sobota, 24 grudnia 2022

Ogrodnik podmiejski (21): Odcinek świąteczny czyli Christmas Special - Gwiazdkowa róża

 


Zakwitła nam właśnie w ogrodzie zimowym "marszenilka" (co dokumentuje powyższe zdjęcie), czyli róża odmiany "Marechal Niel". Marszałek Adolphe Niel walczył w wojnie krymskiej, za udział w bitwie o kurhan Małachow otrzymał order Legii Honorowej. później brał udział w wojnie francusko-austriackiej, walcząc pod Magentą i Solferino. W jesieni życia zajął się polityką, przez kilka lat był - między innymi - ministrem wojny. Nie dożył klęski armii cesarstwa w wojnie francusko-pruskiej, zmarł w roku 1869 na stole operacyjnym (nieudana operacja usuwania kamieni nerkowych).

Pochodzenie odmiany jest nie do końca ustalone, ładna legenda głosi, że generał Niel ofiarował cesarzowej Eugenii (żonie Napoleona III) żółtą różę, która wyrosła z bezimiennej szczepki podarowanej mu we Włoszech.
- Jak się nazywa ta róża? – spytała cesarzowa.
- Nie ma jeszcze imienia – odparł wojskowy.
- W takim razie niech się nazywa „Marszałek Niel”.
- Ależ, pani, nie jestem marszałkiem!
- Teraz już jesteś! 

Tyle legenda. Ale róże te zrobiły prawdziwą karierę nie we Francji, ale na polskich kresach wschodnich, bo wzmianki o nich spotyka się co i rusz w literaturze. Zofia Kossak-Szczucka (“Pożoga”, KSW, Warszawa 1996, s. 14) tak wspomina park przy pałacu w Nowosielicy na Wołyniu (jej mąż był ostatnim dzierżawcą tego majątku):

Dość daleko za pałacem, na końcu ciemnej, żywicą pachnącej i zwartej alei świerkowej, stała pochylona ze starości oranżeria, pełna staroświeckich cytryn, kamelii i innych, niegdyś modnych roślin, o sztywnym, dziwacznym listowiu. Osobliwością jej była niezmiernie sędziwa i sękata palma, o której mówiono, że jest jeszcze jedną z tych, które niegdyś pożyczała hetmanowa Rzewuska dla ustrojenia pałacyku w Hrehorówce na przyjazd Aleksandra I. Prawdziwą jednak ozdobą starej oranżerii nie było to tragiczne w swym zmarnieniu drzewo, ale przepyszna róża „Marechal Niel” na głównej ścianie rozpięta, o pniu grubości ludzkiego ramienia, cały strop obejmująca zieloną, gęstą kopułą. Nikt nie umiał oznaczyć jej wieku, ale zapewne musiała ona pamiętać lata bardzo odległe i dawne. Pomimo to corocznie kwitła obficie, począwszy od pierwszych dni kwietnia do ostatnich czerwca. W przeciwieństwie do pnia jędrnego i krzepkich konarów, kwiaty miała wiotkie, bezsilne łodygi i mocną woń, właściwą kwiatom konającym. Nawet kolor ich nie był żółtawy, ale zielono-biały. Miały w sobie wdzięk i piękność rzeczy, które giną. Nieraz wówczas, patrząc na kwitnącą starą różę, mówiliśmy sobie, że umrze niedługo, nie przypuszczając, że razem z nią zginie wszystko, co rosło i kwitnęło.

Ksawery Pruszyński, syn ostatniego właściciela Wolicy Kierekiszynej na Wołyniu tak wspomina ("Na czarnym szlaku", w: „Kraj lat dziecinnych”, wydawnictwo Puls, Londyn 1987):

Był to majątek bez tradycji, kupiony dla mego właśnie ojca. W środku parku niszczała wielka, niedokończona rezydencja pałacowa, której budowę rozpoczęli poprzedni właściciele Czaccy, a rodzina Pruszyńskich mieszkała w wielkim, niskim, starym dworze. Latem wszystko wokół rosło bardzo bujnie, z niezwykłą żywotnością, a zimą wszystko zasypywał śnieg. Pod oknem mojej matki, niskim oknem, chwiał się tylko melancholijnie dziwny stwór w miejscu, gdzie latem kwitły róże „Marechal Niel”.

