Ogrodniczym świętym Graalem (jednym z, ale niemal tak ważnym jak wyhodowanie niebieskiej róży) jest znalezienie byliny, która tolerowałaby tzw. suchy cień, to znaczy rosłaby zadowalająco w warunkach niedostatku zarówno światła, jak i wody. A przy tym jeszcze przedstawiała sobą jakieś wartości ozdobne.
Pomińmy tutaj geofity i efemeroidy zasiedlające runo leśne - najniższe piętro lasów liściastych (zawilce, przylaszczki, kokorycze, złocie i ziarnopołony), bo to jest zupełnie inna bajka: nam chodzi o rośliny zajmujące tę niszę przez cały sezon wegetacyjny (a nie o oportunistów, którzy kombinują jak cykl życiowy zamknąć zanim drzewa rozwiną liście).
Kandydatem niemal idealnym jest tutaj liriope szafirkowate (Liriope muscari), ma nawet dodatkową zaletę (zimozieloność), która bywa też jej wadą, przynajmniej w Polsce. Ta niska (około 40 cm), jednoliścienna bylina spokrewniona ze szparagami występuje we wschodniej Azji (Japonia, Korea, Chiny). Jej purpurowo-fioletowe kwiaty pojawiają się późnym latem i przypominają kształtem kwiatostany szafirków (stąd nazwa gatunkowa, zarówno po polsku, jak i po łacinie). Jesienią i na początku zimy rośliny zdobią czarne jagody. Niestety na nieosłoniętych od wiatrów stanowiskach liriope ma tendencje do przemarzania. Dużo szkody wyrządza także ostre słońce na przedwiośniu (ta nieszczęsna w naszym klimacie zimozieloność - ziemia zmarznięta, korzenie śpią, a słońce zmusza liście do transpiracji i fotosyntezy).
Innym dobrym pomysłem jest cyklamen bluszczolistny, zwany także neapolitańskim (Cyclamen hederifolium), pochodzący, jak sama nazwa wskazuje z basenu Morza Śródziemnego. Tutaj dodatkowym walorem są późno rozwijające się kwiaty (w naszych warunkach od września do listopada) o różnych odcieniach różu. Potencjalnym kłopotem (oprócz niepełnej zimotrwałości w klimacie Polski) jest zapewnienie dobrego drenażu w miesiącach zimowych - każda stagnująca woda szkodzi. Bardziej dostosowany do naszych zim jest kwitnący latem cyklamen purpurowy (Cyclamen purpurascens), którego naturalny zasięg zahacza o Polskę (dwa izolowane stanowiska w Sudetach). Pochodzący z Małej Azji cyklamen dyskowaty (Cyclamen coum) jest bardzo atrakcyjny z uwagi na porę kwitnienia (przedwiośnie), ale najbardziej delikatny spośród gatunków możliwych do uprawy w gruncie.
Warto rozważyć też paprocie, zwłaszcza te najodporniejsze na suszę, jak paprotnik szczecinkozębny (Polystichum setiferum) czy różne gatunki z rodzaju nerecznica (Dryopteris), albo po prostu nasza krajowa paprotka zwyczajna (Polypodium vulgare). Warto mieć na względzie, że - gdy już się przyjmą i rozgoszczą - potrafią być bardzo ekspansywne, więc czasami lekarstwo okazuje się być gorszym od choroby. Uwaga ta dotyczy również roślin używanych często jako “zastępczy trawnik” w miejscach, gdzie ten prawdziwy nie dałby sobie rady: podagrycznik (Aegopodium), runianka japońska (Pachysandra terminalis), dąbrówka rozłogowa (Ajuga reptans), czy też jasnota plamista (Lamium maculatum).
Rzadko natomiast spotykane w naszych ogrodach - i godne wszelkich poleceń - są rośliny z rodzaju Epimedium. Nie ma on przedstawicieli we florze Polski, więc i polska nazwa rodzajowa - epimedium - jest kalką łacińskiej. Pochodzenie i znaczenie nazwy jest niejasne - Linneusz pożyczył ją sobie od Piliniusza (epimedion: Historia naturalis, ks. XXVII, rozdz. 53), słusznie konstatując, że skoro nie można już ustalić jaką roślinę opisywała, to jest do wzięcia i recyklingu. Ładną legendę, że oznacza ona coś ponad (epi-) przeciętnego (-medium) można nawet wyjaśnić tym, że kwiaty wyrastają ponad niewysokie liście - ale to już całkiem współczesna racjonalizacja. Za to angielski ma wiele nazw dla epimedium, mniej lub bardziej poetyckich, zaczynając od barrenwort (ten termin sugeruje roślinę leczniczą - wort rosnącą na nieużytkach - barren) poprzez nawiązujące do wyglądu kwiatów bishop's hat (biskupią mitrę) i fairy wings (skrzydełka wróżki), aż do horny goat weed (wszystkie kozy są rogate, więc chodzi tu raczej o kozę podnieconą) - co wreszcie objaśnia te lecznicze właściwości epimedium (tak, chodzi o ziołową viagrę). Język niemiecki wyjątkowo poetycki, nazywa epimedia Elfenblumen (kwiaty elfów).
Epimedia to byliny należą do rodziny berberysowatych (Berberidaceae), charakteryzujące się czterokrotną symetrią kwiatów (cztery zewnętrzne i cztery wewnętrzne działki okwiatu, cztery zaopatrzone w ostrogi płatki kielicha i cztery pręciki). Linneusz nie miał wielkiego wyboru - gatunkiem typowym został jedyny europejski przedstawiciel rodzaju, epimedium alpejskie (Epimedium alpinum), rosnące w zachodnich Bałkanach i na Półwyspie Apenińskim, na północy zasięgu dochodzące do Austrii. Gatunek ten ma znaczenie ogrodnicze jedynie jako forma wyjściowa mieszańca Epimedium x rubrum (wbrew nazwie kwiaty są raczej różowe niż czerwone) powstałego w Belgii połowie XIX wieku ze skrzyżowania z dalekowschodnim gatunkiem Epimedium grandiflorum (tutaj nazwa nie kłamie, kwiaty są relatywnie duże, a przynajmniej największe spośród epimediów). Ten gatunek, jego liczne odmiany i mieszańce jest bardzo odporny na suszę.
Wiek XIX to czas, w którym europejscy botanicy coraz śmielej eksplorowali zasoby flory Azji, a zwłaszcza dopiero otwierających się na Europejczyków Chin i Japonii. Wiele ze sprowadzonych stamtąd gatunków epimediów zadomowiło się w europejskich ogrodach, a niekiedy zostało wykorzystane do krzyżowań. Rodzaj liczy niemal 70 gatunków, większość z nich występuje w chińskiej prowincji Syczuan, niektóre z nich zostały odnalezione i opisane dopiero pod koniec ubiegłego stulecia. Dalekowschodnie gatunki to raczej wciąż pole dla hobbystów i specjalistów; należy pamiętać, że niektóre z nich lubią podłoże wapienne, inne zaś, wręcz przeciwnie, kwaśne.
W powszechnym obiegu ogrodowym znajdują się przeważnie mieszańce międzygatunkowe i odmiany o nieznanym szerzej pochodzeniu. Na Kaukazie, w Anatolii i Iranie rośnie epimedium pierzaste (Epimedium pinnatum), które też radzi sobie dobrze z suszą. Skrzyżowane z E. grandiflorum dało mieszańca Epimedium x versicolor (epimedium pstre - znane w kilku odmianach barwnych. Epimedium warlejskie (E. x warleyanum) to mieszaniec E. rubrum i E. pinnatum.
Królewski Ogród Botaniczny w Kew wydał w początku naszego wieku monografię "The genus Epimedium and other herbaceous Berberidaceae including the genus Podophyllum" pióra Williama Stearna, która do dziś jest ostatecznym kompendium wiedzy botanicznej i ogrodniczej w zakresie (między innymi) epimediów.
Rozmnażanie epimediów jest dość banalne - przez podział, po kwitnieniu albo wiosną, przed rozpoczęciem wegetacji. Gatunki azjatyckie i ich mieszańce najczęściej nie wiążą żywotnych nasion w naszym klimacie. Co do odporności na suszę - chyba są jednak trochę przereklamowane; przynajmniej przez pierwszy sezon wegetacyjny, dopóki się nie przyjmą, wymagają stabilnie wilgotnego podłoża. System korzeniowy jest zwarty, ale dość płytki; mogą więc tracić liście w okresach suszy, ale zazwyczaj później je regenerują.
W kontekście suchego cienia mówi się często o hostach - ale moje doświadczenia są nie do końca zachęcające (być może to kwestia wyboru odpowiednich odmian). Nieźle radzą sobie w takich warunkach naparstnice (Digitalis), żurawki (Heuchera) i "żurawkopodobne" (Heucherella, Tiarella). Czytałem też o ciemiernikach (Helleborus), ale trochę szkoda byłoby mi robić takie eksperymenty z moją populacją.
Cóż, jeśli zmiany klimatu będą nadal przyspieszać, niektórzy zainteresują się roślinami bagiennymi, albo wręcz wodorostami, ale większość ogrodników będzie musiała porzucić rośliny ozdobne i zająć się produkcją żywności w warunkach stepowych względnie pustynnych. Pomidory będą udawać się znakomicie - tym, których stać będzie na wodę do ich podlewania. Ale to już zupełnie inny temat.
Królewski Ogród Botaniczny w Kew wydał w początku naszego wieku monografię "The genus Epimedium and other herbaceous Berberidaceae including the genus Podophyllum" pióra Williama Stearna, która do dziś jest ostatecznym kompendium wiedzy botanicznej i ogrodniczej w zakresie (między innymi) epimediów.
Rozmnażanie epimediów jest dość banalne - przez podział, po kwitnieniu albo wiosną, przed rozpoczęciem wegetacji. Gatunki azjatyckie i ich mieszańce najczęściej nie wiążą żywotnych nasion w naszym klimacie. Co do odporności na suszę - chyba są jednak trochę przereklamowane; przynajmniej przez pierwszy sezon wegetacyjny, dopóki się nie przyjmą, wymagają stabilnie wilgotnego podłoża. System korzeniowy jest zwarty, ale dość płytki; mogą więc tracić liście w okresach suszy, ale zazwyczaj później je regenerują.
W kontekście suchego cienia mówi się często o hostach - ale moje doświadczenia są nie do końca zachęcające (być może to kwestia wyboru odpowiednich odmian). Nieźle radzą sobie w takich warunkach naparstnice (Digitalis), żurawki (Heuchera) i "żurawkopodobne" (Heucherella, Tiarella). Czytałem też o ciemiernikach (Helleborus), ale trochę szkoda byłoby mi robić takie eksperymenty z moją populacją.
Cóż, jeśli zmiany klimatu będą nadal przyspieszać, niektórzy zainteresują się roślinami bagiennymi, albo wręcz wodorostami, ale większość ogrodników będzie musiała porzucić rośliny ozdobne i zająć się produkcją żywności w warunkach stepowych względnie pustynnych. Pomidory będą udawać się znakomicie - tym, których stać będzie na wodę do ich podlewania. Ale to już zupełnie inny temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz