niedziela, 22 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (106)

z Włoch d. 12. Stycz.

Francuzi porąbali na sztuki sławny wenecki okręt Bucentaurus; znayduiącą się w nim pozłacaną rzeźbę posłali do Ferrary, a resztę okrętu na rynku S. Marka spalili.

z Paryża d. 20. Stycz.

Oprócz woyny z Szwaycaryą nieuchronna także zdaie się bydź woyna przeciwko Stanom ziednoczonym Ameryki. Mowa prezydenta Adams bardzo wiele tu wzbudziła nieukontentowania. Deputowany Willers w radzie 500 rzekł w tey okoliczności co następuię: "Gdy słyszemy prezydenta Adams równie tym tonem mówiącego na kongressie iak Pitt w parlamencie, gdy słyszemy iak obydway z narodu francuzkiego urągaią się, więc nie możemy wątpić, że miedzy Anglią i Ameryką północną zupełne panuie porozumienie się, a zatym każdy amerykański okręt uważany bydź może za angielski."

Rozumiemy, że znayduiący się tu posłowie Amerykańscy dostaną roskaz wyiechania z Francyi.

Rozmaite wiadomości.

Listy od północy zapewniaią, ze pretendent korony francuzkiey Ludwik XVII(*) uda się z Blankenburga do Peterzburga dzielić los z bywszym Królem polskim.

[Gazeta Południowo-Pruska 1798.02.03 Nr 10]

(*) Ludwik XVII był od dwóch lat martwy, chodzi oczywiście o jego stryja, Ludwika XVIII

sobota, 21 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (105)

 z Paryża d. 12. Stycz.

Po wszystkich przysposobieniach francuzkich, mogą uważać Anglicy, że nic nie iest pewnieyszego iak maiące wkrótce nastąpić wylądowanie do Anglii, a ieśliby koalicya formowała się na północy dla ratowania Anglii, iak tu iest powszechnym mniemaniem, tym lepiey! gdyż to przyspieszy sławną wyprawę. Mówią patryoci, że chociażby wylądowanie nie udało się pierwszy raz, będzie przedsięwzięte drugi i trzeci raz, zgoła tak długo będzie powtarzane, dopóki nasz rząd swego zamiaru nie dopnie.

Nim sławny Dawid zaczął malować portret generała Buonaparte, naradzano się bardzo długo, w iakiey pozycyi ma bydź odmalowany. Naylepsza (rzekł na koniec Buonaparte) zdaie mi się bydź pozycya ta gdyby mnie odmalowano spokoynie siedzącego na wspinaiącym się koniu. Krótka odpowiedź, ale wielka w niey znayduie się myśl!

 z Paryża d. 14. Stycz.

Jeszcze niewiadome są sprężyny zdrady rzymskiey i ułożonego przez partyą dworską buntu. Jest tu mniemaniem, że kardynałowie widząc starego papieża stoiącego iedną nogą w grobie umyślili odciąć wszelki wpływ posła francuzkiego do przyszłey elekcyi papieża, znienawidzieć u ludu i innych dworów europeyskich prawidła francuskie, a potym odmalować francuzkich posłów iako taynych buntowników ludu.

Obwieszczenie.

Gdy przyczyny, które urodz. Woyciecha Kuczkowskiego ś.p. Mikołaia Kuczkowskiego syna, dóbr Kuczkowa, Chrzonowa, Baywić i Kotarb w woiewództwie Kaliskim położonych dziedzica każą za utratnego uznać, za dostateczne okazano. Więc kollegium pupilarne udecydowało, aby nikt ur. Woyciechowi Kuczkowskiemu pieniędzy nie pożyczał, w zawarcie tranzakcyi o sprzedaż, zastawę lub dzierżawę, i żadne inne czynności, a to pod nieważnością, nie wchodził. Owszem aby opieka nad nim ieszcze na lat 3, to iest aż do dnia 12. Kwietnia roku 1800 była prowadzona. O czem wszystkich uwiadomia się. Dan w Piotrkowie, dnia 10. Listopada roku 1797. Królewskie Połud.Pruskie Pupilarne Kollegium.

[Gazeta Południowo-Pruska 1798.01.31 Nr 9]

piątek, 20 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (104)

Rozmaite wiadomości.

Buonaparte odebrał z pensyi iedney brata swego młodszego z tey przyczyny, że w niey dekady nie były przyzwoicie obchodzone.

Donoszą z Włoch, że francuzka Rzplita żąda od Xiążęcia Parmeńskiego pożyczenia znaczney summy.

Gdy woyska francuzkie odebrały w possessyą klasztor Bellelay należący do Biskupstwa Bazyleyskiego, znalazły w nim 60 dzieci francuzkich imigrantow, które tam na pensyi zostawały. Odesłano ie potym do Francyi, a 5 Norbertanow, nauczycielów ich wzięto do aresztu.

Wiadomo ieft, że dawniey wzięto w Wilnie 12 Polaków do aresztu. Teraz dowiaduiemy się z proklamacyi gubernatora Litewskiego, Xiążęcia Repnina, że ci będąc przekonani o zdradę przeciwko narodowi (iak wspomniona proklamacya mówi) zostali odesłani na Syberyą, gdy im wprzód publicznie przez kata uszy poodrzynano i nozdrza poprzerywano. Podobną karą grozi Xiąże Repnin wszystkim tym, którzy wiedzą o spisku, a nie donoszą o sprzysiężeńcach.

[Gazeta Południowo-Pruska 1798.01.27 Nr 8]

czwartek, 19 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (103)

z Paryża d. 7. Stycznia.

Urząd każe konfiskować wszystkie towary angielskie, dopraszaiąc się ciała prawodawczego, żeby dekretował konfiskacyą tychże towarów nawet na neutralnych okrętach, i ustanowił prawo zabraniaiące przystępu do portów francuzkich wszystkim tym okrętom, co podczas swoiey żeglugi wstępowały do portów angielskich. Minister zagranicznych interessów wzywaiąc gości na ucztę daną generałowi Buonaparte upraszał ich, aby się nie ubierali w suknie robione z towarów angielskich. Ten przykład znalazł iuż naśladowców. Antreprenerowie teatru Rzeczypospolitey zakazali swym krawcom używać angielskich towarów.

Redaktor bardzo iest pewny pomyślnego skutku wylądowania do Anglii. Mówi, że niepotrzeba udawać się do balonów. Floty francuzkie, holenderskie i hiszpańskie zgromadzone między Calais i Dower formować będą most, po którym 80,000. republikanów iak woysko Xersesa przez Hellespont do Anglii przeydzie.

Jedno z tuteyszych pism peryodycznych zawiera w sobie, że Europa liczy dziś tylko dwóch sławnych mężow, Pitta i Buonaparta. Lecz to porównanie iest bardzo śmieszne i fałszywe (odpowiada redaktor). Pitt uformował przez 3. lata koalicyą złotem, Buonaparte rozwiązał ią w iedney kampanii orężem. Pitt prześladuie i traci tysiącami patryotów katolickich w lrlandyi, Buonaparte łagodzi przez tolerancyą burzliwe umysły katolików włoskich. Pitt zapala w Francyi i Europie pochodnią fanatyzmu, Buonaparte gasi ią przez tolerancyą. Pitt wprowadził w dyplomatykę hytrość; Buonaparte przydał do polityki szczerość i umiarkowanie. Cała Europa nienawidzi Pitta. Cały zaś świat dziwi się dziełom Buonaparta. Sprawiedliwość wieków skruszy posąg Pitta, okrywaiąc iego gruzy krepą zbroczoną we krwi, a uwieńczy statuę Buonaparta rószczkami oliwnemi, bluszczowemi i dębowemi.

Aresztowany minister portugalski d'Aranio dopraszał się o osobny pokoy, ale mu tego odmówił rząd i siedzi wraz z 12. aresztantami w iedney izbie. Twierdzą, że był w porozumieniu z angielskim ministrem Pittem.

Buonaparte odwiedził także kilka razy szkołę sławnego malarza Dawida. Gdy go się raz zapytał, czyli by go niechciał odmalować: — Królowi (odpowiedział Dawid) odmówiłbym tey grzeczności, ale Buonapartemu nie odmówię.

Dyrektoryat wykonawczy wydał znowu odezwę do Francuzów, w ktorey ich wzywa, aby swoie prace zakończyli na pokonaniu angielskiego rządu i uwolnieniu ludu angielskiego.

Obwieszczenie.[*]

Przy tak wielkiey ludności i częstym trakcie w mieście tuteyszym, nie zawsze zupełnie w prawdzie, żądanie i troskliwość Dyrektorii Policyi względem utrzymania czystości i ochędóstwa na ulicach, pożądany otrzymać może skutek. Jednakowoż niezawodną i przekonywającą iest prawdą, iż daleko łatwtey i skuteczniey temu złemu zapobiedz by można, gdyby ze strony mieszkańców tuteyszych większa i powolnieysza gotowość w żądaniu do tego zbawiennego zamiaru się pokazała. Cóż bowiem wywożeniem plugastwa i nieczystości wskórać można, gdy natychmiast
częstokroć nawet ledwo co karra z mieysca ruszy, toż same mieysce chedożone nowym plugastwem, co gorzey często i umyślnie zawalone zostaie. Tutay nadewszystko należy ów gatunek nocnego zapaskudzenia ulic i ścieszek przy domach, które iaśniey wyrazić obyczayność zakazuie, a które od nieiakiego czasu znacznie i aż nadto górę bierze.

Chcąc więc ile możności oddalić widok tak obrzydliwy dla obyczayney publiczności, tych wszelkiey przystoyności przeciwiaiących się plugastw mnożących się w nocy przy ścieszkach pod domami, w tyle przynaymniey, wiele by temu, przez naydokładnieyszy koło tego osobno i umyślnie obrócony dozór i ninieyszym obwieszczeniem zalecamy każdemu właścicielowi domostwa aby codzień rano, albo w każdym czasie, gdy potrzeba tego wymagać będzie, ścieszkę pod domem chędożyć kazał.

Rozmaicie łagodnym sposobem oświadczone w tey mierze żądania dotąd bez skutku zostały. Z tey przyczyny do ogólnego zatym uwiadomienia, i do przestrogi dla każdego z osobna, tymże obwieszczeniem podaie się do wiadomości: Że ktoby od dnia publikacyi tego urządzenia zacząwszy, nie zechciał dobrowolnie nakłonić się do wypełnienia swoich obywatelskich powinności, a tym samym oczywiście by okazał, iż lekce sobie waży obowiązek powinnego w tey mierze szacunku dla publiczności, iż takowy nieomylnie, bez żadnych względów, albo rozprawy, przez żołnierską exekucyą do tego przymuszonym i przynaglonym zostanie. W Poznaniu dnia 2. Stycznia 1798. Dyrektorium Policyi J.K.Mci Pruss-Południowych.

[Gazeta Południowo-Pruska 1798.01.24 Nr 7]

--
[*] - heroicznej walki pruskiego żołdactwa z polskim gównem odcinek kolejny

środa, 18 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (102)

z Paryża d. 2. Stycz.

Tuteyszy portugalski poseł, kawaler d'Aranjo, zaprowadzony został onegday wieczorem iako więzień do Temple i zapieczętowano iego papiery. Już przed 4 dniami miał sobie przydaną straż z 2 gwardystów, a chociaż był chorym zaprowadzono go iednak do ministra policyi, gdzie był słuchanym. To aresztowanie obcego posła iest tu bez przykładu, i uczyniło wiele wrażenia, którego przyczyny nie są wiadome, ale muszą iednak bydź ważne.(*)

Dziennik 'Journal de Paris', mówi z tego powodu: "Uważaiąc ostry postępek Dyręktoryatu względem kawalera d'Aranjo należy wnosić sobie, że wchodził w iaki spisek przeciwko Rzplitey. Wielu mniema, że nie wolno iest aresztować posła obcego znayduiącego się pod protekcyą prawa narodów. Lecz mylą się. Gdy takowy poseł naypierwey przestępuie prawo narodów, nie może zastawiać się nim. Xiąże Orleans, bywszy regent francuzki, kazał posła hiszpańskiego, Xiążęcia Callemare, z przyczyny knowanego przeciwko niemu spisku, tylko za granice wywieść. Ale Dyrektoryat ma do czynienia z ministrem nieprzyiacielskiey potencyi, niema przyczyny używać grzeczności, i ma prawo słuszne aresztowania kawalera d'Aranjo. Dobro naroda ieft naywyższym prawem(**)."

Rozmaite wiadomości

Pewne pismo angielskie mówi, że Buonaparte nie iest prawdziwym Buonapartą rodem z Korsyki ale Szkotem. Podług autora tego pisma zwycięzca Włoch wzięty był ze Szkocyi do lndyow, zkąd uciekłszy, dostał się do Korsyki, tam pozyskał wielką przyiaźń u prawdziwego Buonaparta, który mu pozwolił nosić swoie nazwisko. Dowodem tego iest, że bohatyr włoski umie dobrze ięzyk angielski i indyiski.

Angielski okręt Tomasz używany do handlu niewolnikami w podroży z Afryki do Indyów zachodnich przez zbuntowanych znayduiących się na nim niewolników opanowany został. Cały ekwipaż Europeyczyków wymordowali, 10. z nich bez żadney żywności w łódź okrętową wskoczywszy, przez miesiąc po morzu krążyło, niżeli do Barbados zawinąć mogli. Zgłodu iedni drugich iedli, i tylko dwóch los swóy smutny przeżyło(***).

[Gazeta Południowo-Pruska 1798.01.20 Nr 6]

--

(*) - nieco światła na owe przyczyny rzuca londyński The Times, który 10 marca tegoż roku informuje swoich czytelników następująco: "In the course of July last, the Portuguese Minister at Paris, Chevalier d’Araujo, purchased a Peace at the rate of 6 millions of Livres Tournois, which were paid down in hard cash. When afterwards, by the revolution of the 18th Fructidor (4th September) the Directory had got rid of the majority of the two Councils, which was in favour of Peace, it refused to ratify the treaty, on pretence that the Court of Portugal had industriously protracted the consumation of the treaty. On the Chevalier d’Araujo’s desiring the business to be definitely settled, a new ransom was demanded by the French Government. Surprised at this demand, the Portuguese Minister strongly reprobated this scandalous imposition, but instead of an answer, he was sent to the Temple prison..."

(**) - myśl tę niemal in extenso zacytował w polskim Sejmie występując w roli marszałka - seniora Kornel Morawiecki 25 listopada 2015 roku ("Prawo to nie świętość! Nad prawem jest dobro narodu! Jeżeli prawo to dobro zaburza, to nie wolno uważać to za coś czego nie możemy naruszyć, czego nie możemy zmienić! Prawo ma służyć nam, prawo, które nie służy narodowi to bezprawie!” )

(***) - byłabyż to zapoznana historia na miarę 'Amistad'? Niekoniecznie, Lorenzo J. Greene ("Mutiny on the Slave Ships", Phylon, vol 5 Nr 4, pp. 346-354) wymienia wszystkie, nieudane w większości, bunty na statkach niewolniczych. W roku faktycznie 1761 doszło do próby buntu na pokładzie Thomasa. W roku 1776 niewolnicy podjęli podobną, nieskuteczną próbę na pokładzie statku... Thames. Raczej nie ma powodu żeby gazeta donosiła o wydarzeniach sprzed 20-30 lat, znacznie je zresztą przekręcając?

wtorek, 17 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (101)

z Berlina d. 6. Stycznia

Towarzystwo Francmassonow Royal Jork upraszało Króla Jmci o protekcyą. Monarcha odpowiedział na ich żądanie iak następuie:

Ponieważ wiadomo iest, że taiemnicom Francmasońskim nie poświęciłem się, przeto udzielaiąc szczególnieyszą protekcyą towarzystwu, którego cel i prawidła nie są mi znane, ubliżyłbym bezstronney sprawiedliwości, do którey wszystkie niepodeyzrzane towarzystwa w państwie moim równe maią prawo. Ale ieżeli, co nie wątpię, zamiar owego towarzystwa szlachetnym, i od  wszelkiego wzruszenia politycznego dalekim iest, to mogę ie zapewnić o moim oycowskim przywiązaniu, którego mu iako i innym niepodeyrzanym zgromadzeniom w moim narodzie nie uchylę. W Berlinie, d. 29. Grudnia 1797. (Podp.) Fryderyk Wilhelm.

z Paryża d. 29. Grudn.

Pani Stael, żona bywszego posła Szweckiego w Paryżu, Barona Stael, dostała roskaz od Dyrektoryatu żeby w krótkim bardzo przeciągu czasu z Francyi wyiechała. Ta Pani uważana iest powszechnie za wielką intrygantkę.

Przed kilku dniami przyszło więcey 40. niemych i głuchych uczniów z proźbą do generała Buonaparte, żeby wyrobił wolność ich nauczycielowi, wskazanemu na deportacyą, Sicard. Generał był nieco chorym, więc nie mógł im dać audyencyi.

Rozmaite wiadomości.

Rząd Berneński zakazał czytać gazety francuzkie.

[Gazeta Południowo-Pruska 1798.01.17 Nr 5]

poniedziałek, 16 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (100)

z Paryża d. 26. Grud.

Gdy w rozmaitych departamentach Rzeczypospolitey liczne okazuią się hordy rabusiow i zuchwałość ich teraz do znacznego posunęła się stopnia, przeto wnieść koniecznie należy, że te zdarzenia z układów kontrarewolucyinych wypływaią.

W bliskości Wersal uwidzieć się daią więcey 30. dobrze uzbrojonych Szuanów, którzy nie tylko po drogach rozbiiaią, ale nawet domy rabuią i powiadaią, że wyznaczeni są do wybierania kontrybucyów dla Szuanów.

Aby temu złemu zaradzić, pisał minister woienny do wszystkich obywatelskich i woyskowych władz, aby użyli Gendarmów nie do innych zamiarów, tylko do zabespieczenia dróg i ścigania zaboyców.

Generał Lasne, komendant Departamentów Drome, Jsere, Ardeche i Gard, iadąc do Tulonu został obskoczony od 8 rabusiów. Ale bronił się tak dobrze wraz z 3. oficyerami, iż dwóch z nich ubił, a resztę w niewolą zabrał.

Rząd nie przestał na tym, posełaiąc znaczne summy do Anglii dla sprawienia mundurów tamteyszym naszym niewolnikom(*). Zalecił on ieszcze komissyarzowi swemu, aby opatrywał ich potrzeby, zaradzał ich chorobom i wypłacał im żołd, iaki w swoich regimentach odbierali. Liczba ich iest 22,000.

z Londynu d. 26. Grudn.

Na ostatniey sessyi izby niższey P.Pitt podał proiekt do rozmaitych modyfikacyów bilu względem podwyższenia taxy. Wyięta iest od niego zupełnie pierwsza klassa, składaiąca się z rękodzielników i właścicielów mniej bogatych, ale pomnożył za to w pięcionasób taxę na bogatych(**), tak dalece, że dom każdy, który płacił 50, płacić teraz będzie aż do roku 1800 corok 250 liwrów.

Minister oświadczył przy tym, że niezważaiąc na wszyftkie zarzuty oppozycyi przeciwko iegoproiektowi utrzyma go, gdyż iego iest obowiązkiem przyłożyć się do ocalenia Państwa i zabespieczenia iego pomyślności, że nie masz innego środku doyścia do tego celu iak iego proiekt, że na koniec nie obawia się nieukontentowania ludu, bo to do parlamentu należy dać zdanie, czyli naród oddać się powinien dyskrecyi nieprzyiaciela albo nie?

[Gazeta Południowo-Pruska 1798.01.13 Nr 4] 

--

(*) - ciekawe, że podówczas utrzymanie jeńców wojennych najwyraźniej odbywało się kosztem i staraniem nie państwa, które ich wzięło do niewoli, lecz tego, których sił zbrojnych byli członkami

(**) - najwyraźniej koncept progresywnej skali podatkowej powstał znacznie wcześniej niż partia Razem

niedziela, 15 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (99)

z Paryża d. 25. Grud.

Pewno iest, że generała Buonaparte otruć chciano. Pani, która winowayców wydała, ledwo co nie była od nich zamordowana, ale żyie ieszcze. Sędziowie dochodzą z iak naywiększą troskliwością tey rzeczy.

Podobny zamach otrucia ułożony był także we Włoszech, który ieden z służących generała Buonaparte do skutku przyprowadzić zamyślał. Dniem przed tym doniesiono o tym generałowi Buonaparte. Generał niezmieszany bynaymniey tym, zakazuie o tym mówić i śpi spokoynie. Nazaiutrz maiąc ieść obiad, obrócił się do tegoż służącego w przytomności wielkiey liczby gości i rzekł do niego. —Jakże, chceszże mnie koniecznie otruć? Lokay uderzony iakby piorunem blednieie, drży, nie wie co odpowiedzieć i poniewolnie wyznał swoią zbrodnią. Cóż mu uczynił za to Generał? nic więcey! tylko roskazał wypłacić mu zasługi i odprawił go.(*)

z Rzymu d. 16. Grud.

Lud tuteyszy cierpi wielki niedostatek oliwy, węgli, mięsa, i drzewa.

Pospólstwo dowiedziawszy się w tych dniach, że w banku niemasz pieniędzy, uderzyło na bank i wyłamało iuż iedne drzwi. Ale szczęściem pomoc woyskowa nadeszła i przywróciła porządek. Kassyer i inne osoby bankowe ledwo co uciekły z życiem.

[Gazeta Południowo-Pruska 1798.01.10 Nr 3]

(*) - przypominają się tu Рассказы о Ленине Michaiła Zoszczenki

sobota, 14 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (98)

 z Paryża d. 21. Grud.

Członki prawodactwa dały wczoray generałowi Buonaparte wielki i wspaniały bal na którym znaydowało się 800. osób. Potrawy do tey biesiady zakupione u sławnego traktyera Meot(*) kosztowały 33,180 liwrow.

O odieździe generała Buonaparte ieszcze nic nie słychać. Nigdy on nie okazuie się publicznie, a gdy wychodzi, ubrany iest po obywatelsku, aby go nie poznano. Jego małżonka i iego siostra miały w zakrystyi w Rzymie długą konferencyą z Papieżem.

Woyskowe komissye są zawsze czynne, wskazuiąc ustawicznie schwyconych emigrantów na śmierć.

Wyprawa przeciwko Anglii ciągłym iest przedmiotem powszechney baczności. Lacombe ułożył operę pod tytułem "Zburzenie Kartaginy" aby także i na teatrach wzbudzić gorliwość wylądowania do Anglii.

z Włoch d. 16. Grudn.

Francuzi zabrali w Wenecyi wszystkie zabytki starożytności, a między innemi 4 sławne konie z korynckiey miedzi, które niegdyś z Konstantynopola do Wenecyi sprowadzone były.

[Gazeta Południowo-Pruska 1798.01.06 Nr 2]

(*) - The French Revolution caused a mass emigration of nobles, and many of their cook chose to open restaurants. Beauvilliers quit the service of the comte de Provence (the future Louis XVIII) a few years before the Revolution to open his Grande Taverne de Londres (Grand London Tavern); Les Frères Provençaux (The Brothers from Provence) likewise opened before the Revolution, but two of the three partners continued to work for the prince de Conti until he emigrated; both Robert and Méot next hit opened their eponymous restaurants after their employer, the prince de Condé, departed; previously Robert had cooked for the archbishop of Aix and previous hit Méot next hit for the duc d’Orléans. Louis-Eustache Ude, cook to Louis XVI, subsequently worked for English noblemen and then ended up at Crockford’s Club in London. [Metzner, Paul. Crescendo of the Virtuoso: Spectacle, Skill, and Self-Promotion in Paris during the Age of Revolution. Berkeley: University of California Press, 1998]

piątek, 13 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (97)

z Paryża d. 17. Grudn.

Dnia 13. obiadował generał Buonaparte z 20. członkami Instytutu Narodowego u Dyrektora Franciszka Neufchateau, gdzie zadziwił wszystkich wiadomością rozmaitych umieiętności.

Mówią powszechnie, że umyślono otruć generała Buonaparte, ale go Pani pewna przestrzegła, aby się miał na ostrożności. Gdy ta Pani powróciła do domu swego, została zamordowaną za to. Co pokazuie, że intryga zagraniczna knuie ciągłe spiski w Francyi, chcąc koniecznie zwalić teraźnieyszy porządek rzeczy.

Rozmaite wiadomości.

Elektor Moguncki, który przez zimę we Frankfurcie mieszkać chciał, odieżdża, ale gdzie to niewiadomo.

W Botany bay, mieyscu wskazanych na wygnanie anglików, Sidney, ieden z naypierwey tam transportowanych graie wielką rolę. Jest on lieferantem
 chleba całey Kolonii,uprawiwszy znaczna część gruntów. Także iest anteprenerem i dyrektorem komedyi. Baryngton sławny złodziey kieszonkowy iest sędzią pokoiu i sprawuie swoy urząd z taka energia i podcziwościa iak ieden z iego kolegów w Europie.

Dziennik la Quotidienne pisze: Że Francuzi wiele teraz utracili z dawney swey zalotności. Znayduiąc się w burzliwym tylu zdarzeń odmęcie męszczyźni zaniedbali towarzystwa kobiet mniey są baczni w okazywaniu im należytego uszanowania i z grzecznych stali się impertynentami; takiemi są szczegolniey Fanfaroni z lornetkami. Wyrzekając się dla mody używania właściwego zdrowych oczów, na wszystkie kobiety przez szkiełka zapatruia się, nie tak dlatego ażeby ie widzieli, lecz bardziey, ażeby spostrzeżoneini byli i wielu z nich mniema, że mile są od tych dam uważani, które lornetkowaniem zaszczycić raczą. Jeżeli to śmieszną iest rzeczą na teatrach, nie do ścierpienia na przechadzkach publicznych i w kościołach, gdzie ślepi modnisie przybrani swywolnie w lornetki, zapatruią się bezczelnie na wszystkie przechodzące piękności a wyśmiewaią te które iuż minęły.

[Gazeta Południowo-Pruska 1798.01.03 Nr 1] 

czwartek, 12 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (96)

z Bolonii d. 7. Grud.

Cisalpinowie rospoczęli iuż nieprzyiacielskie kroki z Rzymianami. W bliskości twierdzy Leon niedaleko Rimini zaszła utarczka, w którey Cisalpinowie podobno porażeni zostali. Adiutantowi generalnemu Cisalpińskiemu zgruchotano nogę. Czekamy dalszych szczegułów tey potyczki.

z Włoch d. 7. Grud.

Wyspy greckie morza Egeyskiego i Jońskiego po tylu wiekach niewoli odzyskały swoią wolność. Municypalność Cefalonii przysłała tu dawniey deputowanego, Ob. Gazzaiti, do generała Buonaparte z zapytaniem się czyli bywsze wyspy weneckie w samey rzeczy należą do Rzplitey francuzkiey. Buonaparte przyiął go bardzo grzecznie i nie tylko zapewnił go, że te wyspy stały się wolne, lecz okazał mu plan ich organizacyi. Te będą podzielonena 3. Departamenta. W każdym Departamencie będą iak nayprędzey wystawione drukarnie dla rozszerzenia umieiętności i ożywienia ducha wolności Greków. Generał przyrzekł wyrobić u rządu francuzkiego umieszczenie 30. młodych greków w kollegiach dla nauczenia się wszystkich umieiętności. W Korfu i innych mieyscach ustanowione są poczty, co będzie bardzo pomocną rzeczą dla handlu(*).

z Wenecyi d. 6. Grud.

Francuzi zamyślaią iuż nas opuścić. Onegday wymaszerowało tu ztąd 3000. francuzów, a dziś wywożą lazarety.

z Rastad d. 12. Grud.

Komissarze francuzcy żyią bardzo prywatnie. Odbieraią prawie codzień kuryerów z Paryża i miewaia prywatne konferencye, ale tylko z Pełnomocnikami cesarskiemi. Zresztą panuie tu spokoyność śmiertelna, chociaż wielka znayduie się tu liczba cudzoziemców.

z Londynu d. 12. Grud.

Rząd francuzki wpływa bez wątpienia do proiektu uderzenia na nasze possessye bogate w Bengalii. Wiadomo iest, że gdy Desorches opuścił urząd posła francuzkiego w Konstantynopolu pisma publiczne donosiły, że zamiast do Francyi powrócić, poiechał do Persyi, wziąwszy z sobą 4 do 500 officyerów francuzkich. Potym mówiono, że zamiarem iego udania się tam było kierowanie operacyami woiennemi zwycięzcy Persyi przeciwko moskalom. Jakoż naypierwsze wiadomości o wkroczeniu Zemana Shah do Jndostanu zapewniały, że ten ma przy sobie posła francuzkiego przybyłego z Konstantynopola, co daie powód, że to iest Decorsches, i że on dyryguie krwawą wyprawą Zemana Shah. Podług listów z Kalkucyi, datowanych dnia 7. Lutego progressa tego zwycięzcy przerażaią tam wszyskich trwogą, który w ten czas podbił iuż był północny Jndostan i groził wkroczeniem do Benares, prowincyi graniczącey z Bengalią, a ieżeli to iest pewną rzeczą, że Decorches(**) dyryguie operacyami Zemana Shah, maiąc z sobą znaczną liczbę officyerów francuskich, słuszną mamy przyczyną obawiania sie o nasze possessye w Bengalii, gdyż 96,000 kawaleryi Azyatyckiey, kommenderowaney przez officyerów europeyskich i wspartey przez naszych tamteyszych sprzymierzeńców zadałoby cios okropny naszey potędze w Indyach. Niewiemy ieszcze dokładnie w Europie kto iest ten Zeman Shah, i z którego kraiu wyszedł. Wnosząc sobie po ułożeniu iego armii, zgromadzoney z samey kawaleryi i po dzikości iego woysk, nieuważaiących ani na płeć ani na wiek możno by powiedzieć, że to iest ieden z szefów Tartaryi niepodległey.

Rozmaite wiadomości

Pospolite ruszenie w Xiestwie bamberskim dało widoczne dowody swego męstwa. Woiownicy składaiący ten korpus obłożyli Oberamtmana w Hochfels kijami; w Seehofen, gdzie Xiąże mieszka przypuścili szturm do Zwierzyńca, wydali batalią krwawą znaiduiącym się w nim dzikim Zwierzętom i pogruchotali statuy. Pycha narodowa i odwaga tych chłopów kwitnie teraz iak naypiękniey.

Oyciec Święty zdaie się bardzo mało wiedzieć o tym, co się w Rzymie dzieie. Kardynali i dworzanie zapewniaią Papieża, że lud żyie w pomyślności.

[Gazeta Południowo-Pruska 1797.12.30 Nr 104]

--

(*) - w świetle współczesnych doświadczeń z handlem w placówkach pocztowych opinia ta brzmi cokolwiek ironicznie.

(**) - Descorches nie mógł być w Bengalu w charakterze mózgu operacji Zemana Szacha, bo wracał właśnie do Stambułu po nagłej śmierci swojego następcy na stanowisku posła, generała Aubert du Bayeta. A sam Zeman wielkiej kariery nie zrobił, ale to już inna historia.

środa, 11 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (95)

z Poznania d. 21. Grud.

Dziś w nocy miedzy 1 i 2 wszczął się gwałtowny pożar w tuteyszym klasztorze karmelitów trzewiczkowych, który w kilku godzinach całkiem spalił się. Nieostrożność stróża przyczyna iest tego nieszczcześcia. Kościół i budynki gospodarskie uratowane zostały, ale z wielką trudnością.

z Paryża d. 10. Grud.

Nienawiść głęboka burzy cały świat przeciwko narodowi brytańskiemu. Myśli nasze zwrócone przeciwko temu niegodnemu narodowi tchną samą tylko zaciętością, nieukontentowaniem i zemstą, którą nam nayświętsza sprawiedliwość dyktuie. 10 wieków barbarzyństwa i chytrości powinny bydź ukarane za iednym zamachem. 30 narodów uciemiężonych powinno się zemścić nad zuchwałością iednego ludu. Hasło to "Delenda est..." niechay więc rozlega się po wszystkich naszych murach, w naszych kościołach i z wysokości mównic archontyckich.

Oby wolność połączyła wszystkie odwagi, utłumiła niesnaski i wymierzyła wszystkich wolą przeciwko nieprzyiacielowi świata. Topmy bez zwłoki nasze zwycięzkie oszczepy w żebrach Lamparta: niech skończy życie, a świat niech odzyska pokoy. Niech przyiaciele Albiona, niewolnicy iego skarbów i chlubni z swoich rzadkich pomyślności dzielą z nim swoią karę i swóy strach! Niechay Lizbony niepewney los udecydowany raz będzie przez okropne przeznaczenia iey Aliantki! Niechay Hamburg i miasta Elby chylą swoie dumne karki! Niechay Hannower dziki, otoczony naszemi rotami utraci swoie imię i pamiątkę swoiey pychy!

Ale nie dosyć na tym, ponieśmy naszą zemstę ieszcze daley; skrępuymy ów lud Amerykański, brata ułamstwa, który rozwiozłym będąc rywalem zbrodniów Albiona naśladuie iego przebrzydłą politykę, a okryty płaszczykiem chytrości zadaie ciosy nieznośne Rzeczypospolitey Francuzkiey.

z Frankfurtu d. 13. Grud.

Od kilku dni bardzo dziwnie wyglądaią rzeczy w naszey okolicy i każdy pyta się drugiego co to wyniknie z tego wszystkiego? Woyska cesarskie cofaią się, a francuzkie zaraz następuią na ich mieysce.

Wydany niedawno roskaz generała Angereau przeciwko Emigrantom tak iest ściśle dopełniany, że niemcy nawet maiący dobra w Alzacyi i znayduiący się na regestrze emigrantów osądzili za rzecz potrzebną uciekać z tego kraiu.

Wiadomości rozmaite

Dla zasłonienia północnych Niemiec, a zwłaszcza miast Hamburga i Bremen ma bydź w robocie alians między wielu dworami.

[Gazeta Południowo-Pruska 1797.12.27 Nr 103]

wtorek, 10 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (94)

Obwieszczenie.

Za rozkazem naywyższym iak naysurowiey ninieyszym przestrzega się obwieszczeniem publiczność aby nikt płocho i umyślnie nieważył się uszkodzić iakim sposobem laterni tuteyszych, z ostrzeżeniem, iż gdyby kto przy uczynku takowym zdybanym albo o popełnieniu onegoż przekonanym został, iż takowy oprócz nadgrodzenia szkody przez to popełnioney ieszcze i 4. tygodniowym aresztem i publiczną robotą karanym, albo też proporcyonalney karze pieniężney podpadać będzie. W Poznaniu, dnia 1. Grudnia roku 1797. Magistrat JK. Mci Pruss-Połud.

Do sprzedania.

Sprowadzony iest świeży moskiewski kawiar w funtowych beczułkach, którego w każdym czasie u Wagenmaystra Reelz na Poczcie mieszkaiącego dostać można.

[Gazeta Południowo-Pruska 1797.12.23 Nr 102]

poniedziałek, 9 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (93)

z Paryża d. 3. Grud.

Powietrznik Garnerin ogłosił publicznie, że uda się do Rastadt, a skoro pokoy podpisany będzie z Rzeszą, zaniesie otym wiadomość balonem do Wiednia albo Paryża.

Minister Policyi odkrył znowu nowy spisek roialistów. Dzisieyszey nocy wzięto do aresztu 18 sprzysiężeńców. Przy iednym z nich znaleziono bardzo znaczne summy. W tym momencie oddano ich do sądu, i czynią z nich indagacye.

z Włoch d. 27. Listop.

W nowey Rzplitey włoskiey okazuią się iuż syptomata nieukontentowania wewnętrznego. Dopóki Buonaparte był przytomnym we Włoszech, malkontenci byli spokoyni. Gdy się oddalił, bunt wybuchnął w Brescia, gdzie obywatel przeciwko obywatelowi powstał i bramy zamknięto.

z Medyolanu d. 27. Listop.

Sesye naszych prawodawców zaczynaią bydź niespokoyne. Przeciwko połączeniu urzędów sprawiedliwości i policyi w ieden urząd sprzeciwiano się bardzo.

Zakłócenia z Papieżem nie są ieszcze załatwione.

z Wiednia d. 4. Grudn.

Korsarze Algierscy iak tylko się dowiedzieli o zniszczoney exystencyi Rzplitey Weneckiey, tak zaraz przypłynęli do Zatoku weneckiego, zabieraiąc neapoliańskie, maltańskie i genueńskie okręty.

Pogłoska, że Arcy-Książe Karol ożeni się z Xiężniczką Saską utrzymuie się ieszcze.

z Londynu d. 5. Grudnia.

Stosownie do wiadomości z Portugalii nie tylko Hiszpania odmieniła swoie sentymenta względem nas, ale nawet i Portugalia chce ratyfikować pokoy z Francyą. Odmiany tey przyczyną iest pokoy zawarty w Campo Formido. Partya francuzka w Madrycie wzięła znowu przewagę i grozi Portugalii rabunkiem, ieżeli się gwałtem od Anglii nie oderwie.

Okręty holenderskie tak są skołatane, iż niezdatne są do użycia.

z Temeswaru d. 13. Listop.

Przyszedł na koniec czas, w którym i porta Ottomańska zaczyna znosić dzikie prawidła względem niecierpienia obcych religiów w swoim kraiu. I iuż w niektórych częściach państwa całkiem ie uchyliła. Podobne donisienia przyszły z Studenicy i innych wielu mieysc. Tey tolerancyi okazuią się iuż znaczne skutki. Rozmaite chrześciańskie familie, które się podczas woyny do Węgier wyprowadziły, powracaią nazad, gdyż w Turczech lepiey się mogą wyżywić niż w Węgrzech, gdzie lubo im wyznaczono pola i bory, nie mogły iednak opędzić wszystkich swoich potrzeb.

Rozmaite wiadomości

Bayreutska gazeta zawiera tę osobliwą wiadomość, że Xiąże biskup i elektor Koloński opuści stan duchowny, a windzie w śluby małżeńskie.(*)

Znany Thilorier(**) podał znowu nowy proiekt względem armii Nurków. Anglia drży, mówi on, widząc, że niemoże uyść naszey zemsty. Okażę matematycznie, że 3 armie działać mogą w prostopadłey linii na wodzie, pod wodą i w powietrzu. Jeżeli niektórzy żurnaliści proiekt względem obozu powietrznego uroieniem nazwali głupim, który nie może bydź przyprowadzony do skutku okażę wkrótce, nie potrafią iednak nic zarzucić przeciwko następuiącemu proiektowi to iest, że możno bez wielkiego niebespieczeństwa i kosztów prowadzić armią w porządku do batalii od brzegów francuzkich do Angielskich. Ta mieć będzie pod wodą swoie konie, bagaże, magazyn, ogromną artyleryą i niewidomą flotę, która w iednym momencie z morza wyidzie i armią do Francyi na powrót przewiezie. Dnia 25 Grudnia okazać to iaśniey chcę.

[Gazeta Południowo-Pruska 1797.12.20 Nr 101]
--

(*) - Nieświeże wiadomości to plaga nie tylko współczesnej prasy. Pomiędzy 1577 a 1583 dwaj kolejni arcybiskupi kolońscy opuścili stan duchowny i ożenili się. Pierwszy dla zapewnienia ciągłości rodu (wszyscy jego bracia zmarli bezpotomnie). Z drugim była grubsza sprawa damsko-męska, z konwersją na protestantyzm, ekskomuniką i paskudną wojną domową w tle. 

(**) - Jean-Charles Thilorier był znany nie tylko jako fantasta - wynalazca, ale przede wszystkim jako prawnik. W tym charakterze zapisał się jako adwokat hrabiego Cagliostro w procesie po aferze naszyjnikowej. Bronił też, tym razem nieskutecznie, markiza de Favras. Jego syn, Adrien Thilorier, odziedziczył zainteresowania techniczne i pasje wynalazcze.

niedziela, 8 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (92)

z Poznania d. 15. Grud.

Stosownie do naywyższego gabinetowego roskazu, przysłanego do tuteyszey Regencyi, raczył łaskawie Król Jmć wszystkim południowopruskim szlachtom wskazanym do festunku za przyłożenie się do nieszczęśliwey insurrekcyi w roku 1794 karę ich częścią darować, częścią zmnieyszyć. Hrabiemu Niemoiewskiemu dobra skonfiskowane, który dla boiaźni kary z tuteyszey prowincyi oddalił się zostały oddane. Te pomyślne wiadomości wzbudziły tu nayżywszą radość i zabespieczaią naszemu Monarsze miłość iego poddanych.

z Londynu d. 1. Grud.

Irlandya iest ciągle niespokoyna.

Hottentotowie chcą ogłodzić woyska angielskie w przylądku Dobrey Nadziei, a hiszpani w St. Domingo chcą poddać się naszemu rządowi.

Wiadomości rozmaite

W Wiedniu panuie epidemiczna choroba między kotami. Od 5 dni zdechło z nich więcey 2000.

Chevalier, obywatel francuzki, wymyślił nieugaszone rakiety, które z karabina wypuszczać i okręty niemi palić można. Wynalazek ten kommunikował Dyrektoryatowi dla użycia go przeciwko Anglikom.

[Gazeta Południowo-Pruska 1797.12.16 Nr 100]




sobota, 7 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (91)

Rozmaite wiadomości

Teraźnieyszą modą w Paryżu iest gust starożytny. Domy, ogrody, ubiory, zgoła wszystko robione iest podług dawnego sposobu, iaki za czasów starodawnych Rzymian i Greków w używaniu był. Może z czasem i z Arki Noego brany ieszcze będzie model do okrętów woiennych.

Że Montenegrynowie poddali się cesarzowi, niezgadza się z prawdą.

Stosownie do wiadomości z Lwowa, powietrze na Wołyniu nieustało ieszcze. Moskale osobliwiey postępuią sobie z zarażonymi. Gdy się powietrze w którey wsi okaże mieszkańcy muszą się wyprowadzić na pole pod gołe niebo, a wieś palą. Doktor przepisuie dla wszystkich iednakowe lekarstwo. Chory i zdrowy równie ie zażywać musi. Ani wymowić możno się z tego, gdyż kozak stoi nad pacyentem i niepacyentem z kańczugiem, dopóki pełney flaszki mixtury nie spełni. Co iest przyczyną, że często zdrowy i chory równą padaią ofiarą śmierci.

[Gazeta Południowo-Pruska 1797.12.13 Nr 99]

piątek, 6 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (90)

z Paryża d. 20. Listop.

Wszystkie wiadomości z południowych okolic są zaspokoiaiące. Rząd chwycił się nayrostropnieyszych środków i sprawiedliwość obięła mieysce zemsty prywatney. Winnych ściga ostrość prawa. W Marsylii rostrzelano 4 sławnych hersztów. W Tulonie spotkał przybyłych do kraiu na powrót emigrantów ten sam los.

Przekupki nie utraciły ieszcze swego dawnego wpływu i prerogatyw. W tych dniach udało się liczne ich zgromadzenie do ministra policyi. Jedna z nich miała mowę, okazuiąc ukontentowanie z zawartego pokoiu. Po ktorey zakończeniu każda z tych dam iatkowych ścisnęła za szyię ministra. To zdarzenie dało powód autorowi dziennika dawniey nazwanego "Quotidienne" do wielu uwag, w których mówi, że w rządzie republikańskim nie powinno nigdy exystować  towarzystwo kobiet tak rozwiozłych i niebespiecznych iak te, twierdząc, że policya powinnaby uczynić koniec temu lekomyślnemu postępkowi, ieżeli chce, aby to towarzystwo babskie nie wtrąciło kiedy rządu w ambarass.

Od Renu d. 28. Listop.

Sprawujący interessa francuzkie, obywatel Simon, w Kassel ogłosił publicznie, iż, stosownie do roskazu Dyrektoryatu odsyłać będzie wszystkie listy napowrót, ieżeliby mu w nich inny tytuł, nie "obywatel" dany był.(*)

Rozmaite wiadomości

Dziewczyna iedna z dzieckim idąc w Paryżu przez most Pont au Change zwany, drażniona była od kilku żołnierzy. Dla tym łatwieyszey obrony, posadziła dziecko na poręczy mostowey i niechcący potym popchnęła w wodę. Każdy z przytomnych uważał to dziecko za zgubione, gdyż niemożna było użyć sposobów do ratunku, i iuż zaczynało tonąć, gdy pudel przecisnąwszy się pomiędzy lud zgromadzony, wskoczył w rzekę, porwał za suknie i przyniósł dziecko do nóg swego pana, który go podawać nauczył. Dziecko zupełnie iuż iest zdrowe.

Niedostatek gotowych pieniędzy w Rzymie iest nader wielki. Każdy leci z assygnatami do banków, ale zamiast pieniędzy odbiera ciężkie razy.


[Gazeta Południowo-Pruska 1797.12.09 Nr 98]
--
(*) - vide Michał Rusinek i "witam"

czwartek, 5 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (89)

z Paryża d. 17. Listop.

Dyrektoryat wskazał na wygnanie 3 professorow z Lowanium, Havelang, Kerkow i Vlingen, którzy diabłów z ludzi wypędzać chcieli.

Dyrektoryat zezwolił na zamianę Sir Sidney Smith za 4000 niewolników francuzkich(*).


z Wilna d. 17. Listopad.

Uniwersał rządzącego Gubernią Litewską generał-felt-marszałka Xiecia Repnina.

Do wszystkich Litewskich Obywateli.

Łaska naywyższa naymiłościwszego monarchy naszego Imperatora, po tylekrotnie przez rozmaite osoby okazana dla narodu Litewskiego kazała sprawiedliwie oczekiwać nietylko nayskrupulatnieyszey od onego naypoddannieyszey wierności, lecz nadto wszelkiey ile bydź może gorliwości o służbę i poświęconą Jego Imperatorskiey Mości osobę; przeciwnie wszakże wpośrzód tego obdarzonego narodu nalazły się niektóre wyrodki, co zapomniawszy na honor, obowiązki, przysięgę, prawa, a nawet i Boskie, w bezbożnym i zbrodniczym obłąkaniu targnęli się kleić spisek przeciwko samowładney Jego Imperatorskiey Mości, od Boga iemu darowaney władzy, i przeciw pokoiowi własneyże swoiey oyczyzny. Ten niecny onych postępek odkryty został zupełnie, a sami zbrodniarze dla odebrania należnego podług praw ukarania dokąd należy są odesłani; Litewscy zaś wiernopoddani, ażeby z ohydnym obrzydzeniem, wiedzieli, którzy to są takowi krzywoprzysiężni występcy, naruszaiący wszelkie prawidła uczciwości i obowiązków napubliczne więc onych pohańbienie, kładną się tu onych niegodne imiona:

[tutaj lista dwunastu nazwisk]

Smutno i nadto iest boleśno widzieć w nich zacny stan szlachecki i znaydować między niemi osoby poświęcone służbie wszechmocnego Boga, ile dawcy wszego dobra, tyle nieubłaganego mściciela podobnych przeciwnych iemu występkow. Lecz niegodni iuż są oni nietylko swego urodzenia i nazwiska, ale też nawet aby się ludźmi mianować mogli. Ażeby wszelako w takowych okolicznościach oddzieleni byli wierni i przez to poważani poddani (dla których zawsze zachowany będzie wzgląd przyzwoity) od podobnych bez czci osób; uwiadomiaią się więc wszyscy pierwsi, dla należney ich ostrożności ażeby przez wzgląd na własny pożytek i wspólną spokoyność, starał się każdy wszelkiemi sposoby iżby pomiędzy niemi cierpiani nie byli obrzydliwi naruszyciele wszelkich świętych związków kraiowych i towarzystwa ludzkiego, i ieśliby pomimo wszelkie nadzieie, okazać się gdzie takowi mogli, iżby niezwłocznie o tym donosili rządowi, podług istotney treści swoiey przysięgi;  w przeciwnym bowiem zdarzeniu, ieśliby się okazało, że kto o podobnych wyrodkach i ich zbrodniczych wiedział zamysłach, rządu zaś o tym nie uwiadomił, taki sprawiedliwie poczytany będzie za ich wspólnika, czego się iednak nie oczekiwa po żadnym szacownym i wiernopoddanym.

W Winie, d. 13. Octobra 1797 roku.

Xiąże Mikołay Repnin.

[Gazeta Południowo-Pruska 1797.12.02 Nr 96]

--

(*) - z tą wymianą było trochę inaczej, ale nawet bardziej ciekawie

środa, 4 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (88)

Rozmaite wiadomości.

Piszą z Bruxellii następuiącą osobliwszą anegdotę: Pewny Anglik mieszkaiący w Dieppe zaprosił do siebie wielu muzykantów na koncert. Goście przybyli, przyniesłszy rozmaite sztuki do grania. Anglik wyiął sztukę, iak mówił, nową z swoiego kantorka i położył na pulpity. Była to msza żałobna za pewnego sławnego pana włoskiego. Symfoniści i dyszkanci, każdy z nich starał się poruszyć nayczuley serce i wyrazić tę samą ponurość i tkliwy smutek, iaki muzyka tego gatunku sprawiać zwykła. Co im się tak dobrze udało, iż przy ostatnim requiem anglik strzelił sobie w łeb.

Obwieszczenie.

Rozmaite do dyrektoryum policyi tuteyszey zaniesione zostały zażalenia, iakoby w iatkach rzeźniczych mieso nie podług taxy i wagi należytey przedawane bywało. Rzeźnicy zaś nawzaiem twierdzą, iż nie oni lecz po większey części służący sami, którzy po mięso przychodzą temu są winni, gdyż ci częstokroć przydatki im dołożone  albo znaiomym kobietom lub żołnieżom darować, albo co iuż często się przytrafiło też przydatki na ulice wyrzucać zwykli. Przestrzegaią się więc wszyscy służący tuteysi aby nadal nikt takowych bezprawiów, zmierzających ku uszkodzeniu Państw swoich nieważył się na siebie włożyć winę, w przypadku bowiem dowiedzonego takowego wykroczenia każdy iak nayprzykładniey karany będzie. Wzaiem zaś oraz tem obwieszczeniem rzeźnikom tuteyszym iak naysurowiey dawnieysze przypominaią się przykazy, aby podług tych mięso według taxy miesięczney, iedynie podłóg wagi, nie zaś z ręki, ani też podleysze za dobre mięso pod konfiskatą na wykraczaiących przedawać nie ważyli się. W Poznaniu, dnia 14. Listopada roku 1797.

Magistrat JK.Mci Pruss-Połud.

[Gazeta Południowo-Pruska 1797.11.29 Nr 95]


Uroki dawnej prasy (87)

Uwiadomienie.

Czyni się publicznośc i ninieyszym obwieszczeniem wiadomo, iż urodzona Eleonora z Ponińskich Xiążąt Zarembina, rozwódka tu w Poznaniu mięszkaiąca, mocą dekretu tuteyszey Regencyi na dniu dzisieyszym zapadłego za utracicielkę poczytaną, i stosownie do tego pod kuratele czyli opiekę oddaną została. Ponieważ więc z tego powodu taż sama żadnych interessów, tak aby te moc prawną miały bez poręczeństwa swego kuratora, lub przychylenia się do tuteyszego kollegium pupillorum przedsiębrać ani też pieniędzy zaciągać nie może, przeto każdy z osobna się przestrzega, aby z nią w żadne interessa niewdawał się, a to pod karą nieważkości ich. W Poznaniu, dnia 16. miesiąca Listopada roku 1797.

Regencya JK. Mci Pruss-Połud.

[Gazeta Południowo-Pruska 1797.11.25 Nr 94]

wtorek, 3 listopada 2020

Uroki dawney prasy (86)

z Berlina d. 18. Listop.

Onegday w południe doszła nas smutna wiadomość z Potsdamu o śmierci Fryderyka Wilhelma II, naszego nayłaskawszego Króla i Pana. Tego samego dnia, to iest 16. Listopada przed południem w nowym pałacu pod Potsdamem pożegnał się z tym światem, dotkniony będąc długą chorobą.

Fryderyk Wilhelm II urodził się dnia 25. Września 1744 i żył tylko 53 lat i 52 dni. Jego panowanie począwszy od 17. Sierpnia 1786 trwało lat 11. miesięcy 3.

Historya ludzka w ogulności, a szczególnie historya Państw Pruskich umieści ten przeciąg czasu między nayważnieysze epoki, odda należącą się sprawiedliwość zmarłemu Królowi i postawi go w rzędzie tych Monarchów, co potęgę swoią, powagę i pomyślność swoich Państw powiększyli. Zaraz w początku iego panowania woyska Pruskie przywróciły spokoyność w ziednoczonych Niderlandach. Potym przez swoie pośrednictwo stał się przywrócicielem pokoiu na zachodzie Europy. Podczas następuiących woien, równie iak podczas poprzedzaiących iego wstąpienie na Tron zdarzeń woiennych, okazywał zawsze osobiste męstwo, które dziedzictwem iest iego całego wspaniałego Królewskiego domu. Jemu to należy ta piękna sława, iż podczas ostatniey woyny pierwszy z Monarchów usłuchał głosu ludzkości, kończąc przez traktat pokoiu zawarty w Bazylei woynę, w ktorey iego woyska batalie wygrywały, a żadney nie przegrały.

Swoie Państwa rozszerzył przez przyłączenie prowincyów Anspach, Bayreuth, Południowych i Nowo-Zachodnich Prus, których mieszkańcy pod berłem Pruskim iuż się szczęśliwemi bydź czuią. Manufaktury i fabryki nieprzestały pod iego rządem kwitnąć. Jak zaś wielkim był przyiacielem pięknych sztuk zobaczą to naypoźnieysi potomkowie we wspaniałych monumentach.

Także umieiętności winne mu są swoy wzrost, a iego imieniowi winien iest ięzyk niemiecki swoie większe wydoskonalenie. Historya iego życia zawiera w sobie rozmaite dowody dobrodzieystwa i litościwego serca. Słowem między iego ludem ten tylko głos iedyny słyszeć się daie, że się zawsze o iego uszczęśliwienie starał.

Wstąpienie na tron Fryderyka Wilhelma III, naszego nayłaskawszego Króla i Pana ofiaruie nam po smutku i stracie pociechę i czyni nam wielkie nadzieie nowego szczęścia. Wszystkie serca biią z radości ku niemu. On wzbudził przez swoią czynność i odwagę, przez miłość ludzkości i porządku wielkie i słuszne nadzieie, których zapewne dopełni.

Niech żyie Fryderyk Wilhelm III. Niechay długo wraz z swoią szlachetną małżonką, naszą teraz panuiącą KróIową, wzorem będzie szczęśliwego małżeństwa, miłości i cnoty na Tronie! Ich wspaniały przykład niech ma naśladowców  w pałacach i domach wieśniaczych i niech naucza, że iuż od dawnych lat cnota i miłość, te to filary ludzkiey szczęśliwości, także i na Tronie mieszkać zwykły.

[Gazeta Południowo-Pruska 1797.11.22 Nr 93]

poniedziałek, 2 listopada 2020

Uroki dawnej prasy (85)

Obwieszczenie

Z im większym ukontentowaniem Nayiaśnieyszy Król Jmć Pruski Pan nasz naymiłościwszy pomiarkował, iż znaczna część nowych wazalów i poddanych dystryktów i powiatów bywszego kraiu Polskiego wcielonych do kraiow Nayiaśnieyszego Pana z podziękowaniem, wiernością i przychylnością uznaie miane usiłowania nieprzestanne, aby szczęścia spokoyności i dobra, które starsze Monarchii Pruskiey kraie iako skutki naturalne rządu dobrze ułożonego iuż od dawna znaią, stała się uczestniczką, iż wielu z nich za miarą sił swoich się przykłada do wspierania celu tego dobroczynnego; i iuż mała tylko część pozostaie, którą równie czas i doświadczenie z ufnością i miłością ku rządowi nowemu napełniać będzie: tym bardziey serce oycowskie Nayiaśnieyszego Pana zasmuca, gdyż się dowiaduie że niektórzy nieprzyiaciele porządku i spokoyności bywszych swych współobywatelów oto się staraią, aby duch nieukontentowania pomiędzy niemi rozsypać, a gdy wzniecenia buntu w kraiu samym żadna iuż im nie pozostaie nadzieia, żeby ich do emigracyi z kraiu i udania się do korpusu generała Dąmbrowskiego we Włoszech namówić. Chcąc więc zaradzić temu, aby lekkowierni i nieświadomi przez chytrość i łudzące widoki oszukani i w przepaść pogrążeni niebyli. 

Przeto Nayiaśnieyszy Król Jmć uznał za użyteczne na emigracyą takową i wspieranie iey prawa ustanowić karzące. Za wyraźnym zatym Nayiaśnieyszego Pana roskazem do wiadomości się podaie powszechney: "iż nie tylko wszyscy ci, którzy po ogłoszeniu obwieszczenia ninieyszego sami się udadzą do korpusu generała Dąmbrowskiego, ale też i ci, którzy udaiących się tam obywatelów bywszey Polski radą lub pieniędzmi, albo innym iakimkolwiek bądź sposobem wspierać będą, iako niemniey ci, którzy odwsźą się kogokolwiekbądź do udania się tam namówić, bez wszelkiego przebaczenia konfiskacyą dóbr swoich i własności wszelkiey będą ukarani." Gdyby się tymczasem w zdarzaiących się przypadkach znaydowało, że z takowym podięciem wystempek przeciw Maiestatowi, zdrada kraiu, wspolnictwa albo wiadomość o tym towarzyszy, wtedy Nayiaśnieyszy Król Jmć oprócz pogrożoney wyżey konfiskacyi maiątku ieszcze kary w prawach kraiowych na wystempki takowe naznaczone na życiu i ciele za dekretem stanowić i exekwować każe. Lecz oycowskie serce Nayiaśnieyszego Króla Jmci miłą chowa nadzieię, że prawnego tego rygoru potrzeba nie będzie, że owszem wszyscy wazalowie i poddani Nayiaśnieyszego Pana obowiązkom swym zostaną wiernemi.

Dan w Berlinie, dnia 1. Listopada roku 1797.

Za wyraźnym Nayiaśnieyszego Króla Jmci roskazem.

Finkenstein, Alvensleben, Haugwitz.

[Gazeta Południowo-Pruska 1797.11.18 Nr 92]

niedziela, 1 listopada 2020

Z dala od domu (21): Kretyni

Przede wszystkim to chyba my kretyni - że się w ogóle gdzieś wypuszczamy (jak powiedział kilkuletni syn jednej koleżanki D.) “w taki wirus”. Ale raz, że już jest właściwie po sezonie (przynajmniej dla typowych wczasowiczów z dziećmi w wieku szkolnym), a dwa, że sama Kreta ma jednocyfrowe liczby dziennych infekcji, podczas gdy Polska ostatnio idzie na rekord. Więc tak jakby bezpieczniej poza domem, bo że przyjemniej i cieplej to bezdyskusyjnie. A dydaktyka na uczelni D. i tak zaczyna się z dwutygodniowym opóźnieniem, zresztą online.

Na Krecie byliśmy już dwa razy, ale dawno. Raz bardziej na wschodzie wyspy (Ierapetra - to jeszcze w poprzednim stuleciu), parę lat później na zachodzie (Chania). Wtedy staraliśmy się wszystko metodycznie wyzwiedzać, więc teraz mamy większy luz. Nadto jeszcze, kurz zapomnienia przykrył trochę nasze wspomnienia i wrażenia, więc z przyjemnością wrócimy do miejsc, które już widzieliśmy (pałace minojskie w Knossos i Faistos), ale i zobaczymy to, czego wcześniej nie widzieliśmy (powiększone po długotrwałym remoncie Muzeum Archeologiczne w Heraklionie) i dojedziemy tam, gdzie poprzednio nie dojechaliśmy (Spinalonga, Falasarna i zatoka Balos).

A więc lecimy, po raz pierwszy od pół roku. Pierwsze zdziwienie to efekt weryfikacji czytanych od miesięcy opinii o tym, że z powodu pandemii lotnictwo ma mocno pod górkę z wypełnieniem samolotów: airbus Aegean Airlines z Warszawy był zajęty do ostatniego miejsca w biznesie, a prawdopodobnie i w głównej kabinie też trudno było włożyć szpilkę. Tak samo i na krótkim przelocie do Heraklionu. Podczas przesiadki w Atenach Grecy zdążyli nam zrobić szybkie testy (wymazy) na wirusa - i były nerwy, czy jednak czegoś nie wykażą, mimo iż my nie wykazujemy żadnych objawów. Nota bene, trochę emocji było też na Okęciu, ale zupełnie innego rodzaju. Jakiś polski koronasceptyk odmawiał założenia maseczki przy wejściu do samolotu, bo twierdził, że ma negatywny wynik testu PCR, więc maseczka go nie obowiązuje. Szef pokładu miał zupełnie inne zdanie, więc doszło do jakichś scysji (niezbyt zrozumiałej, bo rodak posługiwał się bardzo idiolektyczną wersją angielskiego), stanęło na tym, że wyprowadziła go ochrona - no ale od razu złapaliśmy pół godziny opóźnienia, co wobec niecałej godziny na przesiadkę podnosiło ciśnienie.

Heraklion i okolice

Na początek, żeby daleko nie jeździć po wieczornym locie, zatrzymaliśmy się w Heraklionie. Na dzień dobry (a w zasadzie na dobry wieczór) powiedziano nam w hotelu, że obecne obyczaje w mieście i okolicach są takie, że maseczki są obowiązkowe wewnątrz i na zewnątrz, a z innych ograniczeń i nakazów najbardziej w pamięć wbił nam się zakaz urządzania procesji religijnych i jarmarków (co jakoś nie przeszkodziło okolicznej knajpie wyć przez kolumny do północy). W basenie hotelowym można pływać bez maseczki, ale na śniadania trzeba się zapisywać na konkretną godzinę, a do bufetu podchodzi się z kelnerką, która nakłada wskazane dania.

Heraklion jest miastem średniej wielkości i urody też w sumie średniej. Ale za to ciekawej historii: po zdobyciu Konstantynopola przez czwartą krucjatę, Heraklionem (zwany wówczas Kandią) zaopiekowali się na ponad cztery wieki Wenecjanie. Z czasów ich panowania zachowały się częściowo mury miejskie. Na jednym z bastionów znaleźć można grób najsłynniejszego kreteńskiego pisarza, Nikosa Kazantzakisa, znanego Polakom przede wszystkim, jeśli nie jedynie, jako autor Greka Zorby. Mniej znane jest jego autorstwo Ostatniego kuszenia Chrystusa, które przeniósł na ekran wiele lat później Scorsese. Przez dziesięć ostatnich lat swojego życia (1947-57) był nieustannie nominowany do literackiej nagrody Nobla, której jednak nigdy nie otrzymał. Zaszkodziła mu być może nagroda leninowska i prawosławna ekskomunika.

Mury miejskie się bardzo przydały, bo Kandia oblegana była przez Turków przez lat 21 (do roku 1669), co podobno jest najdłuższym oblężeniem w historii (Troję, jeśli wierzyć Homerowi, oblegano przez lat 10). Kreta była ostatnim kawałkiem Europy połkniętym przez Imperium Osmańskie, później Turcja już tylko regurgitowała zdobyte ziemie. Z czasów weneckich pochodzi też loggia (używana obecnie jako ratusz), stary port z niedużą fortecą i magazynami, a także XVII wieczna fontanna Morosiniego z lwami (zbudowana dla rozwiązania problemów miasta z wodą pitną) oraz o wiek wcześniejsza fontanna Bembo z fragmentami antycznych rzeźb.

Niewiele zostało z ponad dwóch stuleci panowania tureckiego: kościoły, które przerobiono na meczety, na początku XX wieku stały się znów kościołami. Jedynym widocznym elementem architektury islamu jest (stojący tuż obok fontanny Bembo) sebil, czyli publiczna fontanna w kształcie kiosku (pawilonu), obecnie wykorzystywana jako zaplecze kafejki.

Skoro już o kościołach mowa, w Heraklionie można znaleźć kilka ciekawych, z których najładniejszy Agios Titos szczyci się relikwiarzem z czaszką patrona, świętego Tytusa, ucznia i korespondenta św. Pawła. Kościół Agia Ekaterinis (św. Katarzyny z Synaju) przekształcono w muzeum sztuki religijnej. Wstąpiliśmy tam, bo uznaliśmy, że to właściwe miejsce na ekspozycję jedynych dwóch wczesnych obrazów El Greca, które pozostały na Krecie (okazało się, że są jednak w muzeum historycznym w zupełnie innym miejscu - trudno, coś nam zostanie na jakąś ewentualną kolejną Kretę). Obydwa dzieła są zresztą bardzo mało typowe dla powszechnie znanych późniejszych kreacji mistrza.

Na tym samym placu co św. Katarzyna znajduje się wielka katedra Agios Minas poświęcona patronowi miasta, Menasowi z Egiptu. To pierwszoligowy święty prawosławny (za życia wojskowy męczennik z przełomu III i IV wieku), w rzymskiej wersji katolicyzmu tolerowany jako pomniejszy lokalny święty. Menas miał w czasach nowożytnych różne zatrudnienia w roli cudotwórcy: a to ochronił Greków przed pogromem podczas tureckiej okupacji wyspy, spowodował też, że bomba zrzucona na kościół w czasie niemieckiej inwazji Krety nie wybuchła (i eksponowana jest do dziś przed kościołem), oraz pogromił Afrika Korps pod El Alamein - bo tamże w pobliżu znajduje się klasztor z relikwiami świętego. Samo imię Minas, mimo że spotykane w Grecji, jest zupełnie niepopularne na Krecie. Źle się kojarzy: dawniej schody katedry były ulubionym miejscem pozostawiania niechcianych noworodków. Kler nie kłopotał się wymyślaniem imion, tylko chrzcił wszystkie męskie podrzutki imieniem Minas.

Jednak najciekawsze w Heraklionie jest Muzeum Archeologiczne (300 metrów spacerem od naszego hotelu), które samo w sobie warte jest ponownej wycieczki na Kretę. To sprzed dwudziestu lat pozostawiło nas z wielkim niedosytem. Problem był dość podobny (choć na nieco mniejszą skalę), co w Muzeum Egipskim w Kairze - zachwycające skarby wyeksponowane byle jak, w rozwalających się gablotach przykrytych grubą warstwą kurzu. Nowe otwarto w 2013, więc może jeszcze nie zdążyło się bardzo zakurzyć.

Chętnych, żeby to wszystko zobaczyć zachęcam do obejrzenia albumu online. Budynek jest przestronny i nowoczesny, mieści dwa piętra ekspozycji przedstawiającej sztukę i rzemiosło od wczesnej starożytności do czasów rzymskich. Oczywiście są tutaj wszystkie archeologiczne atrakcje wyspy: słynne freski (w tym “Skaczący przez byka”), posążki kapłanek z wężami oraz sporo ładnej ceramiki i biżuterii. Jest też duża (i chyba stara) drewniana makieta pałacu w Knossos.

Dawno temu, pacholęciem w wieku jednocyfrowym będąc, oglądałem jakieś niemieckie wydawnictwo albumowe, które przyniósł do domu mój ojciec. Rzecz musiała być o historii cywilizacji, ale z uwagi na moją ówczesną słabą (a w zasadzie zerową) znajomość niemieckiego skazany byłem tylko na oglądanie ilustracji. I na jednej z nich zobaczyłem plac jakiegoś antycznego miasta, na którym gromadka młodych mężczyzn i kobiet skakała przez biegnące byki. Zapamiętałem też, że kobiety miały odsłonięte piersi. To był mój pierwszy kontakt z kulturą minojską, uważaną za pierwszą wielką cywilizację europejską.

Taurokathapsia względnie tauromachia (czyli owe skakanie przez byka) znana jest współczesnym dzięki freskom, rzeźbionym figurkom i zdobieniom naczyń odkopanym na Krecie przez sir Arthura Evansa. Miało to znaczenie kultowe (ulubiony zwrot archeologów w sytuacji, gdy nie potrafią zinterpretować sensu). Byki w ogóle były zwierzęciem eksploatowanym w kreteńskiej sztuce religijnej i kultowej: w muzeum archeologicznym zwracają na siebie uwagę olbrzymie rytony w kształcie bądź to rogów, bądź wręcz całej byczej głowy. Służyły do, to słowo miłe każdemu uchu, libacji.

Z rzeczy muzealnie nieoczywistych, zwróciłem uwagę na rekonstrukcję fresku przedstawiającą gryfa na łańcuchu, uwiązanego do kolumny - co wydało mi się strasznie smutnym pomieszaniem porządków, mitycznego z rzeczywistym. Innym zwierzęciem mitycznym w herakliońskim muzeum jest trójgłowy Cerber, stojący w sali z rzeźbą, w towarzystwie Persefony i Hadesa. Gdy za młodu przyswajałem sobie mitologię grecką, to założyłem, że Cerber jest psem Charona i pływa z nim łodzią, po to chociażby, żeby przewoźnik miał towarzystwo w drodze powrotnej. Jakimż rozczarowaniem było późniejsze odkrycie, że to pies samego Hadesa, który jednak nie bardzo się nim zajmował (i nawet pozwolił go sobie ukraść).

O religii i kulturze minojskiej oprócz źródeł archeologicznych wiemy w sumie niezbyt wiele, gdyż nie odczytano zapisków we wcześniejszym rodzaju pisma, tzw. linearnym A. Odcyfrowanie pisma linearnego B nastąpiło dopiero w latach 50 ubiegłego wieku. Przed epoką pisma linearnego kreteńczycy posługiwali się hieroglifami - również dotąd nie rozczytanymi. Wyobraźnie archeologów i kryptologów amatorów rozpalał zwłaszcza tzw. dysk z Faistos, również eksponowany w herakliońskim muzeum.

Wracając jednak do religii - wiele odkopanych figurek przedstawia postać kobiecą, często w towarzystwie zwierząt (węże, ale też byki, gołębie, lwy). Jeśli pojawia się postać męska, to znacznie mniejsza i jakby młodsza (?) - syn?, wyznawca?, małżonek? Wygląda to na kolejne wcielenie kultu Bogini Matki; w każdym razie bóstwo było rodzaju żeńskiego - nie wiadomo zresztą, czy koniecznie jedno. Oprócz byków i ich rogów (symbolizujących obfitość?) częstym motywem zdobniczym jest labrys - topór o podwójnym ostrzu. Oczywiście późniejsza mitologia grecka pełnymi garściami czerpała z Krety i jej legend (Ariadna, Minotaur, Dedal z Ikarem i inni) a nawet boginię-matkę z wężami w rękach utożsamiała z Herą.

Trudno jest precyzyjnie ustalić datowanie cywilizacji minojskiej, przyjmuje się, że trwała przez jakieś 1500 lat i należała do epoki brązu (2800 pne - 1300 pne). Najbardziej znanymi obiektami są pałace; oprócz dwóch najbardziej znanych (największych i najlepiej zachowanych) w Knossos i Faistos również dwa mniejsze, w Melii i w Zakros. (Są również poważne dowody na istnienie piątego pałacu, w Chanii, ale znajdować się ma on dokładnie pod obecnym centrum starego miasta, więc raczej nie zostanie odkopany).

Naukowców interesowała zagadka upadku kultury minojskiej. Obecnie najpowszechniej przyjmuje się hipotezę, że wybuch wulkanu na Santorini spowodował kilka fal tsunami, które zniszczyło nadbrzeżne miasta Krety i pozbawiło Minojczyków floty. Osłabiona gospodarczo i militarnie wyspa padła ofiarą najazdu, czy też kolejnych najazdów Mykeńczyków.

Ciekawe jest, że minojskie pałace nie były w żaden sposób ufortyfikowane, w wykopaliskach zaś nie znaleziono wiele broni (a to, co znaleziono było raczej ceremonialne niż użytkowe), co skłoniło sir Arthura Evansa do idealizowania Kreteńczyków i przedstawiania ich jako rozmiłowanych w pokoju pacyfistów. Być może jednak wyspiarskie położenie i silna flota stanowiła (do czasu) wystarczającą zaporę przed najeźdźcami.

Pałac w Knossos, do którego wybraliśmy się w sobotnie przedpołudnie widzieliśmy już kiedyś wcześniej, ale zawsze warto sobie przypomnieć, szczególnie że ludzi jednak mniej. Wykopaliska do dziś zdążyły same stać się zabytkowe, więc ogląda się je jako mieszaninę minojskiej fantazji z odbudówką z lat 20tych XX wieku. Ruiny odkrył w 1900 roku Anglik, sir Arthur Evans, wykupiwszy uprzednio na własność całe wzgórze. Skomplikowany w układzie pałac, o blisko tysiącu pomieszczeń pełniących różne funkcje, pięknie pasował do mitu o labiryncie. W niektórych salach przetrwały resztki fresków, które przeniesiono do muzeum starając się rozszyfrować, co przedstawiały. W miejscach, w których je znaleziono, zatrudnieni przez Evansa malarze popuścili wodze wyobraźni. Odtworzono też z betonu charakterystyczne drewniane czerwone kolumny rozszerzające się ku górze. W centrum pałacu znajduje się odtworzona sala tronowa z ozdobnym alabastrowym siedziskiem i freskami przedstawiającymi gryfy. Najbardziej autentyczna jest jednak chyba tzw. droga królewska prowadząca do monumentalnych (choć dość zniszczonych) schodów.

W pobliżu pałacu stoi willa Ariadna, zbudowana dla sir Evansa w czasach, gdy całe wykopaliska były jego prywatną własnością (1906). W czasie okupacji niemieckiej willa była rezydencją niemieckiego komendanta wyspy, bezwzględnego i krwawego generała Müllera. Brytyjczycy wysłali komandosów, aby uprowadzić komendanta (głównie w celu propagandowym oraz dla podniesienia morale miejscowej ludności), lecz w końcu porwali nie tego generała: w międzyczasie Müller został zastąpiony względnie nieszkodliwym generałem Kreipe. Po prawie trzytygodniowej przeprawie przez góry i zabawie w kotka i myszkę z postawionym w stan alarmu całym niemieckim garnizonem, porwany generał został wywieziony drogą morską do Egiptu, a jego miejsce zajął znów… okrutny generał Müller (który jednak nie uniknął kary, bo po wojnie rozstrzelano go w Grecji). Obecnie w willi mieszczą się pokoje gościnne dla naukowców i studentów archeologii.

Płaskowyż Lassithi (który dołożyliśmy sobie do względnie szybkiej wizyty w Knossos) to mały kawałek ogrodniczo-rolniczego raju, płaska równina położona na wysokości ponad 800 m nad poziomem morza, na końcu stromej i krętej drogi prowadzącej od nadmorskiego miasteczka Malia. Równina otoczona jest górami Dikti, poprzecinana kanałami irygacyjnymi i upstrzona resztkami wiatraków, które dawniej pompowały wodę (dziś prąd jest zbyt tani). Żyzność uwarunkowana jest dwoma czynnikami - wody opadowe spływające z gór nanoszą osady aluwialne, a specyficzny mikroklimat wydłuża okres wegetacyjny daleko w późną jesień. Uprawia się warzywa (widzieliśmy kapustne, pomidory, paprykę, ziemniaki, fasolę i dynie), ale także owoce (właśnie zaczął się sezon na jabłka). Wioseczki kuszą turystów malowniczymi knajpkami i kawiarenkami (które nazywamy od lat “greckimi klubami dziadka”, a to powodu dominującej klienteli), ale również przeróżnymi wyrobami artystyczno-rzemieślniczymi.

Na skraju płaskowyżu mieści się jaskinia Dikteon Andron, gdzie Rea miała urodzić Kronosowi Zeusa. Byliśmy tam którymś poprzednim razem, a że nie wykazujemy szczególnych inklinacji speleologicznych, odpuściliśmy sobie tę wizytę. Po drodze wstąpiliśmy tylko do klasztoru Moni Vidianis, w którym najciekawsze były dojrzewające na murze passiflory.

Spinalonga to cel naszej niedzielnej wycieczki i jedno z niewielu miejsc na Krecie, którego nie odwiedziliśmy przy okazji poprzednich wyjazdów. To niewielka wysepka, ufortyfikowana na przełomie XVI i XVII wieku przez Wenecjan (pozostająca zresztą w ich rękach jeszcze przez pół wieku po upadku Krety), później (do roku 1957) funkcjonująca jako kolonia dla trędowatych (leprozorium). W okresie międzywojennym zatoka pomiędzy Spinalongą a Kretą (Mirabello Bay) była bazą dla latających łodzi brytyjskich linii lotniczych Imperial Airways, które lądowały tam dla uzupełnienia paliwa w drodze do Egiptu i dalej do Indii.

Na Spinalongę można popłynąć z pobliskich miasteczek (Elounda, Agios Nikolaos), ale my wybraliśmy małą wioseczkę Plaka, położoną vis-a-vis wysepki, a skądinąd bardzo ładną samą w sobie. Widzieliśmy wiele równie malowniczych opuszczonych, czy prawie opuszczonych wioseczek w południowej Europie, więc czynienie ze Spinalongi jakiejś szczególnej atrakcji turystycznej jest cokolwiek nieuzasadnione: owszem, jest okazja do spaceru wokół (i w poprzek), miejsce ma ciekawą historię, ale trochę to wszystko jest wabikiem na turystów. Po powrocie do Plaki zażyliśmy kąpieli morskich, co znaleźliśmy bardzo satyfakcjonującym (mimo kamienistego zejścia do wody i potencjalnego niebezpieczeństwa ze strony jeżowców).

Faistos, Gortyna, Agia Triada

W poniedziałkowej drodzę z Heraklionu do Chanii wykonaliśmy głęboki zagon na południe przez Gortynę i Fajstos. Kilkaset metrów przed Gortyną daliśmy się ściągnąć z trasy brązowymi drogowskazami kierującymi nas do muzeum. Zajeżdżamy - w małej wioszczynie Mesara (ale z dala od innych zabudowań) stoi wielki, ewidentnie nowy gmach muzeum archeologicznego. Przestronne, jasne sale, przestrzeni masa, tylko eksponatów jakby brak. Zamiast tego szumnie zapowiadana ekspozycja pt. “Islands of the Winds” składa się z gipsowych atrap tabliczek ze starożytnymi inskrypcjami, makiet miasteczek, portów i łodzi oraz - w przeważającej większości - plansz z wydrukowanymi ilustracjami i opisami po grecku (na każdą planszę z kilkudziesięciu przypadają może dwie linijki po angielsku). Po jaką cholerę budować na odludziu wielkie muzeum, w którym nie ma co pokazywać? Po salach snują się sprzątaczki jeżdżące mopami po idealnie czystych i nowych podłogach; na wejściu wita nas entuzjastyczny stróż (za pomocą polskiego “dzień dobry”!). Wszystko pięknie - tylko po co? Jedyny pozytyw był taki, że atrakcja była za darmo - no to kto płaci pensje tych wszystkich ludzi? Czy to jakaś pralnia brudnych pieniędzy greckiego ministerstwa kultury? A może ktoś ma nadzieję, że w pobliskiej Gortynie coś ciekawego jeszcze wykopią?

Gortyna, w odróżnieniu od ruin z czasów minojskich, założona została później, w epoce hellenistycznej - ale zamieszkana była w sposób ciągły aż do czasów bizantyjskich. Jak to zwykle bywa, stanowiska archeologiczne stanowią mieszankę obiektów pochodzących z różnych epok i kultur. Gortyna jest bardzo rozwleczona przestrzennie i spora część ruin znajduje się poza ścisłą, biletowaną i ogrodzoną lokalizacją. Na wzgórzu widać resztki akropolu, a po drugiej stronie szosy, spacerem przez gaj oliwny można znaleźć pretorium, czyli pozostałości pałacu rzymskiego gubernatora Krety (i Cyrenajki, bo tak sobie Rzymianie administracyjnie podzielili basen Morza Śródziemnego). Po sąsiedzku znajdują się ruiny świątyni Apolla oraz pobliskiej świątyni bogów egipskich (Izydy, Serapisa i Anubisa-Hermesa), którzy byli popularni w świecie hellenistycznym.

Archeolodzy kojarzą Gortynę przede wszystkim z odkrytymi pod koniec XIX wieku tablicami, na których zapisano ówczesny kodeks prawa cywilnego. Tablice umieszczono na dwunastu kolumnach, a zapisano bustrofedonem (czyli “jak orzą woły”) - to sposób zapisu kompromisowy wobec pierwotnego fenickiego (“od prawej do lewej”) i współczesnego europejskiego (“od lewej do prawej”): pisano kolejne wiersze tekstu na przemian od prawej do lewej i od lewej do prawej. Oryginalnego budynku (sali zgromadzeń), w którym umieszczony był kodeks już nie ma, obecnie eksponowany jest w znacznie młodszej, odbudowanej części odeonu.

Z kościoła św. Tytusa w jako takim stanie pozostała jedynie apsyda. Święty znany jest wyłącznie z listów autorstwa św. Pawła, z czego wnosić można, że był jego uczniem i bliskim współpracownikiem do rozmaitych zadań specjalnych, między innymi delegacji na Kretę celem zaprowadzenia tam chrześcijaństwa (a Gortyna była siedzibą pierwszego biskupstwa). Relikwie świętego znajdują się obecnie w Heraklionie, ale zostały tam umieszczone względnie niedawno. Szczątki zabrali ze sobą Wenecjanie, gdy wycofywali się z wyspy, a oddał je Kreteńczykom dopiero Paweł VI.

Na Krecie występuje endemicznie podgatunek platana (Platanus orientalis var. cretica), który różni się od typowego gatunku zimozielonymi liśćmi. Na wyspie znaleziono nieledwie kilkadziesiąt drzew tego taksonu. Jedno z nich rośnie “na zapleczu” stanowiska archeologicznego w Gortynie i związane jest z mitem o uprowadzeniu fenickiej księżniczki Europy przez Zeusa występującego pod postacią byka. To właśnie pod tym drzewem Zeus, już w swojej własnej, boskiej postaci miał spłodzić Radamantysa, Sarpedona i Minosa - zapewne trochę to trwało, bo nie byli trojaczkami. (Ten ostatni, a w zasadzie jego żona, Pazyfae, też miała sprawę z bykiem, ale to już zupełnie inna historia). Dodać należy, że Zeus wydał potem Europę za króla Krety Asteriona, który zachował się przyzwoicie, bo adoptował chłopców i nie zadawał żonie kłopotliwych pytań.

No i właśnie platan, który był świadkiem tych boskich igraszek (rzecz cała pokazana jest też na awersie greckiej monety 2€) tak się tym widokiem przejął, że przestał zrzucać liście. A kobiety nabożnie zaczęły te liście zrywać w przeświadczeniu, że pomogą tym, które nie dość, że chciałyby zajść w ciąże, to jeszcze koniecznie powinny urodzić chłopca. Drzewo skądinąd wygląda dość mizernie, być może właśnie za sprawą tego obrywania liści.

Z Gortyny przejechaliśmy kilkanaście kilometrów do żeńskiego klasztoru Panagia Kalivani, który nas trochę rozczarował, bo okazał się być całkiem współczesnym kompleksem budynków wzniesionym na miejscu wcześniejszego męskiego klasztoru, zniszczonego w XVII wieku przez Turków. Jedyną pozostałością historyczną jest niewielki kościółek Zoodochos Pigi datowany na połowę XIV wieku. Zakonnice mają w szczególnym poważaniu św. Charalampusa - i mają jego relikwie, co nie jest jakimś szczególnym osiągnięciem, bo ten święty męczennik (jakoby umęczony w wieku 113 lat, co w zasadzie podpada pod eutanazję) jest bardzo rozkawałkowany po całej Grecji.

Pałac w Fajstos został odkryty wcześniej niż ten w Knossos (połowa XIX wieku), co ciekawe, brytyjski admirał Spratt ustalił jego lokalizację wyłącznie na podstawie interpretacji zapisu z Geografii Strabona (księga X, rozdział 4). Do metodycznych wykopalisk doszło dopiero w pod koniec XIX wieku, przy czym Fajstos aż do dziś pozostaje w zainteresowaniu i pod opieką włoskich archeologów. Być może dlatego konserwacja za pomocą betonu w stylu Evansa jest przeprowadzona w znacznie bardziej dyskretny sposób.

Fajstos miało być jakoby założone przez Radamantysa, a Knossos przez Minosa (już to gdzieś słyszeliśmy, nieprawdaż, tylko bracia się inaczej nazywali?). Sarpedon niczego chyba nie założył, ale wypłynął przy okazji wojny trojańskiej, co stwarza pewne kłopoty natury chronologicznej. Starożytni autorzy próbowali z nich wybrnąć, a to utrzymując, że Zeus obdarzył Sarpedona wyjątkowo długim życiem, bądź też sugerując, że trojański Sarpedon był jakimś późnym prawnukiem tego kreteńskiego.

Pałac jest mniejszy, niż w Knossos i mniej oblegany przez wycieczki - czemu niestety w dobie covidu miejscowi ciecie próbują przeciwdziałać arbitralnie zamykając część wykopalisk i zmuszając mniej licznych turystów do sztucznego stłoczenia się na mniejszej przestrzeni. Chyba tylko po to, żeby ten czy ów cerber mógł spokojnie poplotkować z koleżanką na głównym placu, zamiast stać gdzieś w mniej dostępnym miejscu aby bronić starożytnych kamieni przed rozkradzeniem. Mimo wszystko miło było sobie przypomnieć - szczególnie monumentalne schody i pitosy.

Do znajdującego się niedaleko od Fajstos stanowiska Agia Triada dotarliśmy po raz pierwszy. Wbrew pozorom również mieszczą się tam ruiny willi minojskiej, a obecna nazwa pochodzi ze znacznie późniejszych czasów - podobnie jak stojący na wykopaliskach średniowieczny kościółek Agios Georgios.

Dużym atutem jest - podobnie jak w Fajstos - malownicze położenie na wzgórzu z rozległymi widokami na okolicę. Z wykopalisk Agia Triada pochodzi najbardziej spektakularny sarkofag minojski (eksponowany obecnie w muzeum w Heraklionie) oraz kilka ciekawych wyrobów ceramicznych. Agia Triada być może pełniła funkcję satelitarną wobec pałacu w Fajstos - określenie willa nie do końca odpowiada rzeczywistości (skoro znajdowała się tam i agora i rząd sklepów oraz miejsce na pochówki).

We wtorek zrobiliśmy sobie wycieczkę na zachód od Chanii do nadmorskiej wsi Falasarna, która w czasach hellenistycznych była jakoby portem o międzynarodowym znaczeniu. Obecnie port (który odwiedziliśmy w poszukiwaniu łódki do Balos, o czym później) jest, mówiąc delikatnie, zapyziały, a główną atrakcją wioski jest plaża oraz (położone nieco dalej) antyczne ruinki. Ciekawy jest, znajdujący się przy samej drodze tzw. tron Posejdona. Dla człowieka jest raczej za duży - chyba, żeby dać wiarę hipotezie, że nie był to tron, a raczej mównica przeznaczona do stania. Teren wykopalisk był (nie wiadomo w sumie po co) ogrodzony i całkowicie opuszczony, więc na ruiny świątyń mogliśmy sobie popatrzeć przez siatkę.

Plaża w Balos jest, zdaniem przewodników turystycznych, jedną z najpiękniejszych (jeśli nie najpiękniejszą w ogóle) plaż Krety, więc skoro byliśmy już w pobliżu zapragnęliśmy ją również zobaczyć na własne oczy. Aby tam dotrzeć lądem należy przejechać siedem kilometrów po podłej, szutrowej drodze, a następnie nadłożyć kolejne kilometry spaceru (najpierw w dół, z powrotem - niestety - pod górę). Dla uniknięcia tych marszów śmierci i premii górskiej próbowaliśmy się wybrać tam łódką z Falasarny. Niestety miejscowy szyper wycenił usługę na 550 euro (co jest zdecydowanie za drogo, choć obiecano nam w pakiecie lunch z alkoholem oraz jakieś bliżej niesprecyzowane rozrywki dodatkowe, a także krótką wizytę na pobliskiej wyspie Gramvousa). Zapewne sensowniej brzmiałoby to, gdyby było nas więcej (łódka mieści jakoby osób dziesięć) - a jeszcze lepiej byłoby szukać podwody nawodnej z miasteczka Kissamos, gdzie prawdopodobnie konkurencja większa i szyprowie nie tak zmanierowani.

Tak więc wybraliśmy się na Balos samochodem, w gęstej kawalkadzie samochodowej (prawdopodobnie wszyscy czytają te same przewodniki). Dorocie wydawało się nawet przez chwilę, że będzie mogła kąpać się nago (z powodu absolutnego bezludzia), ale szybko się ujawniło, że wręcz przeciwnie, ludzi jest masa (a co się dzieje w pełni sezonu i bez zarazy, to nawet trudno sobie wyobrazić). W dodatku “wyszło w praniu”, że jest tu mnóstwo Polaków - okazało się to, kiedy w wodzie zaczęli ostrzegać się nawzajem, żeby pilnować pozostawionego na plaży dobytku przed kradzieżą, bo “tu wszędzie słychać polski”: wszyscy się nas boją, a najbardziej my samych siebie. Widoki faktycznie piękne, morze ciepłe, ale spacer (zwłaszcza powrotny) forsowny.

Chania, Akrotiri

Jesteśmy od dwóch nocy w Chanii, nasz hotel mieści się w porcie, a pokój ma panoramiczny widok na morze - ale samo miasto będziemy zwiedzać dopiero jutro, bo Dorota ma w środku dnia jakieś szkolenia z zakresu - jak sama stwierdziła - Uniwersytetu Googla i Moodla. Swoją drogą, jeśli już mowa o hotelach, dziwne są znamiona luksusu pochodzące z epoki dawno minionej. Przyzwyczaiłem się już do tego, że koło muszli klozetowej znajduje się drugi telefon (tak, jakby nikt nie zauważył, że obecnie wszyscy mają komórki i nikt nie korzysta z aparatów stacjonarnych - a nawet jakby, to potrzeba dzwonienia czy odbierania telefonów podczas korzystania ze sracza jest dla nas niezrozumiała), w Heraklionie mieliśmy również telewizor w łazience (tak, jakby głównym zajęciem turystów było oglądanie telewizji). W Chanii mieliśmy za to w pokoju (zupełnie niepotrzebną) antresolę (hotel mieści się w budynku z czasów weneckich, kiedy to ludzie byli mniejsi, ale piętra znacznie wyższe). Ród Renier (tak nazywa się nasz hotel) wydał zresztą przedostatniego dożę weneckiego.

Chania to (nie)dawna stolica wyspy: stołeczność Heraklionu jest relatywnie świeżej daty (1971), w uznaniu prostego faktu, że jest to miasto kilkukrotnie większe i na dodatek położone bardziej centralnie.

Granice starówki Chanii wyznaczają ruiny weneckich murów miejskich. Nad portem, przytulone do muru, górują resztki bizantyjskiej fortecy (Kastelli). Od strony morza port osłonięty jest długim falochronem, zakończonym latarnią morską (zbudowaną w połowie XIX wieku przez egipskiego architekta, dlatego przypominającą bardzo minaret). W połowie długości falochronu znajdują się pozostałości bastionu św. Mikołaja.

W samym porcie można znaleźć weneckie magazyny, arsenał oraz meczet Küçük Hasan (zwany też meczetem janczarów). Meczet oczywiście nie pełni już funkcji religijnej. Po wojnie, w roku 1922, nowo powstała Republika Turecka i Grecja wymieniły się ludnością (elegancki termin na opisanie masowych wysiedleń) i ostatni wyznawcy islamu wyjechali z Krety. Meczet stracił minaret, ale zyskał funkcję wystawową (akurat urządzali tam ekspozycję jakiejś sztuki bardziej nowoczesnej).

Minaret (w charakterze zapasowej dzwonnicy) został za to przy kościele Agios Nikolaos w dzielnicy Splantzia. Przy głównej, prowadzącej do portu, reprezentacyjnej ulicy miasta (Chalidon) znajdują się dwie katedry, grekokatolicka i rzymskokatolicka (ta ostatnia schowana w podwórzu, zapewne wskutek restrykcji ottomańskich; podobną sytuację widzieliśmy i w Stambule). Jest też i niewielka dzielnica żydowska (Evraiki) z najwyraźniej czynną (ale zamkniętą dla zwiedzających) synagogą. Dzielnica żydowska daje dobre pojęcie na to, jak wyglądały średniowieczne getta, bo jest wydzielonym fragmentem miasta z jedynym wyjściem na świat zewnętrzny - w tym przypadku dzielnicę Tophane, która była w czasach tureckich enklawą chrześcijańską.

Nieco dalej od morza znaleźć można Kentriki Agora, czyli XIX wieczną halę targową, wciąż pełniącą swoją oryginalną funkcję. Port otaczają weneckie fortyfikacje - od zachodu zamek Firka i bastion San Salvador, od wschodu bastion Sabbionara. Nieco dalszy nadmorski spacer prowadzi do dawnej dzielnicy farbiarzy (Tampakariá), obecnie całkowicie wymarłej i czekającej na swoją rewitalizację. Nad brzegiem mija się pomnik Ikara, który ma być poświęcony greckim lotnikom (niezbyt szczęśliwy patron). Niedaleko stoi dom, w którym urodził się wielokrotny premier Grecji, Eleftherios Venizelos, przekształcony obecnie w muzeum i coś w rodzaju instytutu myśli politycznej premiera. Nie wchodziliśmy (bo było zamknięte), ograniczyliśmy się tylko do zdjęcia fasady i stojącego przed nią pomnika polityka.

Swoją drogą, jeśli mówimy o polityce z samego początku ubiegłego wieku, to historia ciągnącego się wiele dziesięcioleci konfliktu premiera Venizelosa z królem Konstantynem I jest fascynująca. Król dwukrotnie abdykował. Venizelos kilkakrotnie składał dymisje, a przez kilkanaście miesięcy w ciągu pierwszej wojny światowej w Grecji funkcjonowała faktycznie dwuwładza (w Atenach król rządził królestwem, a w Salonikach Venizelos republiką). Gdy dodamy do tego jeszcze udane i nieudane zamachy (stanu i te na osoby), to dojdziemy do wniosku, że międzywojenna Polska z zamachem majowym, zatargiem sanacji z endecją i wszelkimi innymi konfliktami była jako tako spokojnym państwem.

Wenizelos zmarł w roku 1936 na emigracji w Paryżu. Pogrzeb zorganizowano mu na rodzinnej Krecie (nie chciano sprowadzać zwłok do Aten w obawie przed manifestacjami i zamieszkami), na półwyspie Akrotiri, kilka kilometrów od Chanii.

Półwysep Akrotiri to również lokalizacja kilku ciekawych klasztorów pochodzących z przełomu XVI i XVII wieku. Najłatwiej dostępny jest klasztor św. Trójcy (Moni Agia Triada), zwany również Tzangaroli, od nazwiska pierwszych dwóch mnichów. Robi spore wrażenie, przede wszystkim swoimi rozmiarami, ale także i urodą architektoniczną. Przy klasztorze niewielkie muzeum i sklepik z wyrobami regionalnymi (wina, oliwy, mieszanki ziół, herbatki).

Kilka kilometrów dalej leży Moni Gouverneto. Ten akurat był zamknięty, bo mnisi trawili i leżakowali, jak zwykle pomiędzy 12 a 17. Z zewnątrz wyglądał jak mała twierdza (wysoki mur, narożne wieże, mocna brama), co jest zupełnie słusznym wrażeniem: leżące na pustkowiu klasztory w wiekach minionych przyciągały rabusiów i innych “poszukiwaczy skarbów” - którzy zresztą częściej udawali Turków niż nimi rzeczywiście byli.

Od Moni Gouverneto można dojść kamienistą ścieżką do zrujnowanego Moni Katholiko (który dla odmiany w XVI wieku został - z nieznanych przyczyn - opuszczony, a zbudowano go bodaj w wieku XI), ale tam nie chciało się nam już iść: ścieżka złowieszczo opuszczała się ku morzu a napotkani turyści straszyli półgodzinnym spacerem. Potem było nam trochę głupio, bo na zdjęciach dostępnych w internecie wygląda to bardzo malowniczo - ale trudno, coś trzeba sobie zostawić na ewentualny następny raz.

Chania ma kilka innych muzeów, które świadomie ominęliśmy: morskie, archeologiczne, folklorystyczne, a nawet narodowe muzeum piłki nożnej (?). Kilka kilometrów na południe od miasta jest również ogród botaniczny - tam innym, może bardziej wiosennym razem. Skoro już na tematy botaniczne zeszło: październik to pora kwitnienia urgini morskiej (Drimia maritima - zwanej potocznie asfodelem i kojarzonej z Persefoną). Roślina ta w ramach przystosowania do suchego i ciepłego klimatu kwitnie na jesień w stanie bezlistnym (stąd związki z krainą umarłych), a wyposaża się w liście dopiero na wiosnę, po zimowych opadach deszczu). Oprócz tego w pełni kwitnienia wciąż wilce, oleandry, werbeny (a w zasadzie lantany - Lantana camara) i psianki Rattonetiego (Solanum rantonnetii).

Kilka uwag na tematy okołowirusowe. Kreta była całkowicie wolna od koronawirusa do połowy czerwca, kiedy to zaczęli przylatywać turyści. Od początku pandemii do środy 7 października na wyspie wykryto łącznie 190 przypadków zakażeń - co w porównaniu z 505 zakażeniami w ciągu jednej tylko doby z Wielkopolski oznacza, że w zasadzie jesteśmy tutaj bezpieczniejsi niż w Poznaniu. Maseczkami przejmują się przede wszystkim kelnerzy (turyści jednak bardzo różnie, a już zwłaszcza dość powszechne jest przekonanie, że koronawirus zasypia po zmroku). Zmroziły nas scenki z kościołów, kiedy to wierni przychodzą do świątyni w maseczkach, a następnie zdejmują je, aby obciumkać i obślimtać ikony (a następnie maseczki zakładają, jak gdyby nigdy nic). Nie mieliśmy nigdy zbyt dobrego mniemania o związku religii z rozumem, no ale jednak nie spodziewaliśmy się zobaczyć tak wyraźnej korelacji odwrotnej.

Rethymnon, Elefetherna, Moni Arkadiou

W piątek wybraliśmy się do najsłynniejszego kreteńskiego klasztoru, położonego na południe od Rethymnonu Moni Arkadiou. Historia tej świątyni bliska jest każdemu wychowanemu na sienkiewiczowskiej Trylogii, a to za sprawą oblężenia przez Turków w roku 1866. W klasztorze schroniło się dwustu kilkudziesięciu powstańców, a także okoliczna ludność miejscowa, w większości kobiety i dzieci. Liczba Turków wzrasta z dekady na dekadę, według ostatnich triangulacji 15 tysięcy, a nie jest to zapewne ostatnie greckie słowo. Obrońcy obronili się dnia pierwszego, zadając napastnikom znaczne straty, ale gdy w nocy Turcy przyciągnęli kolubrynę, następnego dnia sprawa była stracona. Brama została rozbita celnym strzałem i rozpoczęła się rzeź. Miejscowy przeor Kordecki (igumen Gabriel) zamknął się z kobietami i dziećmi w arsenale, i gdy pohańcy tam dotarli przystawił świeczkę do baryłki z prochem (i - w odróżnieniu od Hektora Kamienieckiego - wykonał samobójstwo rozszerzone). Turcy zrazu ogłosili zwycięstwo, ale szybko się okazało, że moralnie wygrali Grecy, bo spektakularny wybuch zwrócił uwagę całej Europy na sprawę kreteńską. Między innymi rzecz nagłośnił w prasie Victor Hugo, a i Garibaldi zagrzewał Włochów do walki o zjednoczenie dając im za przykład bohaterskich obrońców klasztoru. Oczywiście nie wszyscy zginęli - to mniej więcej tak jak mickiewiczowską “Redutą Ordona”. Gdy całkiem żywy oficer pojawił się na emigracji i całe swoje życie (a przeżył swoją literacką śmierć o lat niemal 60) próbował nieśmiało prostować, że to zupełnie nie tak było, wywołało to żywiołową falę niechęci wobec dzielnego żołnierza.

Klasztor później odbudowano, jedynie arsenał pozostał w takim stanie, do jakiego doprowadził go igumen Gabriel (tzn. bez dachu). Katholikon (główny kościół) ma (nietypowo) dwie nawy, ale bardzo interesującą fasadę, łączącą elementy antyczne (kolumny korynckie) z późnorenesansowymi. Udostępniony do zwiedzania jest dawny refektarz i kuchnia (obecnie pełniąca funkcję sklepiku z pamiątkami i ikonami). W części pomieszczeń zorganizowano niewielkie muzeum upamiętniające oblężenie i gromadzące różne artefakty religijne i dużo bardzo rozpieszczonych kotów.

Kilka kilometrów od Moni Arkadiou mieści się wieś Eleftherna, która pojawiła się niedawno na mapach turystycznych Krety z uwagi na nowe (otwarte w roku 2016 jako zwieńczenie 30-letnich badań) muzeum archeologiczne i wykopaliska. Wbrew naszym niepokojom, muzeum okazało się całkiem niezłe (zwłaszcza jak na dotąd nieznaną małą wioskę), podobnie stanowisko położone kilka kilometrów dalej, a mieszczące ruiny starożytnego cmentarza. Nie wiadomo tylko dlaczego lokalne cerbery zabraniają robić zdjęć eksponatów (w najsłynniejszym muzeum w Heraklionie nie ma z tym najmniejszego problemu), a w dodatku na wykopaliskach też nie (kamienie się wypatrzą?). Elefthera, zdaniem archeologów, dostarcza materialnych dowodów na obyczaje (szczególnie funeralne) opisane przez Homera. W gablotach zobaczyć można tarcze przypominające te opisane w Iliadzie, a także pozostałości pochówków - na wyświetlanym w muzeum filmie widać przeprowadzoną w latach 90tych eksperymentalną rekonstrukcję pogrzebu Patroklosa. Bardzo się też szczycą figurką “Kore z Eleftherny” porównując jej do “Damy z Auxerre” znajdującej się w Luwrze - drobna różnica jest taka, że Dama jest (prawie) w całości, zaś jej kreteńska siostra ma tylko nogi w długiej spódnicy (ale podobno pochodzi z dokładnie tego samego kamieniołomu).

Ponieważ Moni Arseniou również było otwarte tylko rano (a nie da się wszędzie dojechać rano) uznaliśmy się za ofiary lenistwa mnichów i pojechaliśmy prosto do Rethymno pochodzić po miasteczku. Chania jest kilkukrotnie mniejsza od Heraklionu, a Rethymno kilkakrotnie mniejszy od Chanii, ale w sumie dość podobny, tylko zminiaturyzowany: porcik z latarnią morską, malownicze uliczki starówki, fontanna wenecka, nieczynne meczety, itp. Tylko forteca na wzgórzu imponująca. Ciekawe, że właśnie w Retymnonie widzieliśmy największą liczbę koronasceptyków - praktycznie nikt (oprócz nas) nie nosił maseczki.

Kulinaria

Jeśli chodzi o kuchnię, to na Krecie można bez trudu znaleźć większość dań z całej Grecji plus nieco lokalnych ciekawostek.

Popularną kreteńską przystawką jest dakos, czyli sucharek z jęczmiennego chleba (paximadia) nasączony pulpą z pomidorów, posypany na wierzchu serem feta albo mizithra i jakimś zielskiem. Najbardziej przypomina to toskańską panzanellę z tą różnicą, że w wersji greckiej chleb nie jest pokruszony.

Inna śniadaniowo-przystawkowa ciekawostka to staka, najczęściej z dodatkiem sadzonych jajek (me ayga). Jeśli ktoś (tak jak ja) pamięta z dzieciństwa “jajka w śmietanie” to to jest bardzo podobne, tylko z lekkim posmakiem kozim, bo staka produkowana jest z koziego (albo owczego) mleka.

Zdecydowanie najciekawsze w kategorii przystawek okazały się volvoi, czyli marynowane cebulki szafirków (tak, tych szafirków, co to w ogrodach rosną - Muscari comosum). W smaku są odrobinę gorzkawe, ale największe wrażenie robi chyba sam pomysł, żeby jeść szafirki. U nas w ogródku mnożą się obficie, więc kto wie, może wiosną wypróbujemy.

Kolejnym ziołem, którego na Krecie dodaje się do wszystkiego, a poza Kretą raczej spotyka się rzadko jest portulaka. Trafia na przykład jako dodatek do klasycznej sałatki greckiej. No i tradycyjna horta - czyli wszystko zielone (liściaste), co daje się ugotować i podać z oliwą i kroplą balsamico.

Paru dań nie udało nam się spróbować - głównie dlatego, że korzystaliśmy z obfitości owoców morza - m.in. minęła nas apaki (duszona wieprzowina w occie balsamicznym), kalisounia (smażone na oliwie nadziewane pierożki), kohli bourbouristi (smażone ślimaki) albo skioufichta (domowy makaon). Skosztowaliśmy natomiast dania z czegoś o nazwie trahana (albo xinohondro), co okazało się rodzajem kaszy produkowanej z dodatkiem jogurtu, a więc o nieco serowym posmaku.

Reszta jak w Grecji: rozmaitość warzyw, serów (np dojrzewająca owcza graviera), past na bazie jogurtu, jagnięciny i wszelkich morskości. Do tego bardzo słodkie słodycze, których staraliśmy się raczej unikać. Plus wina z retsiną na czele. Brak było czasu na dogłębne studia, ale staraliśmy się doświadczać przede wszystkim miejscowych, nieznanych poza wyspą szczepów, z których najprzyjemniej zapamiętaliśmy kotsifali i mantilari (obydwa czerwone). W knajpach panuje zwyczaj raczenia gości obowiązkową raki (czyli wódką) na koniec, do rachunku. Czasem trafi się coś ciekawszego, na przykład rakomelo, czyli raki z miodem albo innym posmakiem (morwy, granatu czy karmelu).

Jeśli chodzi o restauracje, to zdecydowanie polecamy Kazoual na nabrzeżu w Heraklionie. Prowadzi ją (co okazało się zupełnie przypadkiem) przemiłe polsko-greckie małżeństwo, Urszula i Kostas. Jedzenie jest świetne, niby typowe, ale z pomysłem. Gdyby Was kiedyś przyjazne wiatry wywiały na Kretę, wpadnijcie tam koniecznie. Druga bezdyskusyjna “piątka” to Nostos w Rethymnonie i też w dużej mierze z uwagi na przesympatyczną obsługę. Menu niezbyt długie, co zazwyczaj stanowi gwarancję, że to co jest, jest w najlepszym gatunku.

Gdybyśmy mieli wybrać naszego faworyta w Chanii, to wciąż wahamy się pomiędzy restauracjami Salis a Colombo. Salis ma imponującą kartę win (zdaje się, że właściciele posiadają również winnicę i tę enologiczną pasję widać na każdym kroku). Natchniony jest również kucharz od deserów (pozwoliliśmy sobie raz jeden podczas całego pobytu i było to strzałem w dziesiątkę). Colombo (nie, właściciel nie jest entuzjastą serialu z Peterem Falkiem; to nazwisko pochodzi z czasów weneckich) z kolei wygrywa przytulnością i jakością obsługi.