Róże "Marechal Niel" są nieomal głównym botanicznym bohaterem "Trędowatej" Heleny Mniszkówny. W pierwszym tomie ordynat Waldemar Michorowski wręcza żołte róże Stefci, podczas jej pierwszej wizyty w jego zamku w Głębowiczach na Wołyniu. Później między innymi te róże wysyła do domu jej rodziców w Ruczajewie tuż przed ślubem ze Stefcią. Oto opis kwiatów od Waldemara stojących w salonie w Ruczajewie (Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 155): 

Wówczas przemówili monarchowie tej poddańczej rzeszy, pachnącej i rozgwarzonej, w pierwszym rzędzie pyszne królowe-róże, nęcące barwami i bogactwem kształtów, więc wspaniała „Marechal Niel” w złotożółtych aksamitach, wdzięczna „La France” w różowych jedwabiach i wytwornisia „Tebried” w ślicznych tunikach barwy herbacianej. Była tam i „Pani Druzgi” w śnieżnobiałej sukni, „Księżna Liberty” w karmazynach i strojna w aksamitne purpury królowa-piękność z haremu sułtana Maroko.

W cieplarni w Głębowiczach (Ibidem, s. 157):

Sam ordynat wybierał najpiękniejsze z jakimś radosnym i szczęśliwym uśmiechem w oczach. Nad różami „Marechal Niel, które najlepiej lubił, pochylił się i szepnął miękko: - Idźcie służyć Stefci.” 

Po raz trzeci Waldemar obdarował Stefcię tymi różami już po jej śmierci. Posłużyły do dekoracji jej trumny.

No i są marszanilki również u Musierowcz (“Kalamburka”, Akapit Press, Łódź 2001, s. 278):

Kasztan pośrodku podwórza bielił się w ciemnościach, a z okien padały na roziskrzony śnieg żółte plamy, nakrapiane gęstymi płatkami. Pod oknem państwa Makowskich, jak gromadka zmawiajacych się krasnoludków, przycupnęły chochoły, otulające krzewy róż. Ta Makowska to romantyczna pani – wiosną siała przed oficynką słoneczniki, „żeby się śmiały”, i pachnący groszek, który uwielbiała i o którym wciąż mówiła wiersze. Latem całe okno miała spowite tymi liliowymi i białymi kwiatkami, a żółte róże Marechal Niel opierały jedwabiste główki o parapet…

Znalazłem te róże także u Kiplinga (“Księga dżungli” opowiadanie "Riki-Tiki-Tavi”):

Po śniadaniu Riki udał się do ogrodu, w celu zbadania rzeczy ciekawych. Był on obszerny, w połowie zaniedbany, pełen krzewów róż Maréchal Niel, wielkich i rozrosłych. Pozatem rosły tam gojawy i drzewa migdałowe, kępy bambusów i całe łany wysokiej, gęstej trawy

Początkowo się zastanawiałem czy to Kipling umieścił w ogrodzie w Indiach tę różę, czy też tłumacz – Franciszek Mirandola (1923) – podstępnie wprowadził ulubioną różę swojej epoki do polskiego przekładu. Ale jest i w późniejszym przekładzie Józefa Birkenmajera, a co najważniejsze w oryginale u Kiplinga (It was a large garden, only half cultivated, with bushes as big as summer-houses of Marshal Niel roses).

O tej odmianie wspomina również Oskar Wilde ("The Importance Of Being Earnest", w scenie, w której Algernon dyskutuje z Cecily wybór kwiatu do butonierki - niestety w polskiej ścieżce dźwiękowej filmu z 2002 "Marechal Niel" zamieniony jest bezsensownie na... nagietek).

Iwona Domańska-Kubiak we wstępie do swojej monografii "Zakątek pamięci. Życie w XIX-wiecznych dworkach kresowych” (Iskry, 2004) tak pisze: 

Zmiany ustrojowe, jakie zaszły po drugiej wojnie światowej, sprawiły, że zniknąć musiał na zawsze styl życia majętnych ziemian nie do odtworzenia w innym czasie i miejscu. Patriarchalny dom z zapracowanym ojcem, dziadem wspominającym młodzieńcze wojowanie, kobietami drepczącymi cały dzień po domu. Razem z owym stylem życia poznikały drobne szczegóły tego świata, przedmioty codziennego użytku jak szkandela czy lampa naftowa, a nawet niektóre gatunki kwiatów jak róża Mareshal Niels.

No więc żaden ze mnie nostalgik kresowy, ani majętny ziemianin, ani tam bardziej ordynat Michorowski - ale jednak “marszenilkę” od zapomnienia uratowałem!

I tym optymistycznym akcentem kończymy, życząc czytelnikom abyśmy uratowali jak najwięcej miłych wspomnień przemijających lat, a ostatni tydzień roku okazał się lekkostrawny i beztroski.

Michał Babilas (z Dorotą w tle)




 



Brak komentarzy: