czwartek, 1 stycznia 2009

Zapiski z szoku chlorofilowego (odcinek specjalny, noworoczny - Sycylia pedałów i gruźlików)


Tom wierszy Jarosława Iwaszkiewicza Dionizje 1921 ilustrowany jest pewną szczególną fotografią. Tomasz Cyz, autor książki "Powroty Dionizosa" opisuje ją tymi słowy: "Oto nagi mężczyzna leży wśród wody, ziemi i twardych kamieni. Z twarzą przywartą do podłoża. Jego ciało jest wygięte, jakby czuwał i wił się jednocześnie, jakby był wężem i kotem", co jest dowodem na to, że humanisty nie należy zostawiać zbyt długo samego z dziełem, bo znajdzie tam to, czego nie ma, nie zauważając oczywistości, które są. Model na zdjęciu (Iwaszkiewicz) pije wodę z potoku, co jest być może banalniejsze od grandilokwencji Tomasza Cyza, ale wiele bliższe prawdy.

Dość łatwo jest znaleźć źródło inspiracji zdjęcia. W 1878 na Sycylię przybywa młody niemiecki arystokrata, baron Wilhelm von Gloeden. Osiedla się w Taorminie, gdzie mieszka, z kilkuletnią przerwą podczas wojny światowej, do śmierci w 1931 roku. Baron cierpiał na gruźlicę, suchy ciepły i słoneczny klimat Sycylii powstrzymywał rozwoj choroby. Von Gloeden był jednym z pionierów fotografii. Początkowo zajmował się nią amatorsko, później, gdy stracił inne źródła utrzymania (około 1895), zawodowo. Baron fotografował scenki rodzajowe, krajobrazy i pejzaże sycylijskie, ale sławę zdobył jako fotograf nasyconych homoerotyzmem aktów męskich.

Von Gloeden nie czynił tajemnicy ze swoich upodobań seksualnych. Mieszkańcy Taorminy polubili ekscentrycznego barona, mimo, że ich synowie spędzali w otoczeniu Niemca i dnie i noce. Fotograf nie dość, że hojnie opłacał swoich modeli to również skrupulatnie rozliczał prowizje za sprzedane odbitki. Wielu młodym ludziom sfinansował start ku lepszemu życiu (wykształcenie, założenie własnych biznesów), fundował również posagi dziewczynom, które wychodziły za jego efebów. Dzięki von Gloedenowi i jego atelier fotograficznemu, Taormina zaczęła być sławna i odwiedzana. Barona i jego studio wizytowali możni ówczesnego świata: Kajzer Wilhelm II, król Edward VII, hiszpański monarcha Alfons XIII, król Syjamu, pisarze Anatol France, Rudyard Kipling, Oskar Wilde, Gabriele d'Annunzio, kompozytor Richard Strauss, naukowcy i przemysłowcy (Marconi, Rottschild, Krupp). Prace von Gloedena zdobyły popularność, sam baron został członkiem wielu towarzystw fotograficznych, ma również pewien wkład w teorię fotografii - był pionierem zastosowania filtrów i makijażu modeli w fotografii portretowej.

Jednym z modeli i kochanków von Gloedena był niejaki Pancrazio Buciuni, zwany (dla ciemnej karnacji) Il Moro. Był on również sekretarzem barona i spadkobiercą jego spuścizny. Gdy Mussolini uzdrawiał moralnie Włochy, wiele prac von Gloedena uległo zniszczeniu a sam Il Moro trafił przed trybunał. Grób zmarłego w 1963 Buciuniego ozdobiony jest zupełnie konwencjonalnym zdjęciem.

Von Gloeden nie jest jednak - bo nie mógł być - autorem zdjęcia Iwaszkiewicza. Iwaszkiewicz trafił po raz pierwszy na Sycylię w 1932, rok po śmierci von Gloedena. Brakującym ogniwem jest najpewniej Karol Szymanowski, kompozytor, kuzyn pisarza. Szymanowski, który także był chory na gruźlicę, odkrywał mroczne zakamarki swej seksualności również na Sycylii, którą odwiedził po raz pierwszy w 1911 (później ponownie w 1914). Jest raczej pewne, że Szymanowski odwiedził Taorminę i przywiózł do domu odbitki prac von Gloedena, które zainspirowały Iwaszkiewicza.

W wierszu "Włóczęga" Szymanowski pisze:


Miłości szukam - i niezmiennie
Przebiegam miejsca podejrzane (...)
Noc jest to wielka czarownica
Szeherezada, wróżka Maja...
Śmiało wiec zaczep ulicznika
Co się za długo prosić nie da
Noc go zamieni boska, dzika
W Bachusa albo Ganimeda
To młody bóg, co się nie spłoszy
I dozna z tobą upojenia (...)
Mniej piekny jest, gdy się rozwidni
Bo noc odmienia ci spojrzenie
Lecz ja nic nie chcę poza chwilką
Więc mnie i zawód nie dosięga
Nazajutrz gorzki uśmiech tylko...
Eros to zwodnik i włóczęga.

Oprócz młodzieńczych spełnień, sycylijskie podróże natchnęły Szymanowskiego pomysłem napisania opery o królu Rogerze. Pomysł dojrzewał długo - pierwszy szkic zamysłu dzieła datowany jest na rok 1918, kiedy to kompozytor zwraca się do Iwaszkiewicza z propozycją napisania libretta. Zamęt powojenny i porewolucyjny powoduje opóźnienie prac: libretto gotowe jest w 1920 a partytura w 1924. Premiera dzieła miała miejsce w Warszawie w 1926, główna partię sopranową śpiewała Stanisława Korwin - Szymanowska, siostra kompozytora.

Jest "Król Roger" dziełem mało typowym dla swojego gatunku, operą - można powiedzieć - psychologiczną, operą w której dramat oparty jest o kumulacje emocji postaci, a nie o zwroty akcji scenicznej. Już sam pomysł rozpoczęcia pierwszego aktu od sceny chóralnych śpiewów a capella zrywa z dotychczasowymi regułami gatunku. Z braku pomysłu inscenizacyjnego (choć didaskalia bardzo precyzyjnie opisują miejsca akcji poszczególnych aktów) dzieło wystawiane było najczęściej w postaci koncertowej. Dopiero w XXI wieku Mariusz Treliński zaproponował dwa różne zestawy kluczy interpretacyjnych do "Króla Rogera" (inscenizacje warszawska i wrocławska), które, jak napisała Dorota Szwarcman, zmieniają całkowicie perspektywę odbioru dzieła.

A historyczny król Roger II spoczywa spokojnie w porfirowym sarkofagu w katedrze w Palermo. W niemal osiemset lat po jego śmierci (1949), Teatro Massimo w Palermo wystawiło "Króla Rogera". Na premierze twórców opery reprezentował autor libretta, domniemany kochanek kompozytora, Jarosław Iwaszkiewicz.

2 komentarze:

andsol pisze...

...jakby był wężem i kotem... Wydane w roku 2008. Manieryzm chyba młodopolski. Skąd to dziś, pruderyjność czy niekompetencja? No dobrze, Tomasz Cyz nie wiedział, ale manuskrypt ktoś czytał, przyjaciele, redaktorzy... Nikt mu nie szepnął: jedź na Sycylię, śladami tematu twojej książki?

Ciekaw jestem czy przeczyta Twój esej i doklei we wszystkich egzemplarza swego dzieła sprostowania (wyprostowania?), przeprosiny dla czytelnika i podziękowania dla Ciebie? Choć szczerze mówiąc, w przepraszanie czytelnika nie wierzę, takie rzeczy pisze się dla kolegów - erudytów, a nie dla jakichś typów szwendających się po księgarniach.

Michał pisze...

Drogi Nasz Kolego Erudyto! Nie ma chyba sensu palić Wołłmontowiczów. Nie oczekuję przeprosin i pokajań ze strony Tomasza Cyza. A co będzie, jeśli ów znajdzie na strychu w Stawiskach inedit Iwaszkiewicza zawierający słowa jak wąż i kot czuwam i się wiję (albo coś w tym rodzaju). Wtedy znów trzeba by do Cyza z podwójnymi przeprosinami. Tumanistyka, w odróżnieniu od matematyki i wszystkich jej krewniaczek (a propos - pozdrawiamy z miasta Archimedesa) dopuszcza wielość interpretacji. A prawdą jest to, co lepiej opowiedziane, nie zaś co bardziej prawdziwe...


Twoje Babilasy