sobota, 1 stycznia 2011

Trzecia Portugalia (1)

Dlaczego trzecia? Otóż do pierwszej, która mieściła się w Makao, dojechaliśmy na początku naszego wieku. Błąkając się po ulicach tego miasta, napotykając co chwila na jakieś fragmenty nie aż tak dawno wygasłej kultury, czytając napisy na budynkach, których już nikt nie zrozumie, rozpoznaliśmy znaczenie słowa saudade jako tęsknoty za... Portugalczykami. Była to więc Portugalia taka jak trzeba, melancholijna (choć smaczna; zresztą, kto powiedział, że melancholia musi być niejadalna?).
Druga Portugalia to Portugalia triumfalna, którą znaleźliśmy w Brazylii w 2007. Mam słabość do państw, które były kiedyś cesarstwami - uważam, że odrobina operetki pomaga nabrać dystansu do własnej historii i odczuwania swojego miejsca na świecie. Poczucie własnej wartości wspiera też to, że można dwa tygodnie jechać ônibus rodoviário i nie wyjechać wcale z Brazylii.
Czas wreszcie przyszedł na trzecią, właściwą Portugalię (do której, tak jak do Maroka, wybieraliśmy się od tak dawna, że prawie już tam byliśmy). Mieliśmy, co prawda, do wyboru uportugalszczyć się delikatnie, przez Maderę albo Cabo Verde, ale zdecydowaliśmy się chwycić byka za rogi. Swoją drogą, królowa Maria II już w 1836 zdecydowała się zakazać zabijania byków w Portugalii, ale zakaz ten przetrwał dokładnie rok (tak samo jak zniesienie niewolnictwa w Brazylii pięćdziesiąt lat później).
Wkład Portugalii w - dumnie mówiąc - nomenklaturę światowego dziedzictwa gastronomicznego nie jest może tak spektakularny jak Włoch, Francji czy Hiszpanii, ale trudno go pominąć. Pomarańcze (laranjeira) trafiły do Europy za sprawą Portugalczyków, dzięki czemu zwane są po bułgarsku портокал (i bardzo podobnie po grecku oraz turecku). Japońska tempura zawdzięcza swoją nazwę portugalskim mnichom, którzy nieświadomi praktycznej nieobecności mięsa w japońskiej diecie wymyślili tubylcom smaczne danie postne (alimentum per tempore quadragessimo). Sprowadzając nieznany wcześniej Japończykom rafinowany cukier Portugalczycy rozwinęli kuchnię japońską o spory segment deserów.
A propos deserów. Uważa się powszechnie, że oprócz dostępu do zamorskich przypraw za bogactwem deserów i słodkości w kuchni portugalskiej stoi rozwój życia monastyczego.  Otóż klasztory zużywały jajka w sposób nieproporcjonalny. W przypadku klasztorów męskich białko jajek używane było do klarowania win niezbędnych do celów - rzecz jasna - liturgicznych. Klasztory żeńskie zużywały zaś białka na potęgę jako składnika krochmalu potrzebnego do krochmalenia tych wszystkich habitów. Tak czy tak - zostawało żółtko, z którego (gdy już znudziły się wszystkim jajecznice) najprościej było coś upiec.
Ciąg dalszy, oczywiście, nastąpi.

Brak komentarzy: