Istnieje mnóstwo roślin o nazwach (ludowych) z konotacjami religijnymi: lilia św. Józefa (Lilium candidum), gwiazda betlejemska (Euphorbia pulcherrima), judaszowe srebrniki (Lunaria annua), buciki Matki Boskiej (Aconitum firmum), trąby jerychońskie (Datura stramonium), łzy Hioba (Coix lacryma-jobi). I tak dalej, na co najmniej kilkanaście stron.
Jest jednak jedna roślina (a w zasadzie para roślin), która zdenerwowała pewnego księdza. Ksiądz nazywał się Jan Krzysztof Kluk, żył w XVIII wieku i do historii przeszedł raczej w swojej świeckiej roli – jednego z ojców polskiej botaniki. Roślinami zaś były dwie paprocie, których nazwy mogą służyć jako szybolet do odróżniania nie-Polaków od Polaków (soczewica, koło, miele, młyn) – podejźrzon księżycowy (Botrychium lunaria) i nasięźrzał pospolity (Ophioglossum vulgatum).
Cykl rozmnażania paproci (sporofit, gametofit i te klimaty) to zmora licealnych lekcji biologii. Mało kto wie, że pierwszym naukowcem, który rozpoznał i opisał cykl rozwojowy paprotników w połowie XIX wieku był (zniemczony) Polak, Michał Leszczyc-Sumiński. Wcześniej było to przedmiotem hipotez, domysłów, legend, i baśni, z których najbardziej znana jest ta o kwiecie paproci, powiązana zresztą z nocą Kupały (bo kiedyś te kwiaty musiały przecież zakwitać). Kościół Katolicki walczył z alternatywnymi wobec własnych przesądami, obrzędami i mitami, najczęściej próbując je przechwycić (aż do czasów niemal współczesnych: 1 maja – świętego Józefa Robotnika).
Ale wróćmy do naszych baranów, to znaczy paproci. Znakomita większość paproci polskiej flory tworzy (skupione w zarodniach) zarodniki na dolnej powierzchni liści. Wszystkich liści. Niektóre jednak, w tym podejźrzon i nasięźrzał wytwarzają oddzielne liście asymilujące (trofofile) i zarodnikonośne (sporofile). Taki nierozwinięty sporofil wyglądać może jak rozwijający się pąk kwiatowy. Stąd właśnie kwiat paproci, który w obrzędowości ludowej miał moc lubczyka do kwadratu, albo i do sześcianu: gwarantował znalazcy (znalazczyni – bo zbierała go płeć piękna) niemal natychmiastowo afekt wybranka. Zbiory kwiatu paproci opisał Zygmunt Gloger (Encyklopedia staropolska, tom IV, rozdział: Rośliny miłośnicze), podając nawet słowa stosownego zaklęcia:
Nasięźrzale, nasięźrzale,Rwę cię śmiale,Pięcią palcy, szóstą dłonią,Niech się chłopcy za mną gonią;Po stodole, po oborze,Dopomagaj, Panie Boże.[*]
Zwróćmy uwagę: do zaklęcia zainkorporowano pana Bozię. Nic to nie pomogło, kler intensywnie walczył z pozyskiwaniem kwiatów paproci, bo nie mógł w żaden sposób zmonetyzować tego procederu. W walkę tą zaangażował się również ksiądz Kluk, a to za pomocą sprytnego fałszerstwa: w swoim Dykcyonarzu roślinnym zamienił ze sobą nazwy nasięźrzała i podejźrzonu, aby utrudnić chłopstwu praktykowanie konkurencyjnych zabobonów.
Dość to było naiwne (wątpliwym jest, aby XVIII wieczni chłopi czerpali wiedzę o otaczającym świecie z książek), ale przynajmniej ksiądz Kluk miał spokojne sumienie, bo rzucił kłodę pod nogi na miarę swoich możliwości. Bawi mnie to również przez pryzmat całkiem współczesnych klechów katolickich, którzy walczą z przywożonymi przez Polaków z mniej lub bardziej egzotycznych podróży figurkami Buddy, amuletami, maskami i innymi durnostojkami, argumentując, że mogą być „omodlone przez szamanów”. Co oznacza, że kler katolicki uznaje ich skuteczność, ale uważa za wrogie.
Co do ewentualnej uprawy i zastosowania w ogrodach - rzecz raczej trudna, głównie z uwagi na to, że obydwa gatunki mają status roślin chronionych i zagrożonych wyginięciem. Wartość ozdobna raczej wątpliwa, ergo dostępność w szkółkach zerowa. Jedynie jako ciekawostka etnobotaniczna. Jeśli już chcemy mieć w ogrodzie "kwiaty paproci", sugeruję zainteresowanie się długoszem królewskim (Osmunda regalis). Paproć ta, znacznie wyższa (do półtora metra) i bardziej okazała, również wytwarza sporofile. Jest związana ze stanowiskami nadwodnymi. W miejscach o dostatecznej wilgotności może rosnąć na stanowisku słonecznym. Preferuje gleby kwaśne.
---
[*] - tak w oryginale u Glogera. W różnych wersjach "niekanonicznych" spotyka się również wers taki:
Karczmarze, owczarze, sołtysi,A potem z całej wsi
Co już zdecydowanie rują i poróbstwem zatrąca. Ale wskazuje na zmysł ekonomiczny ludu polskiego i daje do zrozumienia, że dobre partie były w cenie bez względu na epokę i szerokość geograficzną.