wtorek, 20 kwietnia 2021

Żuczki hitlerowskie - wpis poprawiony i uzupełniony

Pewien austriacki inżynier nazwiskiem Oskar Scheibel, który w schyłkowych czasach Cesarstwa Austro-Więgierskiego budował linie kolejowe na terenie obecnej Bośni, w wolnych chwilach zajmował się kolekcjonowaniem i oznaczaniem żyjących na Bałkanach chrząszczy, a zwłaszcza tych należących do (bardzo dużej) rodziny biegaczowatych (Carabidae). Póżniej, po Wielkiej Wojnie, osiadł w Zagrzebiu. Wraz z poprawą sytuacji materialnej pogorszyło mu się zdrowie: nie mógł już samodzielnie odławiać okazów w terenie, lecz finansował wyprawy miejscowych „chrząszczarzy”, którzy znosili mu owady do dalszych badań.

Jak już kiedyś wcześniej napisałem, entomologom znacznie częściej niż innym zoologom zdarzają się odkrycia nowych gatunków, tak było i w tym przypadku. Scheibel oznaczył i opisał trzy nowe gatunki chrząszczy. Przywilejem odkrywcy jest nadanie nazwy nowemu taksonowi. Jedna z nich okazała się bardzo kontrowersyjna.

Chodzi o małego (około pół centymetra) biegacza, żyjącego w jaskiniach Słowenii, znalezionego w jednej z nich w pobliżu miasta Celje, a żywiącego się larwami innych owadów. Ponieważ żuczek żyje w ciemności i nie wychodzi z tych swoich jaskiń, w ramach wtórnej adaptacji środowiskowej utracił w trakcie ewolucji (niepotrzebny mu) wzrok.

Rok był 1937, a żuczek był brunatny. Nie wiadomo, czy Scheibal był entuzjastą ówczesnej „dobrej zmiany”, czy po prostu chciał uhonorować swojego rodaka, dość że zarejestrował nazwę Anophtalmus hitleri. Sam Hitler był wzruszony i przysłał Scheibelowi kurtuazyjny list z podziękowaniami.

Po upadku 12 letniej tysiącletniej nikt nie pomyślał o denazyfikacji żuczka. I w ten sposób niewielka populacja żuczków Hitlera żyje sobie w podziemiu w Słowenii. Sprawa ujrzała jednak światło dzienne (metaforycznie, bo Anophtalmusy są, jako się rzekło, ślepe). Kolekcjonerzy różnych nazistowskich memorabiliów, wszelacy neo- i krytponazisci zaczęli wykupywać egzemplarze żuczka na aukcjach entomologicznych. Co więcej, kłusownicy wybierają się do Słowenii, gdzie wyłapują żuczki Hitlera i sprzedają z dużym zyskiem. Aby chronić Hitlera przed neonazistami rząd Słowenii wprowadził ochronę gatunkową - na razie nadaremno. Swego czasu zaginęła cała kolekcja żuków Hitlera z monachijskiej Zoologische Staatsammlung. Na czarnym rynku można kupić sztukę za 2 tysiące euro, przy czym ceny wciąż zwyżkują. 

Najprościej byłoby zmienić nazwę – ale tu na przeszkodzie stoi ICZN (międzynarodowa komisja nomenklaturowa), która uważa że nazwę nadano zgodnie z regułami taksonomicznymi i nie ma powodu, aby ją zmieniać tylko dlatego, że patron jest démodé. Podobny, precedensowy problem był w roku 1949 z innym owadem (Rochlingia hitleri). Tutaj też wnioskodawcy spotkali się z odmową. Okolicznością łagodzącą jest to, że Rochlingia hitleri juz w momencie odkrycia była gatunkiem wymarłym, znanym jedynie ze skamieniałości. Ślepy hitlerowski żuczek przeżył swojego patrona już o ponad 70 lat. Ile jeszcze wytrzyma z taką nazwą?

PS. Korekta nazwy (czy też jej usunięcie) możliwa jest z przyczyn merytorycznych. W roku 2005 dwaj polscy entomolodzy, prof. Hilszczański i dr Bystrowski odnaleźli nad Biebrzą i opisali chrząszcza z rodziny kózkowatych, którego nazwali Aegomorphus wojtylai (tak, chodzi o świeżo wówczas zmarłego JP2). Kilka lat później entomolog-amator Adam Woźniak, ustalił ponad wszelką wątpliwość, że ów „chrząszcz papieski” jest identyczny ze sto lat wcześniej opisanym gatunkiem Aegomorphus obscurior (rogatek ciemny). Papież się więc nie utrzymał. Na razie w świecie owadów. Cierpliwości.


Brak komentarzy: