Po co Polakom Wagner?
Po co? Chyba z takiego samego powodu, dla jakiego Polacy mieliby tęsknić za germańskimi bogami, pruskim drylem, szwabską kapustą kiszoną oraz ludowymi piosenkami z Dolnej Bawarii. Nie rozumiem, jak na ten największy chyba symbol nacjonalistycznego szaleństwa Niemców można wydawać państwowe pieniądze przeznaczone na kulturę, zwłaszcza w mieście, gdzie stan komunikacji drogowej w centrum przypomina niemal ten z lat powojennych.
Richard Wagner, jak wiadomo, stał się jednym z filarów ideologii faszystowskiej. Każda ideologia, a zwłaszcza skrajna, potrzebuje, jak wiadomo, wsparcia w sferze ducha. Wiemy bowiem, iż w przypadku wprowadzania rządów zamordystycznych, czy to z prawa, czy z lewa, zadaniu trzymania narodu w ryzach przez reżim towarzyszyć musi nieodzowna propaganda, czyli i wsparcie z zaplecza kultury. Otumanienie społeczeństw, jakie można było obserwować w europejskich wydaniach faszyzmu czy komunizmu, możliwe było tylko i wyłącznie dzięki połączeniu reżimu z propagandą. Ludzie muszą wierzyć, a przynajmniej chcieć wierzyć, że ten przywódca, który ich trzyma pod butem, wie lepiej i chce jak najlepiej. Świetnym tego przykładem była rola naszych rodzimych intelektualistów i artystów w dziele budowy komunizmu na naszej ziemi. Rola, którą dzisiaj usiłuje się tuszować bądź relatywizować, wskazując na późniejsze opozycyjne działania sprawców lub na ich niepowtarzalny geniusz w dziedzinie sztuki.
Podobnie czynią od lat obrońcy Wagnera. Czy rzekoma innowacyjność jego muzyki, czyli dętej do x-potęgi gigantycznej szmiry, może przykryć lub unieważnić fakt, iż napisał on paszkwil na naród żydowski, paszkwil, który spokojnie mógłby wyjść spod pióra samego Goebbelsa? Czy jego rola w budowaniu świadomości narodowej Niemców osłabia jego wrogą postawę wobec narodów wschodniej części Europy, a więc w rezultacie również jego antypolskie nastawienie? Dodam: świadomości narodowej, która doprowadziła przecież do obu wojen światowych! Czy - dyskusyjny - udział Wagnera w rozwoju muzyki może odsunąć w niepamięć jego wkład w umocnienie poczucia absolutnej wyższości narodu niemieckiego nad innymi nacjami?
Jeżeli my, Polacy, krytykujemy tego nacjonalistycznego kompozytora, to zawsze podsuwa nam się pod nos fakt, iż Wagner kiedyś tam w młodości napisał utworek o powstaniu listopadowym i że miał skłonności anarchistyczne. Ale co z tego? Do oceny człowieka mniej ważne jest przecież to, co robił w latach młodości, kiedy to poszukuje się jeszcze własnego miejsca w społeczeństwie, od tego, kim staje się i co się robi w wieku dojrzałym. Proszę mi nie wytykać niekonsekwencji, że piętnuję błędy naszych intelektualistów angażujących się w stalinizm, a rozgrzeszam Wagnera z jego anarchistycznych ciągotek młodzieńczych... Nie ma tu żadnej niekonsekwencji! Fascynacje rewolucjami na Starym Kontynencie były u Wagnera krótkotrwałym epizodem. Natomiast w przypadku naszych uczonych stalinistów był to wybór świadomy ludzi ukształtowanych politycznie i moralnie.
Hitler zachwycał się Wagnerem. Mówił nawet o związkach duchowych z tym kompozytorem. I nieprzypadkowo! Muzyka niemiecka była w tamtej epoce najbogatsza w kompozytorów - a przecież Adolf wybrał sobie właśnie Richarda. Już słyszę głosy o wykorzystywaniu spuścizny artysty do niecnych politycznych celów... Otóż żeby takie nadużycie mogło mieć miejsce, jego dzieło musi się przecież do użytku propagandowego nadawać. Czy naszego Szopena można by wykorzystać do ideologii podboju świata?... Wiele utworów kompozytora, ba, prawie cała twórczość Wagnera to jedna wielka propaganda wyższości germańskiej! Wystarczy popatrzeć na tych pojawiających się tłumnie na scenie operowej napuszonych Wikingów z rogami na głowic, na owe opasane futrami i łańcuchami grubaśne Wikingówki wyśpiewujące do księżyca arie o mocy, władzy i wielkich zwycięstwach. Dlaczego ma nam się to podobać? Zwłaszcza nam, Polakom, którzy doświadczyliśmy niezmierzonych cierpień od potomków tych przedstawianych na wagnerowskiej scenie bohaterów? Nie, Wagner nie jest nam potrzebny. My mamy inne predyspozycje, inne usposobienie. Porównajmy choćby lekki walczyk Szopena z tromtadrackim dźwiękiem wagnerowskiej opery... Nasz wybór jest jednoznaczny, przecież to oczywiste dla każdego, kto ma chociaż odrobinę słuchu i wrażliwości patriotycznej.
------
Obiecałem minimum własnego komentarza, więc tylko glossa, którą dopisał żywo rozbawiony czytelnik tego tekstu na forum e-teatr:
Pełne poparcie dla patrioty Pychowicza. Ja też kocham typowo polskie walczyki Szopena, Moniuszki i Pendereckiej Elżuni. Przez takie Wagnery świat nie słucha naszego Moniuszki, jego Halek i Strasznych wdowów, a to jest muzyka lepsza, z przytupem, gdzie jest miejsce i na bliski osierdziu Polaka pobrzęk szabelki i na niejedną liryczną łzę tęsknoty za biedną matką naszą, ojczyzną. A we Wagnerze mamy zestaw postaw wątpliwych i postaci z nadwagą uzbrojone w kaski z rogami na głowach. Jednym słowem liberalne, relatywistyczne dno. A co z innymi wielkimi - Kurpińskim, Ogińskim, Petersburskim, Korczem? Świat się - za przeproszeniem - podnieca tym Szkopem od kawalerii powietrznych i innych, psia mać, traktorów, a wielka muzyka Polaków czeźnie w zapomnieniu!
3 komentarze:
Zastanawiam się, czy na fali zwracania medali, nie zwrócić "Odrze" nagrody w niegdysiejszym konkursie literackim... A serio to od dawna noszę się z zamiarem napisania tekstu o Wagnerze u siebie na Scribere... i może w końcu to zrobię, bo parę przemyśleń na temat stereotypów postrzegania tego człowieka i zwłaszcza jego muzyki mi się już dawno zebrało.
Ech, ci "duchowi protoplaści nazizmu". Jeden polonofil (nie tylko uwerturę "Polonia" napisał, ale nawet kilka polonezów), drugi - wręcz Polak. No i do tego Hitler - fan Piłsudskiego…
Słusznie prawisz. Warto by może przypomnieć również, że wspierał Wiosnę Ludów, a tę Polonię to z okazji Powstania Listopadowego czyli jednej z ulubionych polskich klęsk martyrologicznych napisał... I jako wzorowy antysemita miał wśród bliskich przyjaciół niejakiego Mendelssohna, którego samo nazwisko powinno przyprawiać o dreszcze.
Prześlij komentarz