Mój poprzedni wpis dostąpił łaski mądrego i prostego komentarza, co zachęciło mnie do przypomnienia sobie o kolejnej telewizyjnej urban legend sprzed lat, a dotyczącej (wspomnianego wcześniej) Wicherka czyli Czesława Nowickiego. Wicherek ze skądinąd nudnej pracy telewizyjnego zapowiadacza pogody krzesał etiudy aktorskie. Środki techniczne były mizerne - ot, drewniana tablica z mapą Europy, na której przed programem należało narysować kredą fronty atmosferyczne i wszystkie wyże oraz niże. Przynosił więc do studia jakieś okazałe grzyby, przerośnięte, czy zrośnięte warzywa - wprowadzał element dynamicznego zaskoczenia w skądinąd koturnową rzeczywistość telewizorni. Poprzez te przeróżne eksponaty był kimś w rodzaju alchemika i czarodzieja, a nie kolejną nudną gadającą głową. Widownia intuicyjne czuła, że jest w tym, co mówi Wicherek znacznie więcej prawdy niż we wszystkich poprzedzających prognozę wiadomościach razem wziętych. I tak w zasadzie było - jedynym dorocznym serwitutem ideologicznym była konieczność nieodstraszania ludu pracującego miast i wsi od masowego wzięcia udziału w pochodach pierwszomajowych. Czasami też informacje z posiedzeń Biura Politycznego, konferencji sprawozdawczo - wyborczych i ważnych wizyt partyjno - rządowych w zaprzyjaźnionych krajach zabierały tyle czasu, że Nowickiemu zostawało na prognozę piętnaście sekund.
Urban legend, która żyje i ma się wyjątkowo dobrze, związana z jego zniknięciem z ekranu. Wiadomo: był chłop i go nie ma. W popularniejszym wariancie zniknięcie miało związek z jakimś lapsus linguae, czymś w rodzaju "Wiatry ze wschodu nie przynoszą nigdy nic dobrego", bądź innym równie obrazoburczym tekstem. Po czymś takim Wicherek musiał zniknąć z anteny, albowiem ugodził boleśnie w sojusze. Breżniew pół nocy nie spał ze zmartwienia.
W wersji bardziej dramatycznej (którą uwiarygodniały czarne okulary, w których , wskutek kłopotów ze wzrokiem, zaczął występować Nowicki), Wicherek, będąc agentem CIA lub czegoś równie złowieszczego, w ramach działalności swojej siatki agenturalnej pokazywał na mapie Polski lokalizacje baz radzieckich względnie wyrzutni rakietowych. Pod pretekstem pokazywania frontów czy kierunków wiatru, czy też miejsca wyrastania szczególnie dorodnych borowików. Inni agenci to skrupulatnie obserwowali i notowali przekazując następnie wrogim ośrodkom - rzecz całą wykryły o czasie odpowiednie służby, Wicherka wysłano na Sybir lub do piachu, zastępując go nie do końca czystą rasowo Elżbietą Sommer czyli Chmurką. A wystrychnięte na dudka i pozbawione źródeł informacji CIA musiało szukać kontaktu z Kuklińskim, z wiadomym skutkiem.
Tymczasem po prostu Nowicki się zestarzał, utył i nie przystawał wyglądem do obrazu, jaki chciała przekazywać widzom telewizja epoki gierkowskiej. Nadto nie zamierzał rezygnować z kariery dziennikarza prasowego na rzecz telewizyjnej - stąd jeszcze, za ekranowego żywota "Wicherka" pojawiła się zmienniczka, "Chmurka".
Większa krzywda się zresztą Nowickiemu nie przydarzyła - w tych czasach kilkanaście lat "życia w telewizorze" było sporym kapitałem, który spieniężało się przez następne kilkanaście lat - występami na turnusach FWP, w domach kultury, remizach, na koncertach, akademiach ku czci i ku zaśnięciu. Wszyscy chcieli zobaczyć i usłyszeć jak rzeczywiście wygląda Wicherek i czy faktycznie gruby. Wtedy zapewne, ku uciesze gawiedzi, powstała historyjka o całowaniu misia. Po połowie lat 80, gdy Wicherek przestał być powszechnie rozpoznawaną ikoną, zaczął konsumować swoje doświadczenie estradowe, zakładając efemeryczny kabaret "Barometr". Zdążył zagrać (samego siebie) w kilku filmach. Między innymi w "Nie lubię poniedziałku", ukazując się zaspany i w piżamie włączającej telewizor wcześnie rano kobiecie i tłumacząc, że o tej porze żadnego programu nie ma. Zmarł w 1992. Został, jako ten Miś, mimowolnym kontestatorem i obalaczem reżymu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz