środa, 5 kwietnia 2017

Ogrodnik podmiejski. (4) Oczary

Rodzaj oczar (Hamamelis) nie ma przedstawicieli w rodzimej florze Europy. Jej mieszkańcy spotkali się z amerykańskimi gatunkami oczarów, gdy wybrali się kolonizować Nowy Świat. Ponieważ kolonistom oczar wydawał się podobny do wiązu (zwanego w Anglii potocznie wych hazel), nazwali tak drzewo, które rosło w Nowej Anglii. Wych pochodzi od staroangielskiego wice, co oznacza ‘giętki, elastyczny’ (stąd mamy we współczesnym angielskim week - słaby i wicker - wiklinę). W którymś momencie pisownia przeskoczyła do witch hazel - pomogło zapewne to, że oczary kwitną o nietypowych dla większości roślin porach, no i oczar stał się ‘czarodziejską wikliną’ (po niemiecku: Zaubernuss, po szwedzku: Trollhasselsläktet, po duńsku: Troldnød). Pewne echa czarodziejskości także w nazwie polskiej, która powstała pod koniec XIX wieku (nie ma u Lindego, jest u Arcta).


Łacińska nazwa pochodzi - jak to zwykle bywa - z greki (a nadał ją sam Linneusz). Odnosi się ona do równoczesnego występowania na roślinie kwiatów i zeszłorocznych torebek nasiennych (przysłówek hama - ἅμα - wskazuje na jednoczesność, natomiast melon oznacza owoc).


Wracając jednak do dendrologii… Amerykański oczar wirginijski (Hamamelis virginiana) kwitnie późną jesienią i jego kwiaty często gubią się wśród jeszcze nieopadłych liści. Sympatryczny (znaczy występujący na tym samym obszarze) wobec niego oczar wiosenny (Hamamelis vernalis) kwitnie na przedwiośniu, ale w uprawie jest mało rozpowszechniony poza Ameryką.


Kilkanaście lat temu zanotowano sporą sensację botaniczną - na południu stanu Missisipi odkryto nowy gatunek oczara, o znacznie (2-3 razy) większych liściach, wytwarzający (w odróżnieniu od wszystkich innych gatunków) odrosty, kwitnący na czerwono. Nowy gatunek nazwano Hamamelis ovalis, choć być może jest on identyczny z oczarem, który w początkach XIX wieku opisał jako Hamamelis macrophylla John Lyon, szkocki botanik i łowca roślin.


Spośród gatunków oczarów dla ogrodnika najbardziej interesujące są dwa azjatyckie, które trafiły do Europy w XIX wieku: oczar chiński (zwany też omszonym: Hamamelis mollis) i oczar japoński (Hamamelis japonica), które, krzyżując się ze sobą, stały się formami wyjściowymi dla odmian ogrodowych, różniących się głównie barwą kwiatów (od żółci, poprzez pomarańcze do karminów). W warunkach Polski oczar chiński rozpoczyna kwitnienie wcześniej niż japoński, ale ten drugi wyposaża swoje potomstwo w silny, przyjemny zapach.


Botaników od dawna zastanawiało zimowe kwitnienie oczarów. Przyroda jest jakoś tam - na ogół - sensownie urządzona, więc początkowo przyjęto, że oczar jest wiatropylny i może sobie kwitnąć, kiedy mu się podoba. Szybko jednak wyszło na jaw, że oczary mają lepki pyłek (zupełnie niestosowny przy anemogamii), a także produkują nektar. Dla kogo? Obserwowano, obserwowano i nikogo nie wykryto. Okazało się, że obserwowano nie wtedy, kiedy trzeba. Zupełnie niedawno stwierdzono, że niektóre ćmy z rodzaju Noctuidae (sówkowate) są aktywne zimą (wystarczy im temperatura ledwo powyżej zera, bo mają aktywne mechanizmy generowania ciepła i gęsto obrośnięte kutnerowymi włoskami ciało). A jak sama nazwa wskazuje (sówkowate), są czynne nocą. I właśnie to są zapylacze oczarów.


Owocem oczaru jest okrągła, brązowa, dwunasienna torebka, pękająca latem w sposób, który wyrzuca nasiona na odległość kilku metrów. Nasiona znajdują się w głębokim spoczynku i w naturze kiełkują stopniowo w ciągu kilku lat. Szkółkarze mają swoje sposoby na przyspieszenie tego procesu (8 tygodni w cieple, 16 w zimnie, i tak aż do skutku). Siewki początkowo rosną dość powoli. Rozmnażanie z siewu oczary są niewielkimi (kilka metrów), nisko rozgałęzionymi drzewami.


W praktyce szkółkarskiej odmiany rozmnaża się najczęściej przez szczepienie (na podkładce ze względnie łatwo kiełkującego oczara wirginijskiego). Metoda ta ma jednak swoje wady: podkładka zwykle produkuje mnóstwo odrostów, które trzeba pracowicie usuwać; zaniedbywanie tych czynności może doprowadzić w ostateczności do zamarcia części szlachetnej i tak zwanego zdziczenia. Rozwiązaniem byłoby rozmnażanie oczarów przez sadzonki, ale one to niezbyt lubią i niechętnie się ukorzeniają. To samo dotyczy rozmnażania przez odkłady: mało wydajne, powolne i w zasadzie możliwe tylko amatorsko.


Oczary są odporne na niską temperaturę i dobrze sobie radzą z polskimi zimami, za to bardzo źle znoszą suszę. Preferują stanowiska słoneczne, lecz zaciszne i osłonięte. Bardzo źle reagują na cięcie, nie zabliźniają ran, słabo się regenerują. Zazwyczaj zresztą nie potrzebują sekatora, bo charakteryzują się bardzo regularnym, kielichowatym pokrojem. Bardzo ładnie prezentują się posadzone pojedynczo (soliterowo), bądź w niewielkich grupach na trawniku. Zwłaszcza w dużych ogrodach warto zadbać o dobre wyeksponowanie tych roślin. Oczar bardzo źle znosi przesadzanie, więc należy bardzo dobrze przemyśleć jego lokalizację. Posadzone na dobrze nasłonecznionym stanowisku pięknie przebarwiają swoje liście na jesień.


Oczary (a zwłaszcza wirginijski) interesują także kosmetyków i farmaceutów, ale to już zupełnie inna historia.

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Ogrodnik podmiejski. (3) Śnieżyca wiosenna

Zwiastunem wiosny w moim ogrodzie nie są przebiśniegi, nie są krokusy botaniczne, nie są też puszkinie (choć mam kilkaset roślin każdego rodzaju). Moja święta trójca przedwiośnia, to wawrzynek wilcze łyko, oczar i śnieżyca wiosenna. I ja właśnie chciałem teraz o śnieżycy, bo akurat przekwitła, i bo to był mój pierwszy ‘plant hunt’.

Śnieżyca wiosenna (Leucojum vernum) jest rośliną chronioną. Ma bardzo niewiele stanowisk, ale występuje na nich dużymi płatami. Gdy spojrzeć na mapę zasięgu w Polsce, zobaczymy dwa obszary  - dolnośląski i bieszczadzki (i kilka kropek). Wynika to z faktu, że po ustąpieniu lodowca, śnieżyca “nie zdążyła wrócić” do Polski, zatrzymując się po słowackiej stronie Karpat i wyższych partii Beskidów. Wdarła się za to od strony Bieszczad i doliną Odry. Co ciekawe, śnieżyce bieszczadzkie różnią się od swoich dolnośląskich sióstr. Na zachodzie Polski występuje tzw. podgatunek typowy (Leucojum vernum ssp. vernum), a dolinę Sanu zamieszkuje podgatunek karpacki (Leucojum vernum ssp. carpathicum). Czym się różnią?  Śnieżyce sudeckie tworzą po jednym kwiecie na łodyżce, a białe płatki zakończone są zielonkawą “łezką”. Śnieżyce karpackie zazwyczaj wytwarzają po dwa kwiaty, są nieco wyższe, a “łezki” są bardziej żółte niż zielone. Zdjęcia pokazują różnicę kolorystyczną pomiędzy jednym a drugim podgatunkiem.

Wspominałem wcześniej o kropkach na mapie. Są to stanowiska wtórne, mocno wysunięte na niż, poza naturalny zasięg występowania. Najsłynniejsze z nich, to podpoznański Śnieżycowy Jar (leśnictwo Starczanowo koło Murowanej Gośliny). Szczęściem tego rezerwatu jest to, że znajduje się na terenie aktywnie użytkowanego poligonu Biedrusko, przez co dostęp do niego jest nieco utrudniony (zazwyczaj tylko w weekendy, co pozwala na koncentrację ochroniarzy - ocenia się, że w szczycie kwitnienia zwiedzających liczy się w dziesiątkach tysięcy dziennie). Śnieżyca znalazła tam idealne warunki rozwoju, intensywnie się rozmnaża, poszerzając swój zasięg. Przyjmuje się powszechnie - choć dowodów na to brak - że śnieżyce zostały tam posadzone w XIX wieku. Przez Niemców, co teraz nie jest w modzie.

Również antropogenicznego pochodzenia są wielkopolskie stanowiska śnieżycy w arboretum w Kórniku oraz w parku przy pałacu Chłapowskich w wielkopolskiej Turwi (i w tym ostatnim przypadku znamy nawet przybliżoną datę introdukcji - lata 60 XX wieku), zresztą mamy tam śnieżyce karpackie, więc nawet trudno udawać, że to ‘samo przypełzło’. Śnieżyce posadzono także w arboretum SGGW w Rogowie, gdzie czują się bardzo dobrze.

Tajemnicą sukcesu uprawy śnieżyc jest dobór odpowiedniego stanowiska, i tutaj najprościej jest podglądnąć naturę. Śnieżyca lubi żyzne gleby aluwialne, nie przeszkadza jej czasowe zalewanie (przez środek Śnieżycowego Jaru przepływa wpadający do Warty strumyk). Dobrze czuje się na grądach niskich, lasach łęgowych, czy nawet wilgotnych łąkach (tutaj wymaga wsparcia człowieka w postaci wykaszania).

Wilgotność jest bardzo ważna nie tylko w okresie wegetacji. Śnieżyce (w odróżnieniu od tulipanów czy narcyzów) nie tworzą suchej łuski ochronnej na cebulkach, które (zwłaszcza młode) narażone są na wysychanie latem. Nie należy sadzić śnieżyc na trawnikach (szybko przegrają z trawą) ani pod drzewami iglastymi (tutaj oprócz konkurencji o wodę będą również zacieniane). Idealnym stanowiskiem jest brzeg naturalnego cieku wodnego luźno zarośnięty bukami czy jesionami - ale niewielu z nas dysponuje takimi obszarami. Dlaczego akurat buki czy jesiony? Elementary, my dear Watson: te drzewa późno rozwijają liście; śnieżyce do tego czasu zdążą zakwitnąć i wytworzyć nasiona. U mnie śnieżyce rosną w najniższym miejscu ogrodu, ale i tak wiem, że bez regularnego i obfitego podlewania (zwłaszcza po kwitnieniu), czułyby się bardzo źle.

Śnieżyce w dobrych warunkach obsiewają się spontanicznie. Pędy kwiatowe są dość krótkie (15-20 cm), ale po zapłodnieniu wydłużają się i kładą na ziemię torebki nasienne w odległości 30-40 cm od rośliny matecznej. Ciężkie, okrągłe nasiona wyposażone są w elajosomy (ciałka mrówcze) - bogate w tłuszcze białe wyrostki na swojej powierzchni. Mrówki znoszą nasiona do mrowiska, objadają elajosomy (któż by pogardził kaloriami?), a następnie wynoszą śmieci (nasiona) poza obręb mrowiska. Ten sposób rozsiewania nasion nazywa się myrmekochorią. Oprócz śnieżyc mrówki do pracy zaprzęga wiele różnych roślin - ponad 3 tysiące gatunków (w Europie około 150, w tym kokorycze, glistniki, przebiśniegi, czosnek niedźwiedzi), co jest dość ładnym, używanym na wykładach z genetyki, przykładem na konwergencję (ten sam kierunek ewolucji niespokrewnionych taksonów w odpowiedzi na podobne bodźce środowiskowe).

Ja konkuruję z moimi mrówkami i sam zbieram nasiona śnieżyc w celu wysiewu. To jest zabawa obliczona na lata - siewki kwitną zwykle w 8-9 roku życia, a za młodu rosną niemrawo (mówiąc bardzo delikatnie). Rozmnażanie wegetatywne, jest dość zawodne: cebule śnieżyc źle znoszą dłuższe okresy poza glebą, więc to, co kupuje się w firmach cebulkowych jesienią, jeśli nie jest bardzo świeże (a zwykle nie jest), to wysuszone trupki, które zazwyczaj nie zmartwychwstają po wsadzeniu do ziemi.

