razy: pierwszy - gdy kupuję, i drugi - gdy sprzedaję.
A co do słownika i jego definicji. Trudność mam dwustopniową: ze słowem niemieckim, i ze znalezieniem jego precyzyjnego odpowiednika polskiego. Tak więc, wszystkie korekty jak najmilej widziane.
Na pewno lepiej i słuszniej, zresztą zawsze można spytać autora:
http://benschott.com/schottenfreude.html
A przyjemność obcowania z nowym pojazdem można sobie szybko zepsuć pomyłką przy tankowaniu, znam osobiście aż dwa przypadki wlania benzyny zamiast ON.
@kwik
Autora spytać naturalnie można. Jednak w przeciwieństwie do mnie (pragnę skromnie zauważyć) nie zna on zupełnie niemieckiego - co zresztą, z rozbrajającą uczciwością sam przzyznaje.
Co nie umniejsza naturalnie przyjemności płynącej z obcowania zezdziełem. Schott jest geniuszem kompendiów trywialnych.
Zacytuj Schotta bo chyba jednak trochę znać musi skoro potrafił wygenerować aż tyle celnych neologizmów, a zdaje się większość jeśli nie wszystko to jego pomysły. A jeśli tak, to nie jest to kompendium tylko dzieło oryginalne. Sam rzeczywiście zupełnie nie znam niemieckiego, więc opieram się tylko o wyguglane opinie takie jak ta: "Sorry to rain on the other viewers' parade! As a German I thought this would be an amusing gift for my (Scottish) husband for Christmas. Imagine my disappointment when I discovered that the majority of the words in the book are entirely made up and are not actually used in Germany."
@Zacytuj Schotta bo chyba jednak trochę znać
Nie zna, tak przynajmniej możesz przeczytać w cytowanym na pierwszej stronie najnowszego wydania fragmencie recenzji:
“Of all people, a Brit who doesn’t speak any German has written the best
and most enjoyable book in the German language in a long time”
Do sprawdzenia u krynicy:
http://www.benschott.com/schottenfreude.html
No tak, chociaż tam jest tylko, że nie mówi po niemiecku, w oryginale: Ausgerechnet ein Brite, der kein Deutsch spricht, hat das wohl schönste und vergnüglichste Buch deutscher Sprache seit Langem vorgelegt. Natomiast idąc po śladzie "Oscar Bandtlow" od razu dociera się do tekstu w Guardianie z którego wynika, że faktycznie nie zna: The book was compiled with the help of a family friend, a German theoretical mathematician called Dr Oscar Bandtlow. Its conceit is that if there isn't a word, invent one in German. Schott would contact Dr Bandtlow, who would reply with a suggestion. (...) But surely Dr Bandtlow did most of the work? Schott looks at me with what his book defines as Schuldaufdeckungangst (the fear that you will be found out). "Well, yes, but also no. They're my ideas for words – projections of my obsessions and inadequacies."
Tu potwierdzenie - choć Schott miał obu dziadków Niemców to nie mówi po niemiecku i jego pomysły realizował Bandtlow: He doesn't really speak German. He defined the concepts and found the references, then collaborated with a family friend, German mathematician Dr. Oscar Bandtlow, on the translations.
Reasumując: choć Schott sam nie mówi po niemiecku, to dzieło jest oryginalne.
To, czego dokonałeś powyżej, daje się określić niemieckim terminem nie posiadającym odpowiednika w języku polskim (o ile wiem). Kapriole.
Przy czym nie, nie chodzi o figurę ujeżdżeniową, taką jak ta:
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/e/e2/Cadre_noir_-_cabriole_%C3%A0_la_main.jpg
Coś od kozy, ale ufam że mnie nie obrażasz.
Pewnie, że nie. Ale widzę, że Babilas w międzyczasie cykl zakończył i teraz - kontynuując - wypowiadalibyśmy się na tematy już nieaktualne, co być może, może być przyjęte dziwnie, tym bardziej, że jak na razie się zgadzamy.
Z takiej wymiany zdań żaden blog nie wyżyje.
Bo ja wiem... Może nie wyżyje, ale przeżyje. A wiele było blogów z żywymi wymianami zdań, które ich nie przeżyły.
@andsol:
poruszyłeś problem, którego najwyraźniej nie dostrzegłem. Albo nie zrozumiałem.
Ponieważ jednak jestem nie tylko próżny ale i uparty, to będę dalej pozostawał przy (prawdopodobnie mało popularnym) zdaniu, że wymiana poglądów w przypadku ich daleko idącej zbieżności nie prowadzi do tego, do czego powinna. Mówiąc kolokwialnie: jest pozbawiona jakiegokolwiek sensu.
Dobranoc.
Prześlij komentarz