Stosunkowo najlepszą metodą jest podział kęp, dokonywany - uwaga, uwaga - w trakcie kwitnienia, lub bezpośrednio po nim (division in the green, jak mawiają Anglicy). Tak potraktowane rośliny oczywiście odchorują brutalny zabieg, ale do zimy zazwyczaj zdążą się już dobrze zadomowić na nowym miejscu.


Nazwa rodzajowa rośliny pochodzi z greki: leucos - biały (stąd mamy leukocyty i leukemię) plus ion - fiołek; nazwa gatunkowa z łaciny (vernum - wiosenny). Oprócz śnieżycy wiosennej uprawia się również śnieżycę letnią (Leucojum aestivum), która jest o wiele mniej atrakcyjna ogrodowo, bo kwitnie znacznie później (w maju) i ma mniejsze, niezbyt spektakularne kwiaty. Również związana z ciekami wodnymi; nie występuje dziko w Polsce.

piątek, 31 marca 2017

Ogrodnik podmiejski. (2) Cisy

Moim ulubionym iglakiem jest cis. I akurat teraz kwitnie. W przyrodzie polskiej występuje jeden gatunek - Taxus baccata - (na świecie kilkanaście), oprócz tego w ogrodach szereg odmian uprawnych. Polska znajduje się na granicy zasięgu tego gatunku: niezbyt odpowiadają mu ostre zimy i suche lata; na wschód od nas znajdują się tylko izolowane stanowiska na Białorusi. Drzewo to jest reliktem trzeciorzędowym; jak dowiadujemy się od paleobotaników, bezpośrednio po ustąpieniu lodowca cis był podstawowym gatunkiem lasotwórczym na obszarze obecnej Polski.

Dziś cis jest gatunkiem chronionym w Polsce. W leśnictwie przejawiano w stosunku do cisa nieprzychylne stanowisko, ograniczając się tylko do ochrony istniejących egzemplarzy pomnikowych, czy rezerwatów. Wskutek powolnego jego przyrostu oraz wprowadzania monokultur nie było już dla niego miejsca w lesie zagospodarowanym. Będąc poza zainteresowaniem zorientowanego na metry sześcienne drewna szyszko-leśnictwa, cis zyskał drugie życie i szanse na przetrwanie dzięki ogrodnikom.

Dla ochrony cisa ustanowiono na terenie Polski 29 rezerwatów ścisłych. Wielkopolska jest na zachodnim końcu “bezcisowego jęzora” obejmującego Podlasie, Lubelszczyznę, Mazowsze i Kujawy. Największe stanowisko w Polsce to rezerwat we Wierzchlesie, w Borach Tucholskich, założony przez Niemców już w 1827 (podobno drugi rezerwat przyrody w Europie). Obecnie nosi imię Leona Wyczółkowskiego, który podczas swoich częstych pobytów w rezerwacie wykonał ponad sto obrazów i grafik przedstawiających tamtejsze cisy. (Niestety sukcesywne inwentaryzacje rezerwatu pokazują wyraźnie spadek liczebności populacji na przestrzeni ostatniego wieku.)

W ogóle Wyczółkowski miał skłonność do drzew - znane są jego obrazy przedstawiające dęby rogalińskie (które zanim stały się Lechem, Czechem i Rusem znane były w międzywojniu jako ‘dęby Wyczółkowskiego’), a co do cisów w Borach Tucholskich miał plany zgoła neopogańskie. Jak podaje współczesny Wyczółkowskiemu leśniczy (inż. Szulisławski) malarz gdy opadały go wizje przeszłości, lubił snuć projekty stworzenia w uroczysku cisowym świątyni prawosłowiańskiej. Marzył o pobudowaniu tu chramu i gontyny; ofiarował nawet pewną kwotę celem sprowadzenia znajdujących się w pobliżu głazów narzutowych, które służyć miały jako “ofiarniki”.

Najstarszym cisem w Polsce jest drzewo rosnące w Henrykowie Lubańskim, w pobliżu granicy niemieckiej. Datowanie w przypadku cisów jest zwykle obarczone dużym błędem (i myśleniem życzeniowym datującego), ale można bezpiecznie przyjąć wiek około 1300 lat. W ostatniej dekadzie drzewo zaczęło obumierać, a proces ten gwałtownie przyspieszyła letnia susza roku 2015. Trwają obecnie prace mające na celu zahamowanie tego procesu: usunięto gruz z obrębu systemu korzeniowego, zaczęto zwalczać nornice, uregulowano stosunki wodne, a samo drzewo obudowano rusztowaniem, które ma za zadanie zacieniać koronę, podwyższać temperaturę w jej obrębie, oraz stanowić podporę dla systemu zraszającego. Należy mieć nadzieję, że staruszek zareaguje pozytywnie na troskę i starania. Przeżył już nie takie opresje: w 1813 jego pień posiekali szablami Kozacy, a w 1989 wichura obłamała szereg konarów.

Mówiąc o ochronie cisa, wdać się należy w dłuższą dywagację, rozpoczynającą się od informacji, że cis został pierwszą rośliną prawnie chronioną na terenie Polski. W roku 1423 król Jagiełło wydał tak zwany Status Warcki (od miejscowości Warta w powiecie sieradzkim, a nie od mazowieckiej Warki), w którym zapisano takie słowa: Ale iże rozmajte są lasy, między którymi są niektóre drzewa w drugich wielgiej ważności a drogiego myta, jako jest cis a drugie drzewa drogie, jeż bacząc, iże zakłady albo ciążba mają przewyższyć w ważności swej rzeczy te, o które pociążano, widziało się nami naszym rycerzom, iż gdyby wszedw w las, ciąć takie drzewa, albo im równa porąbił, może być przez dziedzica tego lasa jęt, a na rękojemstwo prosząnym dan. Bo nie jest zgodno, ani się widzi dostateczno, za tako znamienitą szkodę, lekki zakład wziąć, albo iżby tylko w pociążaniu był skaran. 

W skrócie, z polskiego na polskie, delikwenta należy złapać, ale można wypuścić za kaucją, byleby dostatecznie dotkliwą. Jagiełło polecił chronić cisy, bo w wiekach średnich były surowcem strategicznym, takim jak dziś uran. Robiono z nich łuki, wykorzystując trwałość i elastyczność drewna. Głównym rynkiem zbytu była zachodnia Europa, gdzie właśnie trwała wojna stuletnia. Przez wieki całe monopol na handel polskim zbożem i drewnem miał - znajdujący się wówczas w rękach krzyżackich Gdańsk. Nota bene, angielska nazwa świerka (spruce) pochodzi z podsłyszanego i zapisanego fonetycznie określenia “z Prus”. Choć różnie o tym językoznawcy mówią.

Zapis Statutu Warckiego należałoby interpretować raczej jako wyraz emancypacji ekonomicznej szlachty i obronę interesów właścicieli lasów, a nie element świadomego działania na rzecz ochrony przyrody. Wcześniejszy o kilkadziesiąt lat Statut Wiślicki w jednym z artykułów stanowi: Porąbiw dąb cudz, winę jemu ośm groszów zapłaci w czyjem państwie jest porąbion”; „Porąbiw drzewo jabłczane alibo owocne, dwanaście groszy zapłaci. Czy ktoś z tego wywodzi, że Kazimierz Wielki objął ochroną dęby i jabłonki? Swoją drogą, porównując (wyszczególnione również w Statucie Wiślickim) kwoty zadośćuczynienia za życie ludzkie, dojść można do wniosku, że nie było szczególnie cenne (w przeliczeniu na drzewa 60 dębów albo 32 jabłonki).

Wnikliwy czytelnik i życzliwy komentator wskazał także na kulturowe znaczenie drewna cisowego: "Drewno cisa uważane było za najlepszy materiał na pudła rezonansowe lutni (a konkretnie te tylne, wyoblone części pudeł, złożone z wąskich listewek (przednią dekę chyba, tak jak i dziś, robiono ze świerka?)) i drugi najlepszy (po bukszpanie) na gryfy instrumentów strunowych." (Tomasz Minkiewicz)

Wszystkie części cisa - za wyjątkiem osnówek nasion (“jagód”) - zawierają taksynę (silnie trujący alkaloid). Taksyna łatwo się wchłania, nie ma skutecznego antidotum, a śmiertelna dawka jest stosunkowo niewielka (dla człowieka około 50 gramów igieł). Podatność ssaków na taksynę różni się pomiędzy gatunkami: zwierzyna leśna jest najwyraźniej odporna, za to szczególnie podatne są konie.

Taksyna jest, jako się rzekło, wszędzie, również w pyłku, którym trudno się zatruć, ale jest udowodnionym alergenem. Znane są przypadki, w których drwale, nawdychawszy się oparów czy trocin przy cięciu cisów, wykazywali objawy zatrucia. Z tego samego względu drewna cisowego nie należy używać do wytwarzania kubków czy innych naczyń. W dawnych czasach tzw. babki, czy też szeptuchy używały wywaru z cisa do usuwania niepożądanych ciąży. Za przyczyną trudności w ustaleniu skutecznej dawki, spędzano najczęściej płody wraz z ciężarnymi. Ksiądz Kluk (Roślin potrzebnych, pożytecznych, wygodnych, osobliwie krajowych albo które w kraju użyteczne być mogą, utrzymanie, rozmnożenie i zażycie: tom 2) pisze oględnie i krótko: Cis jest drzewo, którego iagody laxuią.

Znacznie więcej miejsca i uwagi poświęca Kluk cisowi w (późniejszym) Dykcyonarzu...:

Słyszę, że się mieyscami u nas dziko nayduie, osobliwie w Krakowskim między górami, ia nie widziałem, tylko w ogrodach zabawnych. [...] Rozmnożyć się może naylepiej z nasienia, i chcąc to uczynić dla pożytku można by nim zasiać mieisca zgórzyste na północney stronie. Ogrodnicy, osobliwie odmianę Włoską, nieco pieszczoną, wycinaią na pyramidy, i inne wynalazki dla ozdoby ogrodów. Było mniemanie, że sam cień tego drzewa zabiia ludzi; lecz tysiączne doświadczenia omyłkę pokazały; nic pewnieyszego iako że cień i iagody są dla ludzi nie szkodliwe, ztymwszystkim, liście i gałązki zdaią się mieć coś iadowitego dla koni, krów i kóz. Drzewo pospólstwo poczytuie za skuteczne na ukąszenie psa wściekłego. Gdybyśmy to drzewo u siebie rozmnożyli, i odstąpili owego uprzedzenia, że zamorskie kosztowne drzewa maią w sobie coś osobliwszego, moglibyśmy mieć różne rzeczy cisowe, zamorskim dobrze wyrównuiące.
Juliusz Cezar (De Bello Gallico, księga VI, rozdział 31) sprawozdaje przypadek Cativolcusa, wodza galijskiego, który nie będąc zdolny do walki czy ucieczki, otruł się sokiem z cisa. Pliniusz Starszy (Historia naturalna, księga XVI, rozdział 20) podejrzewa Celtów o zaprawianie włóczni i strzał cisem, celem uczynienia ich trującymi. Powołując się na Sextiusa informuje o zatruciach cisem w Grecji wywołanych snem lub nawet spożywaniem posiłku w gajach cisowych. Podawał również sposób na prostą neutralizację trucizny w drzewie: należało wbić w pień miedziany gwóźdź (?!).

Wywar z cisa jest też ‘w podejrzeniu’ w przypadku śmierci ojca Hamleta - Szekspir pisze o juice of cursed hebenon in a vial (a “hebenon” jest równie kryptyczny, co mickiewiczowski świerzop - Paszkowski tłumaczy jako “blekotowe krople”). O trujących właściwościach cisa wiedziała też Agata Christie (opowiadanie A Pocket Full of Rye).

Nietrująca jest osnówka, która z botanicznego punktu widzenia jest przekształconą łuską jednonasiennej szyszki. Osnówki, z nasionami, zjadane są przez ptactwo (dzwońce, rudziki, kowaliki, sikory, grubodzioby i wiele innych). Kwasy zawarte w układzie pokarmowym ptaków powodują skaryfikacje nasion, które wydalone, sprawnie kiełkują. Bez ptaków, nasiona cisów wymagają kilkunastomiesięcznej stratyfikacji, a i tak wschody są rzadkie i zawodne. Obecnie znane są i powszechnie stosowane metody rozmnażania wegetatywnego, wykorzystujące dużą zdolność regeneracji cisów.

Z punktu widzenia ogrodnika czy architekta krajobrazu cisy mają sporo zalet. Są odporne na zanieczyszczenia środowiska, dobrze znoszą cięcie i ładnie się pod jego wpływem zagęszczają. Mają zwartą bryłę korzeniową, co ułatwia przesadzanie i sporych krzewów, a przy tym nie boją się konkurencji ze strony innych roślin, przez co można sadzić je i pod dużymi drzewami. Jest rośliną cienioznośną, choć w warunkach dużego zacienienia rośnie słabiej i nie obsiewa się.

Stanowisko raczej zaciszne, choć przy stałym dostępie wilgoci cisy znoszą i pełne słońce. Gleba najchętniej żyzna, obojętna lub lekko alkaliczna; cisy - w odróżnieniu od innych iglaków nie lubią gleb kwaśnych. Źle też czują się na glebach zbyt zwięzłych, gliniastych. Cis rośnie wolno, początkowo tempo przyrostu nie przekracza 10 centymetrów rocznie, starsze cisy w dobrych warunkach środowiskowych przyrastają i o 30 centymetrów co roku.

Cisy są rozdzielnopłciowe, to znaczy są chłopcy i dziewczynki - ale również zdarzają się obojnaki. Męskie pąki kwiatowe są kuliste i mieszczą się w kątach igieł, żeńskie przypominają pąki liściowe. Odmiany ogrodowe cisów mają domieszkę “krwi” azjatyckiego gatunku Taxus cuspidata i oznaczane są często określeniem Taxus x media. Swego czasu gruchnęła w polskim szkółkarstwie sensacja: “Wojtek”, podstawowa polska męska odmiana kolumnowa zaczął nagle wiązać nasiona. Zanim sprawą zajęli się specjaliści od genderu, okazało się, że zaszło zamieszanie materiału szkółkarskiego (bądź jakaś lokalna mutacja) i wszystkie inne ‘Wojtki” zachowują się przyzwoicie.

Czy cis jest drzewem, czy krzewem? Gatunek (Taxus baccata) jest niewielkim drzewem. Odmiany mają zwykle charakter krzewiasty. Siewki zazwyczaj wykazują drzewiasty typ wzrostu, chyba że wierzchołki wzrostu zostaną zgryzione przez zwierzynę leśną, bądź uszkodzone przez przymrozek.

Etymologia nazwy rodzajowej niepewna. Przyjmuje się powszechnie, że wywodzi się od greckiego toxon (τόξον)- łuk, i wszyscy są szczęśliwi z tą wersją, bo przecież drewno cisów było używane do wyrobu łuków. Jest jednak i łacińskie słowo taxus (pożyczone przez Rzymian od Germanów), oznaczające borsuka. Należałoby jeszcze znaleźć związek między borsukami i cisami: na pomoc przychodzi język turecki, w którym słowo porsuk ma dwa znaczenia i oznacza zarówno roślinę, jak i zwierze.

Etymologia nazwy polskiej jeszcze bardziej niepewna. Brückner podaje, że jest to “prasłowo”, dając mimochodem odnośnik do rzeczownika cigiędź (“dziś już zapomnianego”), a oznaczającego zarośla czy gęstwinę. Trudno, cofamy się o wiek do Lindego, ale tam też ‘znikąd drogi ni kurhanu’: żadnych objaśnień. Jest cis u Kochanowskiego, ale znaczy zupełnie coś innego (“O flisie” -  - to w zasadzie pornografia nie pozostawiająca wiele wyobraźni, jeśli ktoś przez staropolszczyznę się przegryzie). 

Wnikliwy czytelnik i życzliwy komentator (Marcin Ciura) dotarł do najnowszego słownika etymologicznego (Borysia), u którego, tak, jak u poprzedników, nic nie jest pewne ("[...] może w jakimś związku z łac. taxus 'cis', stosunek tych wyrazów jest jednak niejasny. Wyraz niewiadomego pochodzenia, prawdopodobnie zapożyczenie z nieznanego źródła; wskazywano na niepewną możliwość odległego pokrewieństwa z gr. tókson 'łuk', pers. taxš 'łuk' w związku z właściwościami (sprężystością) drewna cisu [...]"). Za to przypomina on o cisawym, czyli 'mającym barwę czerwonobrunatną, kasztanowatym, jasnogniadym' w nawiązaniu do barwy drewna cisu koniku, dawanym ułanowi wraz z ostrą szabelką.

Łacińska nazwa gatunkowa (baccata) nawiązuje do “jagód” tworzonych przez rośliny. Polska nazwa gatunkowa (“pospolity”) jest, w najlepszym przypadku, myląca.

W mitologii greckiej cis był drzewem związanym z kultem Hekate (która w ogóle była łączona z wieloma trującymi i psychoaktywnymi roślinami). Gałązki cisowe były też atrybutem Erynii. Wierzono, że cis jest jedyną rośliną rosnącą na drodze do królestwa umarłych - Hadesu; stąd być może pochodzi powszechne w kulturze europejskiej kojarzenie cisa z cmentarzami (nekrobotanika). Yggdrasil, mityczne drzewo łączące dziewięć światów kosmologii nordyckiej, według niektórych interpretacji miało być potężnym cisem. 

 W moim ogrodzie rośnie kilka dorosłych (dwudziestokilkuletnich) cisów, różnych odmian i form (niektóre kurtyzowane, niektóre niecięte), które od pewnego czasu obsiewają się spontanicznie, co jest powodem do mojej dumy, bo okazuje się, że i w stepowiejącej Wielkopolsce można stworzyć warunki dla rozwoju tego gatunku. Wszystkie siewki przenoszę pracowicie na ich docelowe miejsca.

środa, 29 marca 2017

Ogrodnik podmiejski. (1) Storczyki krajowe.

Gdy zadamy sobie pytanie o najliczniejszą w gatunki rodzinę w królestwie roślin, najczęściej nie trafimy z odpowiedzią. W obrębie roślin dwuliściennych to astrowate (Asteraceae, zwane dawniej złożonymi: Compositae), w obrębie zaś jednoliściennych - storczyki (Orchidiaceae). Każda z tych rodzin liczy ponad 25 tysięcy odrębnych gatunków. O ile strategią ewolucyjną astrowate przypominają trawy (“szybko zająć jak największą przestrzeń i dostosować się do możliwie szerokiej gamy środowiskowej”), o tyle storczyki zachowują się zupełnie inaczej. To cwani oportuniści, którzy przystosowali się do szybkich migracji w ślad za swoim optymalnym środowiskiem, a ewolucja tutaj raczej zawężała zarówno zakres zapylaczy (czasem do jednego gatunku owada), jak i wymagań co do biotopu.

Oczywiście, storczyki są przeważnie roślinami klimatów tropikalnych: w Polsce występuje nieledwie 46 gatunków z tej rodziny, przy czym w odróżnieniu od swoich egzotycznych, nadrzewnych (epifitycznych), czy naskalnych kuzynów, europejskie storczyki rosną wyłącznie w glebie. Aby storczyki mogły ‘przeskakiwać’: w tropikach z drzewa na drzewo, w Europie z jednego dobrego stanowiska na drugie, często bardzo oddalone - wykształcić się musiało w procesie ewolucji szereg dość istotnych cech. Po pierwsze, storczyki muszą produkować mnóstwo nasion. Tu chodzi o statystykę: jeśli będzie ich dostatecznie dużo, któreś z nich dostanie gdzieś szanse na wykiełkowanie. Aby tak się stało, zalążnie storczyków produkują tysiące, a czasami dziesiątki tysięcy zalążków. I oczywiście dziesiątki tysięcy ziaren pyłku, bo prawa i lewa strona musi się zgadzać. I jeszcze najlepiej byłoby, żeby do zapylenia i zapłodnienia dochodziło hurtowo, na raz. Tutaj przyczyną jest prosta ekonomia: niezapylony kwiat storczyka samczego (Anacamptis morio - samczy to nazwa gatunkowa, a nie sugestia rozdzielnopłciowości) pozostaje otwarty prawie trzy tygodnie; po zapyleniu więdnie w trzy dni.

Rozwiązaniem problemu symultanicznego przeniesienia dziesięciu tysięcy ziaren pyłku, które mają symultanicznie zapłodnić dziesiątki tysięcy zalążków jest wytworzenie stosownego mechanizmu. Wiadomo, że wiatropylność łączy się z pewną rozrzutnością, czy nadmiernością: znacznie bardziej celowym działaniem jest wykorzystanie owadów (w tym celu kwiaty pachną i mają atrakcyjne - przypadkiem też dla nas - kolory). W przypadku większości roślin owad się otrze tu i tam i trochę tego pyłku w końcu przeniesie; storczyki lepią sobie pyłek woskiem w pakiety (pyłkowiny, pollinaria) i owad zabiera cały pakiet z materiałem genetycznym po prostu przylepiając się do niego. 

Aby materiał genetyczny nie poszedł na zmarnowanie, owad musi wylądować na drugim kwiecie w bardzo ściśle określonym miejscu, tak aby pyłkowina odlepiła się od niego i przylepiła do znamienia słupka. Większość gatunków storczyków oferuje owadom nektar, aby zachęcić je do odwiedzania swoich kwiatów. Ale nie wszystkie. Storczyki z rodzaju Orphys (dwulistnik) dopuszczają się bezczelnego oszustwa: warżka ich kwiatu upodobniła się kształtem i kolorem do samicy błonkówek, a na dodatek kwiat wydziela feromony właściwe samicom. Oszustwo nie musi być idealne, wystarczy aby samiec wylądował i spróbował kopulacji - i już pyłkowina przeniesiona. Zaspokojony jest tylko storczyk, a samiec musi szukać szczęścia gdzie indziej.

Z kolei u obuwików (Cypripedium) mechanizm zapylania jest podobny do owadożernych dzbaneczników (Nepenthes), lecz znacznie mniej groźny dla owadów, które wpadając do rozdętej warżki muszą przejść w pobliżu pyłkowin i słupków, aby się uwolnić (istnieją mechanizmy zapobiegające samozapyleniu). Skuteczność oszustów jest nieco mniejsza niż “uczciwych”, nektarodajnych storczyków, ale, z kolei, produkcja nektaru to spory wydatek energetyczny (to musi być słodkie, żeby być skuteczne), który można skierować w inną stronę (na przykład produkowania większej ilości kwiatów). Poza tym, oszuści kierują się tą samą logiką, co podłe restauracje obliczone na turystów - “ten klient już i tak tu nie wróci”; wystarczy jedna wizyta i mamy tysiące nasion, nie potrzeba już dłużej być ślicznym, atrakcyjnym i pachnącym. Poza tym storczyki - oszuści nie występują nigdy masowo, więc nie ma szans, żeby się pszczoły czy trzmiele nauczyły, że tam nic ciekawego nie ma. Niektóre gatunki z rodzajów Dactylorhiza i Oprhys tworzą odmiany barwne i zapachowe, na wypadek, gdyby jednak owady po “pierwszym razie” nabrały jakichś podejrzeń.

Storczyki z rodzaju Serapias proponują owadom noclegownie. Tu układ jest uczciwy (choć bez wyżywienia): taka pszczoła samotnica chętnie przenocuje w miejscu bezpiecznym i ciepłym. Wnętrze kwiatu jest nocą o kilka stopni cieplejsze niż otoczenie, no i żaden drapieżnik tam nie będzie nikogo szukał. 

Storczyki, choć niechętnie, dopuszczają możliwość samozapylenia (a nawet apomiksji, czyli wytworzenia nasion bez zapylenia i zapłodnienia; wśród ludzi nazywa się to niepokalanym poczęciem i wzbudzało dawniej wiele emocji). Dotyczy to zwłaszcza gatunków związanych ze stanowiskami górskimi (np. gołek białawy - Pseudorchis albida, czy ciemnogłów wąskolistny - Gymnadenia nigra), gdzie podaż owadów zapylających jest i tak niska. Zwykle jednak nasiona “z samogwałtu” mają znacznie obniżoną zdolność kiełkowania. Wysyłam niekiedy do specjalistycznej firmy w Niemczech torebki nasienne obuwików do skiełkowania na pożywkach w in vitro. Zazwyczaj jest pełen sukces i udaje się wyprowadzić setki roślin; czasami jednak bywają tylko pojedyncze siewki, wtedy wiadomo, że żaden owad nie miał z tym nic wspólnego. 

Storczyki tworzą bardzo lekkie, niemal ażurowe nasiona zawarte w pękających na trzy części torebkach nasiennych. Nasiona są bardzo małe, zazwyczaj o wiele mniejsze niż milimetr, o wadze wyrażanej w miligramach. Roznosi je - na duże odległości - wiatr, a do gleby trafiają spłukiwane deszczem. Z powodu rozmiaru, nasiona nie zawierają endospermu (bielma), które u innych roślin jest źródłem pokarmu, podtrzymującego rozwój i wzrost zarodka w początku jego życia. Owszem, zarodek zawiera jakieś śladowe ilości węglowodanów i tłuszczów, ale zdecydowanie niewystarczające do samodzielnego wykiełkowania. Poza tym, łupina nasienna ogranicza dostęp wody i powietrza, utrzymując nasiona w stanie uśpienia fizjologicznego. Coś musi się w tej glebie wydarzyć.

I się wydarza. Do nasiona zbliża się, zdecydowanie w złych zamiarach, strzępka grzyba (zazwyczaj jakaś Rhizoctonia). Rozkłada łupinę nasienną i wnika do środka. I teraz odbywa się, w skali mikro, walka Dawida z Goliatem. Najczęściej zarodek obezwładnia strzępkę grzyba za pomocą enzymów i fitoaleksyn, rozpoczynając karierę pasożyta, odżywiając się tym, co wyprodukuje grzybnia z rozkładu materii organicznej. Niekiedy zachodzi nawet piętrowa zależność pokarmowa: grzyb podbiera papu z drzewa, a storczyk z grzyba. Tak, proszę Państwa, powiedzmy to sobie otwarcie: storczyki są pasożytami. Przynajmniej za młodu. Potem z tego wyrastają. Ale nie wszystkie. Taki na przykład gnieźnik leśny (Neottia nidus-avis) zapomniał ewolucyjnie jak się wytwarza chlorofil, więc już przez całe życie musi z grzybem. Jak, nie przymierzając, Związek Radziecki z Polską Ludową. 

Po nawiązaniu kontaktu z grzybem, storczyk pomału tworzy zwarte skupienie komórek rozmiaru mniej więcej jednego milimetra zwane protokormem. Protokorm rozwija korzonki, ale wciąż jeszcze polega na tym, co uzyska od grzyba. Dopiero po roku siewka wypuszcza liście, które rozpoczynają fotosyntezę i własną produkcję węglowodanów. Pomału uniezależnia się od grzyba. Po kilku-kilkunastu latach osiąga rozmiar, przy którym można myśleć o wytwarzaniu kwiatów. I cała historia zaczyna się od początku. 

Ewolucyjna strategia storczyków gruntowych polega nie tylko na ucieczce do przodu - tworzeniu wielu nasion, które rozsiewają się na dalekie często odległości. Ostatnio znaleziono pojedynczą roślinę dwulistnika pszczelego (Ophrys apifera) w Imielnie na Śląsku - dobrze ponad 150 kilometrów od najbliższych znanych stanowisk(*). Storczyki również starają się unikać konkurencji z innymi roślinami - wiosną rozwiajają się bardzo szybko, kwitną bez zbędnej zwłoki, a później, gdy już inni nadgonili, zazwyczaj kończą sezon i tracą części nadziemne.

Storczyki w trakcie ewolucji “nauczyły się” także wykorzystywać antropogeniczną presję na środowisko i obracać ku własnej korzyści różne elementy gospodarki rolnej i leśnej, skutkiem których jest eliminacja czy ograniczenie rozwoju roślinności konkurencyjnej, takie jak wykaszanie łąk, wypas, przecinki, czy popularna na zachodzie Europy jeszcze wiek temu uprawa lasu odroślowego (ang. coppicing, niem. Stockausschlag). Stąd istotna jest tak zwana ochrona czynna, która - cytując stosowne rozporządzenie - polega na wykonywaniu zabiegów ochronnych utrzymujących właściwy stan siedliska roślin, w szczególności:
  - utrzymywaniu lub odtwarzaniu właściwych dla gatunku stosunków świetlnych, 
  - utrzymywaniu lub odtwarzaniu właściwego dla gatunku stanu gleby lub wody, 
  - utrzymywaniu lub odtwarzaniu właściwych dla gatunku stosunków wodnych, 
  - koszeniu siedliska, w sposób właściwy dla gatunku, 
  - wypasie zwierząt gospodarskich na obszarze siedliska, w sposób właściwy dla gatunku chronionego,
  - regulowaniu liczebności roślin, grzybów i zwierząt mających wpływ na chronione gatunki.

Innym działaniem jest ochrona ex-situ, czyli uprawa zagrożonych gatunków w sztucznie stworzonym, imitującym warunki naturalne, środowisku, w którym są otoczone stałą opieką człowieka. To jest naukowe uzasadnienie dla obuwików w moim ogrodzie. Oczywiście, “robię to źle”, bo powinienem skoncentrować się na krajowym gatunku Cypripedium calcelous w nadziei stworzenia populacji, która będzie - być może - wysiewać się w bliższej i dalszej okolicy, gdy tymczasem uprawiam również inne gatunki i odmiany ogrodowe obuwików (a przy znanej skłonności storczyków do tworzenia mieszańców nawet międzyrodzajowych jest to prowokowanie wszelkiej rui i poróbstwa). Tworząc sztuczną populację obuwików, powinno się także dołożyć starań, aby rośliny w obrębie gatunku pochodziły z różnych źródeł, to znaczy były niespokrewnione genetycznie. 

Tworząc sztuczne (ogrodowe) stanowisko storczyków należy też zadbać o inne gatunki, te które z nimi współpracują w zbożnym dziele przedłużania gatunku. Grzyby w glebie są mniej potrzebne - obecnie umiemy rozmnażać storczyki metodą wysiewu nasion in vitro, na pożywkach, które imitują to, co dostarczają grzyby. Warto jednak postarać się o obecność owadów zapylających - pszczół murarek i innych gatunków błonkówek niespołecznych. Obuwiki, bo nimi głównie się interesuję, zwabiają owady podstępem, poza tym nigdy nie tworzą tak dużych skupisk, aby utrzymać populację zapylaczy. Trzeba więc zadbać raczej o obfitość i różnorodność roślin atrakcyjnych dla pszczół, trzmieli i innych owadów w swoim ogrodzie, a obuwiki skorzystają na ich obecności poniekąd przy okazji.

--

(*) - W roku 2020 Zakład Botaniki Uniwersytetu Wrocławskiego doniósł o odnalezieniu populacji Ophrys apifera zasiedlającej hałdę odpadów kopalnianych kopalni dolomitu w Sudetach (góra Połom). To prawie 300 kilometrów od stanowiska w Imielnie. Populacja liczy 23 osobniki. Szczegóły: Wójcicka-Rosińska A., Rosiński D., Szczęśniak E. 2020. Ophrys apifera Huds. (Orchidaceae) on a heap of limestone mine waste – the first population in the Sudetes and the second in Poland. Biodiv. Res. Conserv. 59: 9-14

poniedziałek, 27 marca 2017

Niemiecki dla amatorów: I to by było (chwilowo?) na tyle

Dziesięć odcinków to mniej więcej tyle, żeby zakończyć pierwszą serię (sezon, jak to się teraz mówi) niemieckich słówek. Ciąg dalszy, przypuszczalnie, nastąpi - ale nie wiadomo jeszcze kiedy.

Teraz mam pomysł całkiem inny. Swego czasu na zaprzyjaźnionym blogu prowadziłem nieformalny kącik porad ogrodniczych. Stopniowo spuchło to do ględźb dłuższych i coraz bardziej zaczęło wyrastać poza to, co wypada - nawet bardzo zadomowionemu - gościowi. Mimo, że gospodarz i inni goście reagowali z życzliwością.

A więc: na swoje. Przy okazji teksty dostaną redakcję i pewne uzupełnienia. Stay tuned, watch this space. Dom nad jeziorem, ale i w całkiem sporym ogrodzie.

niedziela, 26 marca 2017

Niemiecki dla amatorów (10)

Plauschplage

konieczność wdawania się w dowcipny small-talk z ludźmi, których spotykamy codziennie

sobota, 25 marca 2017

Niemiecki dla amatorów (9)

Mahlneid

zazdrość o to, że osoba przy sąsiednim stoliku zamówiła bardziej atrakcyjne (smaczniejsze, pożywniejsze) danie

piątek, 24 marca 2017

Niemiecki dla amatorów (8)

Ringrichterschamm

ta niezręczna sytuacja, w której jesteśmy świadkami małżeńskiej kłótni

czwartek, 23 marca 2017

Niemiecki dla amatorów (7)

Gesprächsgemetzel

sytuacja, w której konwersacja, bez wyraźnego powodu, przekształca się w kłótnię

środa, 22 marca 2017

Niemiecki dla amatorów (6)

Dokumentverlustpanik

nerwowe macanie się po kieszeniach w poszukiwaniu portfela, klucza, telefonu

wtorek, 21 marca 2017

Niemiecki dla amatorów (5)

Sonntagsleerung

depresja niedzielnego popołudnia

poniedziałek, 20 marca 2017

Niemiecki dla amatorów (4)

Brillenbrillanz

Wyrazistość widzenia wskutek zmiany okularów na nowe

niedziela, 19 marca 2017

Niemiecki dla amatorów (3)

Gastdruck

wyczerpujący wysiłek bycia (dobrym) gościem

sobota, 18 marca 2017

Niemiecki dla amatorów (2)

Herbstlaubtrittvergnügen

przyjemność wynikająca z kopania jesiennych liści (zgrabionych na kupki)


piątek, 17 marca 2017

Niemiecki dla amatorów (1)

Kraftfahrzeugsinnenausstattungsneugeruchsgenuss

zapach nowego samochodu

czwartek, 16 marca 2017

O tym, co nastąpi: Niemiecki dla amatorów (Wstęp)

Przyjaciel mój mieszkający w Niemczech, będąc świadkiem moich uporczywych (acz umiarkowanie skutecznych) usiłowań komunikowania się z otoczeniem w języku Schillera i Himmlera, doszedł do wniosku, że właściwą ścieżką dydaktyczną będzie sprezentowanie mi słownika słów trudnych (a przynajmniej nieoczywistych). W ten sposób, ominąwszy trywialne przecież zagadnienia gramatyki, rodzajników oraz ortografii, przejdę od razu do kwestii leksykalnych, które jak wiadomo, zajmują tylko umysły najbardziej lotne.

Pomyślałem sobie, że jakkolwiek nie jest rzeczą właściwą recykling prezentów, to jednak byłoby skrajnym przejawem egoizmu zachować ten skarb tylko dla siebie. Stąd pomysł publikowania co ciekawszych wyimków na blogu.

A więc: voila! Już jutro!

piątek, 3 marca 2017

Hej tam pod lasem coś błyszczy z dala

Gazeta Toruńska, 23 sierpnia 1913

Nota bene: rewolwery strzelają kamieniami.

czwartek, 9 lutego 2017

Nieznany poemat Macieja Słomczyńskiego




źródło: Życie Literackie. 1951, nr 12 (8 VII)

Życie Literackie. 1951, nr 12 (8 VII)


piątek, 3 lutego 2017

czwartek, 2 lutego 2017

Ważne sprostowanie

 
Gazeta Toruńska, 23 sierpnia 1912

środa, 1 lutego 2017

Wojna o pokój

Źródło: Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1912, nr 76 (3 IV) - 2/24

sobota, 28 stycznia 2017

A w Warszawie (imprezy)


Źródło: Ilustrowana Republika. 1927-12-05 R. 3 no 334 - 5/29

[inspiracja: Maciej Nowak, wpis na facebooku]

niedziela, 15 stycznia 2017

Nuda

Gazeta Toruńska 1870, R. 4 nr 4 - 4/24

sobota, 14 stycznia 2017

O Niemcach

Źródło: Gazeta Toruńska, 23 sierpnia 1913

piątek, 13 stycznia 2017

Przebudzenie duszy porucznikiem

Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1926, nr 8 (8 I)

czwartek, 12 stycznia 2017

Konduktor passyonat

Słowo Polskie (wydanie popołudniowe). 1897, nr 5

wtorek, 10 stycznia 2017

Nieznane zajęcia monarchów

Źródło: Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1912, nr 80 (7 IV) - 6/24

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Z cyklu: słowa zapomniane

Suplent (łac: supplens, supplensis = uzupełniający) - zastępca etatowego nauczyciela w szkołach średnich w byłej Galicji. 

(Źródło: Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1912, nr 79 (6 IV) - 5/24)


niedziela, 8 stycznia 2017

Z cyklu: słowa zapomniane

Źródło: Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1912, nr 79 (6 IV) - 5/24

Kopaliński - Apasz: przest. rzezimieszek, bandyta, chuligan, zwł. paryski. Etym. - fr. apache 'włóczęga; złoczyńca nocny' od nazwy Apaczów, plemion indiańskich płd.zach. Ameryki Płn.

Por. u Grzesiuka ("Apaszem Stasiek był")

Por. apaszka (Winnetou by się zdziwił).

sobota, 7 stycznia 2017

Pogoń za samojazdem rzekomego palacza

Źródło: Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1912, nr 76 (3 IV) - 2/24

piątek, 6 stycznia 2017

Młody uzdolniony, w dziale śniadańkowem

Źródło: Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1912, nr 75 (2 IV)

czwartek, 5 stycznia 2017

Ekspedycja Lady Astor

Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1926, nr 6 (6 I)


Za dwa dni okazało się, że na koszt Lady Astor owszem, mają jechać do ZSRR ochotnicy, tylko nie odbijać Wyspy Sołowieckie, ale wręcz przeciwnie, się na nich osiedlać:
Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1926, nr 8 (8 I)

środa, 4 stycznia 2017

Barbarzyństwo chłopstwa!

Barbarzyńsko odmówili odwiezienia pana pilota...
Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1925, nr 249 (11 IX)

wtorek, 3 stycznia 2017

Same dobre wiadomości

Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1926, nr 1 (1 I)

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Kuracje barszczem

Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1914, nr 2 (3 I)

niedziela, 1 stycznia 2017

Noworoczne kłopoty pana Burżujskiego

Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1914, nr 1 (1 I)